Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Zacznijmy od tego, że wygrał pan serię Audi R8 LMS Cup. Czym ona dokładnie jest?
Robin Rogalski, polski kierowca wyścigowy: Seria powstała w następstwie po Audi TT Cup. To był jej drugi rok. Samochody posiadają 60 proc. komponentów wyścigowych, 40 proc. z aut drogowych. Jeździliśmy na slickach. Do rywalizacji wystawianych było 15-16 identycznych pojazdów, którymi opiekował się jeden zespół. Posiadają one ok. 500 KM mocy, tyle jest dopuszczone w regulaminie.
Rywalizacja wygląda tak samo jak wszystkie inne sprinty w seriach GT. W ciągu weekendu odbywają się dwa wyścigi. Na dwanaście startów dziewięć razy byłem na podium.
Czytaj także: Robert Kubica czeka na nowe wyzwania
Wszystkie samochody są takie same. Czy to oznacza, że przerósł pan rywali talentem?
Nie lubię określenia, że ktoś ma talent. Wiele wynika z tego, ile pracy się w to włoży. Jeżdżę bardzo krótko, bo od trzech lat. Nigdy nie jeździłem na gokartach. Zacząłem się ścigać w wieku 16 lat. Bardzo dużo pracy w to włożyłem. Głównie jeździłem na symulatorze w domu, sporo też trenuję na siłowni. Całe życie temu podporządkowałem. Z tego wynika mój sukces. To nie jest tak, że mam talent albo za dużo pieniędzy na treningi. Bo w tym roku na przykład ani razu nie byłem na dodatkowych treningach na torze. Wszystko wynika z ciężkiej pracy.
16 lat to bardzo późno na rozpoczęcie kariery w motorsporcie. To jest tak, że wcześniej nie miał pan szans rywalizować w wyścigach?
Wcześniej trenowałem breakdance. Mam kilka tytułów mistrza Polski, Niemiec czy też Europy. Pewnego razu rozmawiałem z kolegą, który się ścigał na gokartach. To on zaproponował mi, abyśmy się wybrali na tor w Szczecinie. Mój kolega był mistrzem Europy, a ja podekscytowałem się tym i zapisałem na kilka lekcji kartingu halowego. Od tego wszystko się zaczęło.
Trenowałem karting tylko dwa miesiące, bo zorientowałem się, że jest dość późno na karierę w tym sporcie. Zamiast tego pojawiłem się gościnnie w Kia Lotos Race. To był koniec roku 2016, tor Lausitzring. Zauważył mnie tam mój obecny mentor i zarazem menedżer, więc można powiedzieć, że miałem sporo szczęścia. Rudiger Seyffarth jest teraz moim szefem i założycielem serii R8 LMS Cup.
Gdyby nie ten fakt, to dałbym sobie spokój z motorsportem. Na szczęście trafiłem na właściwą osobę, która dokładnie wiedziała jak pokierować moją karierą. Ona współpracowała z paroma kierowcami DTM czy F1, w jego zespole jeździł chociażby Timo Glock. Dlatego po trzech pełnych sezonach w motorsporcie mam okazję testować samochód DTM.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Motorsport nie jest tani. Jak zatem wygląda sprawa startów w R8 LMS Cup?
Mam sponsorów i wnoszę budżet. Bardzo ciężko jest zarabiać na motorsporcie. Są trzy drogi. Pierwsza to pokrywanie kosztów na własną rękę. Druga to sponsorzy, choć nie lubię tego słowa... Określiłbym ich bardziej jako osoby, które widzą we mnie potencjał i szanse na zyski, obie strony na tym korzystają. Trzecia to bycie kierowcą fabrycznym i wtedy płaci za ciebie dany producent.
W Polsce tak naprawdę nie mamy żadnego kierowcy fabrycznego oprócz Roberta Kubicy, a i on przecież potrzebował pieniędzy, by dostać szansę w Williamsie. Nie miałem nigdy okazji porozmawiać z Robertem, może pojawi się przy okazji testów DTM w Jerez. Z tego co wiem, to w R8 LMS Cup tak naprawdę każdy płaci za starty.
Czego się pan spodziewa po testach DTM?
Samochód DTM jest kompletnie inny. Chodzi głównie o docisk aerodynamiczny, jaki zapewniają spoilery, wstawki, dyfuzory itd. Sama waga tego wszystkiego jest zdumiewająca. Stosunek mocy do masy jest porażający. Ostatnio testowałem samochód GT3, a powiedziano mi, że w przypadku DTM wrażenia będą dwa razy większe.
