Marc Marquez: W życiu nie ma rzeczy niemożliwych

Materiały prasowe
Materiały prasowe

W niedzielę Marc Marquez zdobył trzeci w karierze tytuł mistrza świata MotoGP. Hiszpan jest najmłodszym zawodnikiem w historii, któremu udała się taka sztuka. - Wyznaję zasadę, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych - mówi Marquez.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Trzy tytuły mistrza świata MotoGP w ciągu czterech lat. Co można odpowiedzieć tym, którzy mówią, że to było coś łatwego?

Marc Marquez: Tym którym tak mówią, odpowiedziałbym, że może to wyglądało na łatwe zadanie, ale wcale tak nie było. Każdy z tych sezonów był inny. MotoGP jest sportem, gdzie nie wszystko zależy od ciebie. Jest sporo czynników, zaczynając od motocykla, producenta, a na zespole skończywszy. Każdy z tych czynników musi pracować na sto procent, a to nie jest łatwe. Sporo się nauczyłem w zeszłym roku, bo popełniłem wiele błędów i to kosztowało mnie tytuł mistrzowski. Jestem jednak przekonany, że przyszły rok znowu będzie inną historią. Ważne w tym wszystkim jest, aby stale przebywać w czołowej trójce.

Ten rok był spod znaku wielu spektakularnych obron, gdy Marcowi Marquezowi udało się uniknąć upadków. Ile razy coś takiego nas ominęło?

- To prawda, że nie zawsze można zobaczyć wszystko, co dzieje się na torze. Nawet w niedzielnym Grand Prix Japonii miałem taką jedną sytuację w trzecim zakręcie. To nie zostało pokazane w telewizji, a byłem pewny, że upadnę. Było naprawdę blisko. Na pewno jest tak, że w powtórkach telewizyjnych pokazuje się tylko te najbardziej spektakularne momenty, gdzie nie potrafię uwierzyć jak utrzymałem się na motocyklu. Jest jednak wiele innych takich sytuacji, których ktoś inny może nie doceniać, a też mogły się zakończyć upadkiem. To powoduje, że twoje serce zaczyna szybciej bić. Z drugiej strony, w tym roku w treningach miałem sporo takich zdarzeń, bo szukałem limitu, aby potem w trakcie wyścigu jechać nieco bezpieczniej.

ZOBACZ WIDEO Paweł Przedpełski nie ma obaw przed wejściem w dorosły żużel

W zeszłym roku sześć wyścigów bez punktów. W tym roku żadnego. Jak bardzo trzeba było zmienić swoje przyzwyczajenia, by odzyskać tytuł?

- Próbowałem wyciągnąć wnioski z zeszłego sezonu i korzystać z nabytego doświadczenia. Jednak to wszystko jest bardzo względne. Sporo zależy od tego jak rozpoczniesz sezon. Jeśli pierwsze wyścigi są udane, wtedy dużo łatwiej sobie z taką sytuacją poradzić. Jeśli popełnisz błąd na początku, to już na starcie masz pod górkę w mistrzostwach. To sprawia, że musisz mocniej ryzykować. Pomoc całego zespołu sprawiła, że w zeszłym roku wiele się nauczyłem. Wiem jak w najbardziej krytycznych momentach sobie poradzić i dlatego w tym sezonie zdobyłem wiele cennych punktów.

Ma pan dopiero 23 lata, ale może się już pochwalić sporym doświadczeniem. Czy w związku z tym czuje się staro?

- "Stary" to tylko słowo. Wciąż czuję się jak chłopak, a nie dorosły mężczyzna. Wciąż się uczę i mam jeszcze wiele do zrobienia w swojej karierze, w moim życiu. Wszyscy jesteśmy ludźmi i może robię jakieś błędy albo je powtarzam, ale z roku na rok mam większe doświadczenie. Nie chodzi tylko o tor, ale również o kwestie niezwiązane z nim. Mam na myśli postępowanie na padoku MotoGP, radzenie sobie z presją podczas weekendu MotoGP, organizowanie dnia po dniu w domu, treningów. Wszystko jest podporządkowane temu, aby być zdrowym i gotowym do wyścigów. Czuję, że w tego typu kwestiach jestem dojrzalszym człowiekiem.

