Jazda Marca Marqueza w ostatnim wyścigu o Grand Prix Argentyny jest mocno krytykowana przez ekspertów. Hiszpanowi już na starcie zgasł motocykl, ale zdołał go odpalić i wrócił na swoje pole startowe. Jest to jednak wbrew regulaminowi, więc sędziowie nałożyli na aktualnego mistrza świata MotoGP karę w postaci przejazdu przez aleję serwisową.
W tej sytuacji zawodnik Repsol Honda Team znalazł się na końcu stawki i rozpoczął pościg za czołówką. Marquez, dysponujący przez cały weekend w Argentynie świetnym tempem, był znacznie szybszy od rywali. Nie miał najmniejszych problemów z ich wyprzedzaniem, jednak część jego ataków była niezwykle ryzykowna i agresywna.
Pod koniec wyścigu jeden z takich ataków zakończył się upadkiem Valentino Rossiego, przez co sędziowie ponownie zajęli się Marquezem. Dopisali do jego wyniku 30 sekund, w wyniku czego Hiszpan wypadł z punktowanych pozycji.
Po zakończeniu rywalizacji 25-latek chciał przeprosić "Doctora" za swoje zachowanie i przyszedł do jego garażu, ale Rossi nawet nie wyszedł do Hiszpana. Jego członkowie ekipy przekazali mu, że nie ma zamiaru z nim rozmawiać.
ZOBACZ WIDEO "Kubica show" podczas konferencji prasowej
- To był żart z jego strony. Zagrywka PR-owa. Po pierwsze, nie miał jaj, by przyjść do mojego garażu samemu. Jak zwykle, był w obecności menedżera Emilio Alzamory, w otoczeniu ludzi z Hondy. To wszystko odbywało się przy kamerach. Z tej sytuacji płynie jedna lekcja. Marqueza nie obchodzi druga osoba. Nie chcę z nim nawet rozmawiać, bo wiem, że to co powie jest nieprawdą - powiedział Rossi.
39-latek był jednak naciskany przez dziennikarzy w sprawie tego, czy przyjąłby przeprosiny Marqueza, gdyby doszło do ich rozmowy. - Nie, nie przyszedł do mnie. I mam nadzieję, że jest wystarczająco inteligentny i wie, że nie ma po co przychodzić - dodał.
Hiszpana starał się jednak wytłumaczyć Alberto Puig. - Po wyścigu, kiedy Marc przyszedł do boksów, pierwszą rzeczą o której mówił była chęć przeproszenia i wyjaśnienia sprawy z Rossim. To była jego decyzja, aby tam pójść. To dużo mówi o nim jako o zawodniku. Poszliśmy tam i nie byliśmy zbytnio zadowoleni z tego, że kazali nam wracać. Rozumiem jednak ich zachowanie. Po takich sytuacjach, zespół ma prawo nie czuć się zbyt szczęśliwym - ocenił zajście szef Repsol Honda Team.
Zdaniem Hiszpana, Marquez nie mógł nic więcej zrobić w tej sytuacji? - Poszliśmy przeprosić, było nam przykro. Jeśli oni nie chcą naszych przeprosin i gestów, to co możemy więcej zrobić? Nic. Myślę, że dalsze mówienie o tym incydencie nie ma sensu - dodał.