Nie wiem, czego się spodziewać. Trenuję w symulatorze jazdę bolidami, bo do tego trzeba porównywać DTM. To właściwie druga najlepsza seria po F1. Wcale nie jest powiedziane, że są w niej gorsi kierowcy. Chociażby Rene Rast, którego poznałem dzięki wygranej w R8 LMS Cup. Dwa tygodnie temu byłem w fabryce Audi, by testować symulator DTM. Obejrzałem okrążenia referencyjne Rasta i byłem pod wrażeniem. Przekonałem się też, że samochód DTM prowadzi się kompletnie inaczej niż GT3. Nie ma tam ABS-u, hamulce są karbonowe.
Testy DTM są nagrodą za zwycięstwo w R8 LMS Cup. Czy gdzieś z tyłu głowy jest, że to szansa, by przedostać się do tej serii?
Jeśli chodzi o rok 2020, to za bardzo bym się nie nastawiał. Na pewno bycie na takich testach jest super. To pozwala zostać kierowcą fabrycznym w najbliższych latach. W motorsporcie jest ważna renoma. Koniecznym jest pokazanie się z jak najlepszej strony. Na pewno zwiększy to moje szanse na starty w tej serii w przyszłości.
Jestem już podpięty pod program juniorski Audi i mam nadzieję, że w przyszłości wszystko potoczy się dobrze.
R8 LMS Cup rozgrywane jest głównie przy okazji DTM. Czy starty Roberta Kubicy w tej serii mogą panu pomóc?
Na pewno sytuacja DTM w Polsce się zmieni. To jest trochę tak jak kiedyś z F1. Jak jeździli Senna czy Schumacher, to ten sport nie był tak popularny. Gdy pojawił się Robert Kubica, to nagle wszyscy wiedzieli, kto i gdzie jeździ. Jak Robert wygrał GP Kanady, to było święto narodowe. W tym przypadku będzie podobnie. Na pewno nie aż tak bardzo, bo jednak DTM nie jest tak popularny jak F1.
Wierzę jednak, że mi to bardzo pomoże. Sama rozpoznawalność pomaga. Jak w Polsce jesteś piłkarzem, to jesteś gwiazdą. Ja po Robercie Kubicy jestem drugim kierowcą, jeśli chodzi o osiągnięcia związane z DTM-em. Dotychczas poza nami nikt nie miał okazji testować samochodu tej klasy. W Polsce jest bardzo wielu zdolnych, piekielnie szybkich kierowców, takich jak chociażby Karol Basz, Mateusz Lisowski czy Bartosz Paziewski, jednakże nikt o nas wcześniej nie słyszał. Nasze osiągnięcia są niezauważane, a szkoda.
To boli na swój sposób? Czy motywuje, żeby wyrobić nazwisko i się pokazać?
Jest pan pierwszą osobą, która do mnie napisała. Nikt o mnie nie wie. To jest śmieszne, że mamy dużo kierowców z Polski z osiągnięciami, a o tym się nie mówi. Robert Kubica ma ogromny talent. Jako jedyny dostał się do F1 i nie ujmuję mu tego. Jednak powinniśmy czasem spojrzeć też na innych. Nie tylko na jednego kierowcę.
Czy myśląc przyszłościowo, biorąc pod uwagę współpracę Roberta Kubicy z Orlenem, czy to może być dla pana droga?
W tej chwili nie współpracuję z Orlenem. Może kiedyś taka oferta nadejdzie. Między mną a Robertem jest 15 lat różnicy. To sporo. Czuję się na siłach, by za dwa lata jeździć w DTM pod barwami tej firmy. Mógłbym nawet teraz, gdyby ktoś wyłożył środki. Tylko ja nie chcę trafiać do DTM nieprzygotowany. Wolę zebrać doświadczenie przez dwa lata w innych seriach i przygotowywać się spokojnie do tego.
Mówił pan, że poza wyścigami również studiuje. Jest czas na edukację, gdy robi się karierę w motorsporcie?
Brak czasu jest uciążliwym tematem. Wyjeżdżam co tydzień z Polski. Od dobrego miesiąca zarwałem kilka dni szkoły. Studiuję inżynierię pojazdów bojowych i specjalnych. Skomplikowany kierunek, ale powiązany z motorsportem. