Dramat rozpoczął się przed tygodniem, 9 lutego. - Jak przyszliśmy do pracy, woda w Wiśle była już na takim poziomie, że wywołało to strach w naszych oczach. W kotłowni wówczas jeszcze nic się nie działo. Wspominam o niej, bo mamy kotłownię i salę gimnastyczną ok. 3 metry poniżej lustra wody Wisły. Obawialiśmy się, że woda może się przelać - tak Jacek Karolak rozpoczyna dramatyczną relację z ratowania budynku Płockiego Towarzystwa Wioślarskiego, który został zniszczony przez żywioł.
Przed tygodniem w Płocku ogłoszono alarm przeciwpowodziowy. Powodem był zator lodowy na Wiśle - w miejscowości Popłacin. Blokował on swobodny przepływ wody, w efekcie Wisła wzbierała.
W miniony wtorek sytuacja zaczęła się pogarszać z godziny na godzinę. Najpierw zalana została droga dojazdowa do siedziby Płockiego Towarzystwa Wioślarskiego, przy ul. Kawieckiego. Prezes klubu skontaktował się ze sztabem antykryzysowym.
ZOBACZ WIDEO: PŚ w Zakopanem. Michal Doleżal o dyskwalifikacji Andrzeja Stękały: To błąd zawodnika
- Odzew był natychmiastowy, dostaliśmy worki i wywrotkę piasku, zaczęliśmy sami budować wał ochronny. Napełniliśmy 400 worków, zbudowaliśmy murek przy sali gimnastycznej, gdzie jest najniższy punkt. Przez jakiś czas woda przestała się podnosić. Było oczekiwanie, że może opadnie - mówi Karolak w rozmowie z WP SportoweFakty.
Nadzieja na to, że żywioł się uspokoi, zgasła około godziny 20.00. Gdy prezes PTW poszedł skontrolować stan budynku, okazało się, że woda przedostała się i do kotłowni, i do sali gimnastycznej. - Wody było pół metra. Zaczęła wybijać kanalizacją. Wszystkim, czym się da. Dostała się nawet od spodu, od płytek. Szybko wyłączyłem napięcie, przyjechała straż pożarna, która przejęła całą akcję - dodaje prezes jednego z najstarszych klubów sportowych w Polsce (PTW istnieje od 1882 r.).
- W sali gimnastycznej podłoga w pewnym momencie zaczęła "pływać". Remont generalny sali był prowadzony w latach 2008-12, teraz znów jest cała do remontu. Podłoga do wymiany, tynki na pewnej wysokości do położenia na nowo - relacjonuje Karolak.
A kotłownia? Udało się uratować kocioł olejowy, który był położony nieco wyżej. To dobra wiadomość, bo dzięki temu ogrzewane są oba budynki PTW. Jest i gorsza. Cztery pompy ciepła prawdopodobnie zamarzły i nie wiadomo, czy będą się jeszcze nadawały do użytku. - Jeśli nie, to straty "pójdą" na pewno w kilkaset tysięcy złotych. Jedna pompa to koszt ok. 30 tys. zł, są takie cztery, a przecież to tylko część zniszczeń - tłumaczy nasz rozmówca.
W nocy z 9 na 10 lutego w ratowaniu budynku klubu pomagało ok. 100 osób - oprócz strażaków (zawodowych i z OSP) także wolontariusze, żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej, kibice Wisły Płock, członkowie PTW. Wzmacniano wały przeciwpowodziowe, strażacy odpompowywali wodę, która napływała z ogromną prędkością.
Klub z Płocka w trudnych chwilach nie został sam z problemem. Odezwało się wiele osób ze środowiska wioślarskiego, pomogło kilka firm. W internecie trwa zbiórka pieniędzy na pokrycie kosztów zniszczeń (celem jest zebranie 30 tys. zł, na razie udało się zgromadzić mniej więcej połowę link TUTAJ>>).
- Cieszy nas to bardzo, że potrafimy się jednoczyć w takich sytuacjach. Gdy układaliśmy jeszcze worki z piaskiem, już została uruchomiona zrzutka na ratowanie obiektu. Ludzie deklarują pomoc - nie tylko z Polski, także z Wielkiej Brytanii czy z USA - uśmiecha się Jacek Karolak.
Płockie Towarzystwo Wioślarskie użytkuje obiekt przy ul. Kawieckiego, jego właścicielem jest zaś miasto. - W umowie mamy zapisane, że "grubsze" remonty wykonuje Urząd Miasta, ale wiadomo, że nie oznacza to, że na pstryknięcie nagle znajdą się pieniądze. Liczymy także na pomoc sponsorów. Naprawdę spotkaliśmy się z dużą życzliwością ze strony różnych instytucji - podkreśla prezes PTW.
W ostatnich dniach poziom wody nieco się obniżył. Strażacy zostali skierowani w inne miejsce, zaś działacze PTW zakupili pompy elektryczne i sami odpompowują wodę, która wciąż napływa (mimo że poziom w Wiśle spadł o ponad metr).
Sytuacja jest już nieco stabilniejsza, ale Jacek Karolak przypomina, że zagrożenie nadal istnieje. - Najgorsze jest to, że nie wiadomo, czy woda nie przyjdzie znowu. Dotychczas nie przelała się wierzchem, lecz zalała nas od dołu. Teraz zapowiadają od niedzieli mocne odwilże. Obawiamy się, że może przyjść kolejna fala i będziemy bronić tego, co jest - dodaje.
Prezes PTW podkreśla na koniec, że precyzyjne oszacowanie strat będzie możliwe najwcześniej pod koniec marca.
Czytaj także: Powódź na Podhalu. Żywioł zniszczył stadion LKS-u Bór Dębno
Czytaj także: Powódź w Grecji. Brat słynnego tenisisty trenował na zalanym korcie