W jakich aspektach może pan się jeszcze poprawić?

- W tym roku nie było tego wiele, bo to był wspaniały sezon. Zawsze ma się jakieś słabe punkty, które można poprawić, ale gdybym miał sobie przyznać ocenę za ten rok to było 9,5 w 10-punktowej skali. Odebrałbym sobie pół punktu za wyścig na Le Mans. Tam popełniłem błąd, którego mogłem uniknąć. Innym błędem było to, że zbyt mocno tam naciskałem, a nie powinienem. Tak samo było na Silverstone, choć tam udało mi się uratować sytuację, co skończyło się czwartym miejscem w wyścigu. Ten rok był naprawdę dobry!

"Moje podejście jest takie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zawsze trzeba działać i robić coś, by to się udało"  - mówi Marc Marquez w drugiej części wywiadu, którą można przeczytać na kolejnej stronie. 
[nextpage]
Co dla pana oznacza pojęcie "presja"?

- Trudno to wyjaśnić, ale to jest takie uczucie, które powoduje, że stajesz się niepewny, masz wątpliwości, jesteś spięty. To coś, co męczy się psychicznie i fizycznie, w wyniku czego kończysz weekend kompletnie zniszczony. Presja działa na ciebie tak bardzo, że wysysa z ciebie energię. Trzeba sobie z tym radzić. Jestem szczęśliwy, że w padoku mogę liczyć na wsparcie mojej ogromnej rodziny, mojego zespołu. To mi pomaga złapać luz, odciąć się od tego wszystkiego. Dzięki temu tak bardzo nie myślę o wyścigach i mogę pozostać spokojnym.

Jakie to uczucie - zdobyć tytuł mistrzowski na trzy wyścigi przed końcem sezonu, który tak naprawdę był niezwykle wymagający?

- To dziwne uczucie, bo nie spodziewałem się tego. Myśleliśmy, że dotrzemy do ostatniego wyścigu w Walencji i tam decydować się będą losy tytułu. Jeśli ktoś nie śledzi MotoGP na bieżąco i powiedziałbyś mu, że wygraliśmy mistrzostwo na trzy wyścigi przed końcem sezonu, to pomyśli, że to było coś łatwego. Jednak było na odwrót. W tym sezonie było wiele trudnych momentów, w których nie widziałem siebie jako mistrza świata. Zbierałem jednak punkty z wyścigu na wyścig, stale punktowałem na wysokim poziomie, podczas gdy nasi główni rywale nie ustrzegli się błędów. Wiem, że takie błędy pojawiają się z jakiegoś powodu, gdy inny zawodnik jest w stanie utrzymać tempo i wywołuje na ciebie presję. To zwiększa prawdopodobieństwo, że inni również popełnią błędy.

Jak ważne były zmiany przepisów w tym sezonie?

- Były bardzo ważne, ale pomimo końcowego wyniku i sukcesu w mistrzostwach, muszę przyznać, że na początku zmiany były dla nas sporym problemem. Byliśmy w tyle za rywalami, a testy zimowe były naprawdę skomplikowane. Miałem kilka spotkań z Hondą, w trakcie których obiecałem im, że będę nieco spokojniejszy i skupię się na zdobyciu jak największej liczby punktów w początkowych wyścigach sezonu. Jednak liczyłem, że mi pomogą poprzez rozwój motocykla w drugiej części sezonu. Prosiłem ich, aby pokazali, że Honda jest w stanie zareagować na nowe wyzwania, bo byliśmy daleko od najwyższego poziomu. Rzeczywiście tak było, że czyniliśmy małe postępy do przodu i zmniejszaliśmy straty do innych. To sprawiło, że motocykl RC213V stał się bardziej konkurencyjny w ostatnich wyścigach sezonu.

