W 2017 roku byliśmy świadkami wydarzenia bez precedensu. Władze Malezji i toru Sepang zrezygnowały z dalszego organizowania wyścigów Formuły 1. Nie oznacza to jednak, że na tym obiekcie nie będziemy oglądać już jakiejkolwiek rywalizacji sportowców, że Malezyjczycy tną wydatki. Nic bardziej mylnego. Bo w tym samym czasie przedłużono umowę na organizację zawodów MotoGP na Sepang i to właśnie im nadano priorytetowy charakter.
W niektórych aspektach motocyklowe mistrzostwa świata już pozostawiły w tyle F1. Liczba polubień na Facebooku? MotoGP ma w tym portalu 12 mln fanów, Formuła 1 "tylko" 4 mln. Królowa motorsportu (3,52 mln obserwujących) skuteczniej skupiła za to kibiców na Twitterze niż przedstawiciele dwóch kółek (2,44 mln).
Niepokojące dla F1 mogą być za to słupki oglądalności w telewizji. W ciągu ostatniej dekady zainteresowanie wyścigami królowej motorsportu znacząco zmalało. Szacuje się, że to spadek rzędu 1/3 i obecnie F1 dociera regularnie do ok. 400 mln gospodarstw domowych. Tymczasem statystyki MotoGP systematycznie rosną. Dziś rywalizacja motocyklistów jest w zasięgu ok. 300 mln domów.
- Wyścigi motocyklowe od lat są takie same, jeśli chodzi o spektakl dla widza. Podczas gdy F1 stopniowo zaczęła być infekowana różnymi chorobami, z którymi sobie nie radzi. Kiedyś kierowcy rywalizujący w F1 mieli miano gladiatorów w związku z istniejącym tam ryzykiem, ale tego dawno już nie ma - uważa Nigel Roebuck, dziennikarz związany z "Motorsport Magazine".
MotoGP nigdy nie było tak wyrównane
Za MotoGP od wielu lat odpowiada hiszpańska Dorna, zaś F1 od niedawna zarządzana jest przez Amerykanów z Liberty Media. Ci drudzy mają czego się uczyć od kolegów z Europy. Wystarczy zobaczyć jak konkurencyjna stała się stawka motocyklistów w królewskiej klasie. Tego samego nie można powiedzieć o F1.
W Formule 1 obserwujemy właśnie wewnętrzną walkę Mercedesa z Ferrari, w niektórych wyścigach do tej dwójki dołącza Red Bull Racing. Reszta stanowi tło dla ich rywalizacji. Zespoły z końca stawki ledwo wiążą koniec z końcem, są zmuszane do zatrudniania pay-driverów. Nie tyle myślą o wygrywaniu, co o przetrwaniu.
ZOBACZ WIDEO Mikołaj Sokół: Robert daje z siebie maksimum. Pracy na pewno mu nie zabraknie
Jak to wygląda w MotoGP? Gdy fabryczne zespoły Yamahy i Hondy za bardzo odjechały konkurencji za sprawą zaawansowanej elektroniki, Dorna wprowadziła ujednolicone oprogramowanie. To niezwykle wyrównało stawkę. Efekt? W 2016 roku, w pierwszym sezonie funkcjonowania nowego systemu, mieliśmy aż dziewięciu różnych zwycięzców Grand Prix. Dla porównania w F1 przed rokiem w wyścigach zwyciężało pięciu kierowców.
Niektórzy proponują, aby podobne rozwiązania wprowadzić w F1. Standaryzacja niektórych części przełożyłaby się na obniżenie kosztów. Jednak nie ma na to zgody największych.
MotoGP wspiera najmniejsze zespoły, a nie hegemonów
W F1 mamy też do czynienia z niezdrowym podziałem środków. Najwięcej z finansowego tortu zjadają giganci w postaci Mercedesa i Ferrari. Wprawdzie obecnie trwają rozmowy mające na celu wyrównanie szans pod tym względem, ale nie należą one do łatwych. Włosi grożą odejściem z F1, jeśli tylko zaczną otrzymywać mniej środków.
Nowe regulacje dotyczące wypłacania premii w F1, jeśli zaczną obowiązywać, to najwcześniej w 2021 roku. Tymczasem przyszłość MotoGP jest zabezpieczona właśnie do tego okresu. W tym przypadku Dorna ponownie obrała kierunek przeciwny do F1.
Podczas gdy w królowej motorsportu najwięcej środków otrzymują ci najwięksi, Hiszpanie z Dorny postanowili wesprzeć małe i niezależne zespoły. Bo stoją one na straconej pozycji w rywalizacji z niezależnymi fabrykami, bo trudniej znaleźć im sponsorów. Każda z ekip dostaje od Dorny rekompensatę w wysokości 2,2 mln euro za wystawienie motocykla do rywalizacji. Jeśli dany zespół ma dwóch zawodników, daje to 4,4 mln euro.
- To wystarczająca kwota, aby zespoły miały środki na pokrycie kosztów związanych z wypożyczeniem motocykli. Rynek stanie się otwarty, bo każda prywatna ekipa będzie mogła sama zadecydować którą z konkurencyjnych maszyn produkcyjnych wybiera - mówił w 2016 roku Carmelo Ezpeleta, gdy ogłaszano nowe regulacje w MotoGP.
Kwestia torów
Nie bez znaczenia na spadek popularności F1 miały też nowe tory, za projektem których stoi Hermann Tilke. Niemiec tworzy obiekty niezwykle bezpieczne, ale też do bólu nudne. Coraz częściej mają one wyasfaltowane pobocza, dzięki którym kierowca po popełnieniu błędu jest w stanie łatwo i szybko wrócić do rywalizacji.
- W F1 samochody przez długi czas były zbyt łatwe do prowadzenia. W MotoGP zawodnicy walczą cały czas, aby nie upaść. Jadą na limicie przy 300 km/h. To jest coś, czego brakuje F1 - powiedział w jednym z wywiadów Niki Lauda, były mistrz świata F1, który niemal nie stracił życia wskutek wypadku na Nurburgringu w 1976 roku.
Zdaniem Caseya Stonera, dwukrotnego mistrza świata MotoGP, bezpieczniejsze tory sprawiają, że motocykliści ryzykują jeszcze bardziej. - Popycha nas to w kierunku ryzyka. Wzrasta zaufanie motocyklistów, bo nie odczuwają strachu. Widzą tylko krawężnik i za nim wyasfaltowana przestrzeń. Dlatego nie mają z tym problemu. Tymczasem to strach jest częścią adrenaliny. Właśnie dlatego uwielbiamy to robić. Serce bije szybciej, krew szybciej płynie w żyłach. I to wzbudza takie zainteresowanie - stwierdził australijski motocyklista.
Co przyniesie przyszłość?
Nowy sezon MotoGP miał inaugurację w ubiegłą niedzielę w Katarze. Analiza rywalizacji z toru Losail może być obiecująca dla fanów motocykli. Walka o zwycięstwo w Grand Prix Kataru trwała od pierwszego do ostatniego zakrętu, kilkukrotnie dochodziło do zmiany lidera. Na mecie najlepszych dzieliły setne sekundy.
Ciekawie prezentuje się też zestawienie najlepszych czasów poszczególnych zawodników. Andrea Dovizioso, zwycięzca z Kataru, swoje najlepsze okrążenie pokonał w czasie 1:55.242. Będący na dwudziestej pozycji Alvaro Bautista dokonał tego w czasie 1:56.178. To mniej niż sekunda różnicy.
Kierowcy z F1 dopiero rozpoczną nowy sezon w najbliższą niedzielę w Australii, ale nie ma wątpliwości, że tam dystanse między pierwszym a dwudziestym zawodnikiem będą dużo większe.
- Być może na atrakcyjność MotoGP wpływa jego prostota. Podczas gdy F1 ciągle kombinuje z regulaminami, to wyścigi motocyklistów są wierne starej szkole. Najszybszy zawodnik na jednym okrążeniu zdobywa pole position, a najlepszy po 25 "kółkach" wygrywa Grand Prix. Ten, kto dostanie najwięcej punktów, zostaje mistrzem. Wyścigi powinny być wystarczająco ekscytujące ze względu na rywalizację. Jeśli nie są, to znajdź przyczynę i rozwiąż problem, ale nie rób tego za pośrednictwem wprowadzania kolejnych dziwnych przepisów - podsumowuje brytyjski dziennikarz Mat Oxley.