Przerwany wyścig Nicky'ego Haydena

Materiały prasowe / Michelin / Nicky Hayden podczas ostatniego wyścigu MotoGP w karierze
Materiały prasowe / Michelin / Nicky Hayden podczas ostatniego wyścigu MotoGP w karierze

Nicky Hayden nie wygrał swojego ostatniego wyścigu. W poniedziałek szpital w Cesenie poinformował o śmierci 35-latka, który w ubiegłym tygodniu został potrącony przez samochód w okolicach włoskiego miasteczka Rimini.

W tym artykule dowiesz się o:

W historii MotoGP zapisało się wielu Amerykanów - po tytuły mistrzowskie sięgali tacy zawodnicy jak Kenny Roberts, Wayne Rainey czy Kevin Schwantz. Początkowo mało kto spodziewał się, że Nicky Hayden pójdzie ich drogą. Pochodził z rodziny o tradycjach w motorsporcie. Ojciec i starszy brat ścigali się na motocyklach, ale on początkowo postawił na dirt-track. To popularna w Stanach Zjednoczonych dyscyplina, podobna do popularnego u nas żużla.

W 1998 roku ukierunkował się jednak ku motocyklom szosowym i udowodnił, że ma talent do ścigania się na asfalcie. Najpierw odnosił sukcesy w amerykańskiej klasie Supersport, potem przyszedł czas na Superbike'i. Został najmłodszym w historii mistrzem klasy AMA Superbike. To musiało zagwarantować awans do MotoGP.

Miał 22 lata, gdy w sezonie 2003 zyskał zaufanie w oczach kierownictwa Repsol Honda Team. Trafił do fabrycznego zespołu Hondy, gdzie już na starcie został partnerem innej wschodzącej gwiazdy - Valentino Rossiego. Jako debiutant pozostawał w cieniu Włocha, ale zdołał dwukrotnie stanąć na podium. W dalszym rozwoju kariery pomogła mu jednak decyzja Rossiego, który odszedł do Yamahy.

Hayden pozostał wierny Hondzie i doczekał się tytułu mistrzowskiego w jej barwach w roku 2006. Rywalizacja Haydena z Rossim na długo pozostanie w pamięci kibiców MotoGP. "Doctor" do ostatniego wyścigu miał szansę wyprzedzić Haydena. W Walencji popełnił jednak błąd, przewrócił się i Amerykanin mógł świętować. - Po wyścigu uścisnęliśmy sobie dłonie, nadal mieliśmy dobre relacje - wspominał ostatnio Rossi.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia

Później Hayden nie był w stanie już powtórzyć tak świetnego sezonu. Od roku 2009 reprezentował barwy Ducati. Włosi nie dysponowali wtedy konkurencyjnym motocyklem, więc stał na straconej pozycji. Kilkukrotnie stawał na podium... i ponownie spotkał się w jednej ekipie z Rossim. - Byliśmy kompanami w tych trudnych latach dla Ducati. Walczyliśmy na śmierć i życie... o piątą pozycję. To było maksimum tego motocykla. Wtedy Nicky często gościł na moim ranczu. Zawsze był tam mile widziany. Fajnie było się ścigać na torze flat-trackowym, bo to jeden z szybszych zawodników w stawce - powiedział Rossi.

We włoskiej ekipie wytrwał o rok dłużej niż Rossi - startował w niej do końca sezonu 2013. Później związał się jeszcze dwuletnim kontraktem z prywatną ekipą Aspara, która korzystała z starszych modeli Hondy. Wiedział jednak, że na takich maszynach nie ma co liczyć na walkę o zwycięstwa. Hayden założył sobie jednak nowy plan w głowie - przejście do World Superbike, do fabrycznego teamu Hondy.

- Jestem już nieco stary, ale nadal dobrze czuję się w tej grze. To będzie nowe wyzwanie i pewnie przyniesie mi sporo frajdy. Pewnie będę tęsknić za MotoGP, bo miałem przyjemność startować tu przez wiele lat - mówił pod koniec 2015 roku w jednym z wywiadów.

I tęsknił. Gdy w 2016 roku kontuzjowani byli Jack Miller i Dani Pedrosa, bez namysłu zastąpił ich w stawce i ponownie zobaczyliśmy go w królewskiej kategorii. Do WSBK przechodził z zamiarem zdobycia tytułu mistrzowskiego, choć Honda w ostatnich latach nie błyszczała w tej kategorii. Udało mu się jednak wygrać jeden wyścig. Kluczowy miał być sezon 2017, na który Honda miała przygotować lepszy motocykl. Po pięciu rundach zajmował jednak dopiero trzynaste miejsce w klasyfikacji generalnej WSBK.

14 maja, na kilka dni przed śmiercią, wystąpił na torze Imola. Pierwszego wyścigu nie ukończył, w kolejnym był jedenasty. We Włoszech miał mnóstwo przyjaciół i postanowił pozostać tam przez kilka dni. W środę zdążył wybrać się na poranne bieganie z Kevinem Schwantzem, popołudniu wyjechał na samotną wycieczkę rowerową... Ostatnią w swoim życiu.

"Kentucky Kid", jak nazywano go w Europie - przydomek wziął się od stanu Kentucky w Stanach Zjednoczonych, przez całą karierę uniknął poważnych kontuzji w wyścigach motocyklowych. W roku 2014 opuścił kilka wyścigów, ale tylko dlatego, że poddał się operacji, aby uporać się z syndromem tzw. pompującego przedramienia. Los chciał, że stracił życie na rowerze, na ulicy. Swoją metę osiągnął w wieku 35 lat. Szybko, za szybko.

Łukasz Kuczera

Komentarze (7)
avatar
Miroslaw Machniewicz
23.05.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jeżdżę dużo (5000 w sezonie) rowerem i stwierdzam, że generalnie kierowcy mają rowerzystów w dupie, zawsze chcą pokazać, że są szybsi, wymuszają pierwszeństwo, wyprzedzają na gazetę itd itp. Ma Czytaj całość
Jon Anderson
22.05.2017
Zgłoś do moderacji
2
3
Odpowiedz
może warto by zrobić akcje: uwaga rowerzysto, nie jesteś sam na drodze.... nie bądź debilem, nie daj sobie wmówić, że staranujesz samochód jadący 60km/h... widać nie każdy profesjonalny rowerzy Czytaj całość
Jon Anderson
22.05.2017
Zgłoś do moderacji
2
5
Odpowiedz
dlatego uważam, że kolarze na publicznych drogach w mieści i poza nim to debile.... sory, ale to właśnie tacy ludzie tracą życie, a nie ci którym mama zmywała głowę o to, że jeżdzą po ulicach i Czytaj całość
avatar
_smigol_
22.05.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Spoczywaj w pokoju Mistrzu [*] 
avatar
Daniel Bulczyński
22.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie dirt-track tylko flat track.