Po tych trudnych początkach nowego sezonu, pojawiła się kiedykolwiek taka myśl, że zdobycie mistrzostwa nie będzie możliwe w tym roku?

- To bardzo ważne, aby mieć pewność siebie i wiarę. Pamiętam, że podczas testów zimowych wiele osób w padoku mówiło, że sięgnięcie po tytuł będzie niemal niemożliwe dla nas. Mówiono, że cierpimy bardziej niż tego oczekiwano. W takim momencie czułem jednak ogromną motywację. Moje podejście jest takie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zawsze trzeba działać i robić coś, by to się udało. To prawda, że tamten okres był dla nas trudny, ale odpowiedzi przyszły po pewnym czasie. Honda jest ogromną fabryką. Fabryką, która jest zdolną do reagowania w kryzysowych sytuacjach. Do tego mój zespół, moja ekipa... są na najwyższym poziomie.

Który dzień w tym roku był najgorszy?

- Podczas testów zimowych w Katarze, pod koniec ostatniego dnia, zrobiliśmy w końcu krok w dobrą stronę. W samym sezonie najtrudniejszym momentem był wyścig na Le Mans. Byłem w stanie wygrać w Argentynie i Austin, ale potem miałem pewne problemy w Jerez, a na Le Mans zanotowałem upadek. Wtedy Lorenzo odzyskał prowadzenie w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata, a kolejne wyścigi odbywały się na Mugello i w Barcelonie. Wtedy pomyślałem sobie, że nie będzie łatwo. Tymczasem okazało się, że te wyścigi pomogły mi uwierzyć w to, że zdobycie tytułu jest możliwe.

Zdobycie tytułu mistrzowskiego na Motegi w roku 2014. Do tego brat Alex odniósł na tym torze pierwsze zwycięstwo. Teraz na Motegi doszło do celebracji kolejnego mistrzostwa. Czy ten obiekt stał się wyjątkowym miejscem dla pana?

- Szczerze mówiąc, nie wiem. Może to jest dobry moment, by na każdy wyścig na Motegi szykować specjalne malowanie kasku (śmiech). Tak naprawdę to nie jest mój ulubiony tor w kalendarzu, a jednak przeżyłem tam niesamowite chwile i doświadczyłem niezapomnianych uczuć. Do tej pory Motegi było torem, na którym nie wygrywałem. Nie czułem się też wygodnie na tym obiekcie, bo jego charakterystyka nam nie odpowiadała. Co by jednak nie mówić, to mam z niego najlepsze wspomnienia w mojej karierze.

Jeśli byłaby możliwość wyróżnienia jednego wyścigu z ostatnich dziewięciu sezonów, to który byłby tym szczególnym?

- Wyścig, którego nie potrafię zapomnieć, to Walencja z 2013 roku. Wtedy walczyłem o pierwszy tytuł w MotoGP, a na dodatek miałem wsparcie swoich kibiców. Jest jeszcze jeden wyścig, który równie mocno przeżyłem, choć nie brałem w nim udziału. Znowu chodzi o Walencję, ale tym razem o sezon 2014, kiedy mój młodszy brat zdobył tytuł mistrza świata w Moto3. Nie wiem dlaczego, ale zachowuję te wszystkie obrazki, wszystkie momenty w mojej głowie.

A jak pan opisałby idealną niedzielę, jeśli akurat nie startuje w MotoGP?

- Uwielbiam spędzać niedziele na kanapie (śmiech), szczególnie obserwując motocyklowe mistrzostwa Hiszpanii, zawody crossowe albo cokolwiek innego. Mogę też spędzić popołudnie oglądając mecz piłki nożnej, najlepiej jeśli to jest mecz FC Barcelony! Nieustannie podróżuję po całym świecie, więc jeśli tylko jestem w niedzielę w domu, to po prostu chcę odpocząć i naładować akumulatory w moim organizmie.

Notował i rozmawiał Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: