Adam Ondra. Szczęście schowane wśród skał

PAP / Dimitris Tosidis / Na zdjęciu: Adam Ondra
PAP / Dimitris Tosidis / Na zdjęciu: Adam Ondra

- Wierzę, że wspinaczka będzie mnie zawsze napełniać poczuciem, że żyję. Że żyję wolny i żyję pełnią życia - mawia Adam Ondra. Mimo zaledwie 28 lat to prawdziwa legenda tej dyscypliny sportu.

W tym artykule dowiesz się o:

- Na jego rozwój w górach wpłynęli rodzice, a przede wszystkim ojciec, który jest znakomitym czeskim wspinaczem. Brali Adama w góry. Jego siostrę zresztą też. Oboje wyrastali w górskiej społeczności - tłumaczy Petr Piechowicz, wspinacz, fotograf, przyjaciel Adama, który poznał Ondrę jako małego chłopca. Od razu było widać, że może wyrosnąć na wielką postać w świecie wspinaczki.

Ondra od małego interesował się nie tylko praktyką, ale również teorią i historią wspinaczki.

- Duży wpływ na niego miała książka "Rock star". To jest biblia wspinaczy. Adam czytał ją często jako młody chłopak. To dzięki niej tyle wiedział o wspinaczce. Rodzice tę wiedzę i umiejętności pielęgnowali. Całe życie Adama to jest wspinaczka. Właściwie nic poza nią nie widzi. Wszystko, co dzieje się w jego życiu dotyczy wspinaczki - przyznaje Piechowicz w rozmowie z WP SportoweFakty.

Ekstaza

Adam na pierwszy film o wspinaczce natrafił w wieku dziewięciu lat. Do dziś pamięta tamte emocje.

"Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem. Kiedy oglądałem tamten filmik, byłem jak w ekstazie. Co prawda obraz nieco się zacinał i plik nie dał się ściągnąć, ale zobaczenie amerykańskich zawodników uprawiających bouldering to było niezwykłe przeżycie: czysta adrenalina na ekranie" - napisał w książce "Ciało i dusza wspinacza" wydanej w Polsce 30 czerwca 2021 r.

Już w wieku kilku lat nie był w stanie zatrzymać się na prostych wyzwaniach. Coś popychało go do szukania bardziej elektryzujących przeżyć. I rozwoju. Kiedy po przyjeździe na zawody okazywało się, że organizatorzy zmienili trasę przejścia na łatwiejszą, był wściekły. Jednak zupełnie nie potrafił tego wyrazić.

- Poznałem Adama jako introwertyka. Pomagałem mu komentować jego sukcesy, rozmawiać z mediami. To był niezwykle cichy i skromny człowiek. W miarę postępów nauczył się komunikować i teraz trudno poznać po nim, jaki był wcześniej - wyjaśnia jego przyjaciel.

Adam od samego początku doceniał środowisko wspinaczkowe. Nie tylko w Czechach. Znajomych ma bowiem na całym świecie.

- Cała społeczność górska jest złożona z przyjaciół. Oczywiście, kiedy na zawodach wspinacze współzawodniczą ze sobą, każdy chce być tym najlepszym. Jednak w górach, na co dzień, skoczyliby za sobą w ogień - podkreśla Piechowicz.

Multmedalista

Pasja prowadziła przez skały, ale Adam na nich nie poprzestał. Szybko zaczął osiągać rewelacyjne rezultaty podczas zawodów na sztucznych ścianach. Mistrzostwo świata wywalczył czterokrotnie. Wicemistrzostwo - pięć razy. Dwa razy zdobył brązowy medal.

Jest także mistrzem Europy i legendą prestiżowych zawodów Rock Master, na których wywalczył 11 medali, w tym siedem złotych. Z Ramónem Juliánem Puigblanqué jest współrekordzistą wśród mężczyzn pod względem liczby wygranych.

Sukcesy przyniosły mu popularność. Nie tylko w Czechach.

"Czasami reakcje moich fanów są zabawne. Pewnego razu we Włoszech około północy spotkałem w drodze do hotelu niewielką grupkę porządnie wstawionych wspinaczy. Gdy mnie zobaczyli, wszyscy jak jeden mąż uklękli, jakby im się objawił jakiś mesjasz. Innym razem jem sobie obiad w Brnie. Do restauracji można było zajrzeć z ulicy. Naraz idzie sobie facet koło trzydziestki i mnie dostrzega. Wpada do środka i biegnie w moją stronę. Zupełnie nie zważa na to, że akurat jem. Pałaszuję sobie zupę, a on podbiega do mojego stolika i zaczyna zagadywać. Prosi o autograf. Ale nie byle jaki autograf. Wyciąga koszulkę Zbrojovki Brno i prosi, żeby ją podpisać, zaznaczając, że to urodzinowy prezent dla jego brata. Muszę przyznać, że to był pierwszy raz w moim życiu, kiedy podpisywałem się na stroju piłkarskim. Mam nadzieję, że ów brat to docenił" - napisał w swojej książce.

Dodatkowej sławy nie przyniosą mu igrzyska olimpijskie w Tokio. Nie potrzebuje jej, ale na medal zasłużył. Niestety w czwartkowym finale zajął dopiero szóste miejsce. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że za trzy lata w Paryżu, kiedy będzie można walczyć osobno o medale w prowadzeniu, boulderingu i wspinaczce na czas, przywiezie do Czech upragniony krążek.

Zaraźliwa radość

Ondra powtarza, że w jego przypadku szczęście zawsze będzie chować się gdzieś wśród skał. Albo tuż za dachami chat w Krasie Morawskim. Albo na drugiej półkuli ziemskiej na szczycie dwumetrowego głazu lub tysiącmetrowej ściany.

"Wierzę, że wspinaczka będzie mnie zawsze napełniać poczuciem, że żyję. Że żyję wolny i żyję pełnią życia" - napisał w "Ciele i duszy wspinacza".

Miłość do gór dzieli z wieloma Polakami. I doskonale zdaje sobie z tego sprawę:

"Zawsze mi się wydawało, że Polacy i Polki w skałach walczą. Słowo 'wystarczy' dla nich nie istnieje. Walczą o każdy kolejny chwyt bez względu na pogodę i okoliczności. Myślę, że stoi za tym jakaś zbiorowa wspinacza świadomość sięgająca złotej ery polskiego alpinizmu. Znam wiele osób z Polski, które naprawdę żyją wspinaczką. Ich radość z wchodzenia na skały jest autentyczna i czysta - i, w dobrym sensie tego słowa, 'zaraźliwa'".

Polka szybka jak błyskawica! Ale o finał drżała do końca >>
"Spider-Woman z Polski" zrobiła furorę. 0,01 s zabrakło do rekordu świata >>

ZOBACZ WIDEO: Działacz uratował polskiego lekkoatletę. "Za protest trzeba zapłacić"

Komentarze (0)