Niemal stracił nogę, przeszedł dziesiątki operacji. Wyścigi są dla Hutchinsona wszystkim

Materiały prasowe / Honda / Ian Hutchinson (po prawej)
Materiały prasowe / Honda / Ian Hutchinson (po prawej)

Po wypadku w 2010 roku przeszedł 30 operacji. Długie miesiące spędził w szpitalnym łóżku. Jego lewa noga jest krótsza od prawej. Ian Hutchinson nie chce jednak słyszeć o końcu kariery, bo kocha ściganie na motocyklu.

W tym artykule dowiesz się o:

Niebywałe osiągnięcie Hutchinsona

W 2010 roku Ian Hutchinson przeszedł do historii. Jako pierwszy motocyklista w ciągu jednego tygodnia wygrał pięć wyścigów, odbywających się na wyspie Man. Rywalizacja w tym miejscu pochłonęła już dziesiątki ofiar. Wąskie uliczki, wystające krawężniki i barierki nie wybaczają błędów. "Hutchy" uporał się z nimi bez problemów.

Pech dopadł Brytyjczyka parę tygodni później. Przewrócił się na początku wyścigu brytyjskich Superbike'ów na torze Silverstone. Zawody rozgrywano w deszczu, przy ograniczonej widoczności. Jadący za nim motocyklista nie zdążył zareagować. Wjechał prosto w Hutchinsona, później motocyklista oberwał też koziołkującą maszyną. Efekt? Roztrzaskana lewa noga. "Hutchy" był zabierany do szpitala w Coventry z nastawieniem, że lekarze amputują mu kończynę.

- Byłem spokojny. Jednak w szpitalu powiedziano mi, że noga zostanie ucięta. Zacząłem krzyczeć. Powiedziałem, że bez względu na co się stanie, nie zgodzę się na to. Zostałem zabrany na operację, lekarze podjęli próbę jej zoperowania. Włożyli kilka prętów, stabilizator zewnętrzny - opowiadał po latach w filmie "Miracle Man", który powstał na potrzeby brytyjskiej telewizji.

Brytyjczyk bliski amputacji nogi

W nodze znajdują się trzy tętnice, które doprowadzają krew do stopy. W przypadku Hutchinsona dwie z nich były zniszczone, wręcz przecięte. Specjaliści byli przekonani, że nie da się jej uratować. Dopiero wyprostowanie nogi Brytyjczyka sprawiło, że pracować zaczęła jedna z tętnic. To dało nadzieję.

Ledwie trzy miesiące wcześniej Hutchinson był bohaterem. Wygranie pięciu wyścigów TT na wyspie Man zapewniło mu miano legendy. Rywalizacja na motocyklach była jego całym światem, a amputacja nogi była dla niego równoznaczna ze śmiercią. Nie mógłby robić tego, co kochał. Dlatego w żadnym momencie nie rozważał wydania zgody na ucięcie kończyny. Nie tracił za to nadziei, że uda się wyzdrowieć i wrócić na maszynę.

- To dawało mi nadzieję. Ciężko pracowałem, aby dotrzeć do tego miejsca. Zacząłem się ścigać jako 21-latek. Najpierw dla frajdy, ale szybko zacząłem odnosić sukcesy. Starałem się być najlepszy, jak tylko mogłem. Ciężko było to osiągnąć. Dlatego nie mogłem się poddać - opisywał swoją walkę brytyjski motocyklista.

Po wielu miesiącach, lekarze i Hutchinson mogli odetchnąć z ulgą. Brytyjczyk przeszedł 30 zabiegów i jego stopę udało się uratować. Wtedy "Hutchy" zaczął myśleć o powrocie do startów. Kontuzjowana noga odpowiadała za zmianę biegów. Jeśli nie byłaby wystarczająco sprawna, Hutchinson nie miałby szans na dobre rezultaty na wyspie Man. Byłby też zagrożeniem dla siebie i innych, bo jakikolwiek błąd podczas zmiany biegów mógłby się zakończyć tragicznie.

Tak wyglądała noga Hutchinsona w listopadzie 2017 roku, kilka miesięcy po kolejnym wypadku:

Na kolejnej stronie przeczytasz o powrocie Iana Hutchinsona do wygrywania i kolejnym fatalnym wypadku, który wydarzył się w tym roku.[nextpage]Wielki powrót Hutchinsona 

Mimo tego, wrócił na wyspę Man w 2012 roku. I po paru tygodniach okazało się, że znów musi pobyć w szpitalu. Jego złamana noga nie goiła się prawidłowo, doszło do lekkiego pęknięcia kości i infekcji. - Kość była zainfekowana i nigdy się w pełni nie zagoiła. Nikt tego nie wiedział. Moja noga nie była w pełni sprawna, była słaba, więc nie miałem nawet takiej świadomości. Miałem lekki uślizg i od razu kość pękła. To na swój sposób szczęście, bo gdybym zanotował upadek w wyścigu z taką infekcją, to wtedy już na pewno straciłbym nogę - wspominał Hutchinson.

