Robert Wickens stracił czucie w nogach w sierpniu tego roku. Wtedy to podczas jednej z rund IndyCar zderzył się z Ryanem Hunterem-Reayem. Wskutek kontaktu samochód Kanadyjczyka uderzył w betonową ścianę, następnie pofrunął w powietrze, kilkukrotnie obrócił się i powrócił na środek toru.
W trakcie karambolu prędkość pojazdu wynosiła sporo ponad 200 km/h. To, że Wickens żyje, można już śmiało nazwać cudem.
Od razu po wypadku Kanadyjczyk przeszedł operację. Oprócz urazu kręgosłupa miał także połamane ręce i nogi. Kilka miesięcy po zdarzeniu udało mi się wykonać pierwsze kroki. Wszystko odbyło się z pomocą specjalnego stabilizującego urządzenia oraz fizjoterapeutów.
29-latek umieścił w sieci film ze swojej rehabilitacji. Na nagraniu opowiada, że pije kawę, ponieważ zapobiega to utracie przytomności. - Dzięki temu dostarczam do organizmu kofeinę, która podnosi ciśnienie krwi. Gdyby nie to, mógłbym zemdleć w momencie wstawania - przyznał.
Mimo trudnej sytuacji, Kanadyjczyk nie traci wiary w powrót do zdrowia i z uśmiechem na twarzy podchodzi do kolejnych godzin na sali gimnastycznej. Rehabilitacja Wickensa z pewnością potrwa jeszcze wiele miesięcy, jednak pierwsze kroki w pozycji spionizowanej to dla niego ogromna motywacja do dalszej pracy.
One step closer. #spinalcordinjury #gaittraining pic.twitter.com/KzUlNI9c4W
— Robert Wickens (@robertwickens) 20 listopada 2018
ZOBACZ WIDEO Jakub Wolny zrealizował swój cel w Wiśle. "Wykonałem dużo pracy latem i w poprzednich latach"