Chciał zostać mistrzem świata, zapłacił najwyższą cenę za swoją pasję. Jason Dupasquier miał benzynę we krwi

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / MotoGP / Na zdjęciu: Jason Dupasquier
Materiały prasowe / MotoGP / Na zdjęciu: Jason Dupasquier
zdjęcie autora artykułu

Motocyklowa rodzina. Ojciec ścigał się na motocrossie, on postawił na wyścigi asfaltowe, karierę robi też jego młodszy brat. - Chcę być mistrzem świata - mówił niedawno Jason Dupasquier. 19-latek zmarł w niedzielę po wypadku na torze Mugello.

W tym artykule dowiesz się o:

Był rok 2017, gdy Jason Dupasquier po raz pierwszy zaakcentował swoją obecność na motocyklowej scenie. Jako 16-latek przebrnął przez eliminacje do pucharu talentów Red Bull Rookies Cup, który stanowi ostatnią prostą przed startami w motocyklowych mistrzostwach świata.

W sezonie 2020 dopiął swego. Znalazł zespół w Moto3, mając wsparcie znacznie starszego Thomasa Luthiego - swojego idola i mentora, czynił kolejne postępy. Było to widać w tym roku. W każdym z tegorocznych wyścigów punktował na dobrej pozycji, aż nadeszły feralne kwalifikacje do GP Włoch na torze Mugello.

Dorastał z benzyną we krwi

Jason Dupasquier był wręcz skazany na motocykle. Jego ojciec Philippe przed laty rywalizował z sukcesami w motocrossie. Po zakończeniu kariery został pracownikiem austriackiego KTM-a, jednego z największych producentów motocykli na świecie. Malutki Jason towarzyszył ojcu podczas kolejnych zawodów motocrossowych. Sam zaczął trenować w wieku 5 lat.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera

Miał swoje miejsce w kamperze, którym senior rodziny wybierał się na kolejne imprezy. Na ściganie zdecydował się także jego młodszy brat Bryan, który obecnie ma 16 lat. W wyprawach po Europie zawsze towarzyszyła im matka Andrea. Właściwie tylko Alyson, starsza siostra Jasona, pozostała z dala od motorsportu.

Dość powiedzieć, że w roku 2016 Dupasquierowie osiągnęli coś wyjątkowego - Philippe, Jason i Bryan tego samego dnia zostali mistrzami Szwajcarii w supermoto, każdy w swojej kategorii. Jednak chwilę później Jason postanowił porzucić motocross i supermoto. Postawił na wyścigi prototypów na torach asfaltowych.

- Jestem pod wrażeniem prędkości, jaką rozwija Jason na tym małym motocyklu. W motocrossie nigdy się do takich nie zbliżyłem - mówił niedawno Philippe Dupasquier w "Blicku".

Szwajcar dobrze wiedział, że starty w wyścigach wiążą się z kontuzjami i bólem. Jason w wieku 16 lat złamał kość udową w jednym z wypadków. Przez to stracił cały sezon, wyhamowało to jego rozwój. - Gdy obserwuję jego wyścigi, to jestem bardziej zdenerwowany niż moja żona. Jestem byłym zawodnikiem, więc wiem aż za dobrze, jak bolesne skutki może mieć upadek - twierdził Dupasquier senior w rozmowie z "Sonttags Blick".

Wyścigi sposobem na dorastanie

Rodzina Dupasquier mieszka w Sorens. To małe miasteczko w kantonie Fryburg, które ma nieco ponad tysiąc mieszkańców. Stało się ono centrum dowodzenia Philippe'a, Jasona i Bryana. Senior rodziny obok domu wybudował dwupiętrowy budynek, który stał się profesjonalnym warsztatem. To tam gromadzono wszystkie motocykle, kombinezony, kaski, narzędzia i inne drobiazgi niezbędne do rywalizacji w wyścigach.

Jason miał jednak słabość do kasków. Nie pozwalał na to, by lądowały w warsztacie. Projektował design kolejnych modeli, gromadził je na ścianie w swoim pokoju. Chociaż jego rodzina ma benzynę w żyłach, to podjęto decyzję, by młody Szwajcar samotnie podróżował na kolejne wyścigi motocyklowych mistrzostw świata. To miał być dla niego sposób na szybkie dorastanie.

Dlatego gdy doszło do feralnego wypadku na Mugello, Philippe i Andrea Dupasquier oglądali relację na żywo w telewizji. Przeżywali dramat, gdy przez ponad 30 minut lekarze walczyli o życie ich syna bezpośrednio na torze. Realizatorzy wielokrotnie pokazywali ujęcia helikoptera oraz medyków krzątających się wokół Jasona, co wywołało kontrowersje w padoku MotoGP.

Chwilę później rodzice Jasona podjęli decyzję, by jechać do Włoch. Do szpitala we Florencji dotarli późnym wieczorem, gdy już było jasne, że 19-latkowi trudno będzie wygrać walkę o życie. Przy jego łóżku od pierwszych chwil czuwał Stefan Kirsch - jego główny mechanik i przyjaciel.

"Wygrałem, ale straciłem przyjaciela"

Zarządcy MotoGP o śmierci Jasona Dupasquier poinformowali tuż po zakończeniu niedzielnego wyścigu Moto3. Spora część zespołów Moto2 nie przekazała informacji o tragedii swoim zawodnikom, aby nie dekoncentrować ich przed rozpoczęciem kolejnej tego dnia rywalizacji. W efekcie, gdy Marco Bezzecchi meldował się na podium, dedykował swój wynik Jasonowi i życzył mu powrotu do zdrowia. Nie wiedział jeszcze, że jego kolega nie żyje.

Przed wyścigiem MotoGP o GP Włoch cały padok wiedział już o śmierci młodego Szwajcara. Na prostej startowej pojawił się jego motocykl, a wszyscy zawodnicy wyszli na tor, by poprzez minutę ciszy oddać hołd 19-latkowi. Na twarzach niektórych z nich pojawiły się łzy.

GP Włoch padło łupem Fabio Quartararo. 22-latek z Francji po przekroczeniu mety zatrzymał się w zakręcie Arrabiata 2, gdzie doszło do wypadku Jasona Dupasquier. Wyciągnął ręce do nieba, zadedykował zwycięstwo zmarłemu koledze. Chwilę później rozkleił się. Pod podium zaczął płakać, gdy jeden z mechaników wręczał mu flagę Szwajcarii. Motocyklista Monster Energy Yamaha MotoGP zabrał ją na podium, gdzie z szacunku dla zmarłego Jasona próżno było szukać butelek szampana.

- Za każdym razem w tym zakręcie myślałem o Jasonie. Wygrałem wyścig, ale straciłem przyjaciela. Nie jest mi łatwo. To zwycięstwo jest dla niego i jego rodziny - przyznał później Quartararo.

To pierwszy wypadek śmiertelny w motocyklowych mistrzostwach świata od roku 2016, kiedy to życie na torze Catalunya w Barcelonie stracił Luis Salom. W najbliższy czwartek, 3 czerwca, minie pięć lat od tamtych wydarzeń.

Czytaj także: Jason Dupasquier nie żyje. Lekarze walczyli do końca Show must go on po fatalnym wypadku Jasona Dupasquier

Źródło artykułu:
Komentarze (0)