Hutchinson znowu się nie poddał. Już w kolejnym sezonie wygrał uliczne Grand Prix Makau. Gdyby nie ponowna chęć rywalizacji, nigdy nie udałoby mu się tak szybko uporać z kontuzją. - Ani przez chwilę nie siedziałem na tyłku. Robiłem wszystko, co mogłem, by wyleczyć moją nogę. Chodziłem na treningi, wyjechałem za granicę z moim trenerem. Stopniowo zwiększaliśmy obciążenia treningowe. Dostosowałem mój rower do urazu i sporo na nim jeździłem. To wszystko nie było dla zabawy. Rozmawiamy pięć lat po wypadku, a nadal chodzę na siłownię, by wzmacniać tę nogę - mówił Brytyjczyk w 2015 roku w programie telewizyjnym.

Chłopaki też płaczą

Brytyjczyk ma świadomość, że już nigdy nie będzie tak sprawny jak przed wypadkiem. Jego ścięgna, odpowiadające za ruchy stopą zostały zbyt mocno uszkodzone. Infekcja "zjadła" część z nich. W tej sytuacji Hutchinson postanowił wprowadzić zmiany w swoim motocyklu. Skrzynia zmiany biegów powędrowała na prawą stronę. Z kolei hamulec obsługuje za pośrednictwem kciuka na kierownicy. - Co dziwne, wydaje mi się, że jeżdżę teraz lepiej niż przed wypadkiem - mówi szczerze.

Hutchinson nie zgadza się z powiedzeniem "chłopaki nie płaczą". W trakcie jego rekonwalescencji, łzy leciały po policzkach wiele razy. Niemal każdego dnia pobierał morfinę, a ból i tak był nie do zniesienia. - Prawie co tydzień miał operację. Po każdej z nich mógł obudzić się bez nogi. Lekarze mówili mu to wprost przed zabiegiem. Nie mogę sobie wyobrazić jak to znosił, bo jego jedyną motywacją był powrót do TT. Nie znam nikogo, kto by się z tym uporał. Jest najbardziej zdeterminowanym człowiekiem, jakiego poznałem - powiedział James Whitham, przyjaciel Hutchinsona.

- Kiedy masz wypadek i doznajesz kontuzji, jesteś przerażony tym wszystkim i masz dość motocykla. Nie chcesz się do niego zbliżać. To trochę jak z kacem po imprezie. Mówisz wtedy, że już nigdy więcej nie wypijesz, a przychodzi kolejna impreza i znowu pijesz - twierdzi "Hutchy".

Pomimo urazów, Hutchinson wrócił do wygrywania. W 2015 roku znów widzieliśmy go na najwyższym stopniu podium na wyspie Man. Łącznie "Hutchy" ma już na swoim koncie 16 wygranych w tej imprezie. To rekordowy rezultat.

ZOBACZ WIDEO: Nowy trening Agnieszki Radwańskiej? Dawid Celt wyjaśnia

Kolejna kontuzja, kolejny powrót

Samego Hutchinsona w tym roku znów dopadł pech. Podczas rywalizacji na wyspie Man znów zanotował upadek. Stracił panowanie nad maszyną i uderzył w barierki. Po raz trzeci złamał lewą nogę. Konieczna była kolejna rekonstrukcja kości, ponownie na jego kończynie zagościł zewnętrzny stabilizator. Po ostatnich zabiegach jego lewa noga jest krótsza od prawej o 45 mm. Będzie mu to dokuczać w życiu codziennym, ale nie na motocyklu.

Oto jak wyglądał wypadek Hutchinsona w 2017 roku:

Hutchinson ani myśli odpuszczać. Przed świętami Bożego Narodzenia ogłosił podpisanie kontraktu z Hondą. To właśnie na motocyklu tego producenta odniósł historyczne pięć zwycięstw w TT na wyspie Man w 2010 roku. W przyszłym sezonie znów chce być najlepszy. - To nowe wyzwanie i nowy początek dla mnie. Znam model Fireblade bardzo dobrze. Na nowej konstrukcji jeszcze nie jeździłem, ale mamy już zaplanowane testy na początku przyszłego roku. Nie mogę się ich doczekać - powiedział Hutchinson przy okazji ogłaszaniu kontraktu.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że 38-latek nadal się rehabilituje. Na jego lewej nodze nadal znajduje się stabilizator zewnętrzny i nie wiadomo kiedy lekarze dadzą zgodę na jego zdjęcie. To jednak nie przeszkadza Hutchinsonowi. On nawet w trakcie świąt Bożego Narodzenia nie rezygnuje z treningów. W Wigilię udało mu się przez 20 minut jeździć na rowerze stacjonarnym.

A to dopiero początek. Poprzednie doświadczenia Hutchinsona pokazują, że skoro Brytyjczyk zapowiedział start w TT na wyspie Man, to tak się stanie. I nie należy wykluczać scenariusza, w którym dopisze do swojej kolekcji kolejne zwycięstwo. To będzie najlepsza nagroda za ból, jaki doświadczył w swojej karierze.

Komentarze (0)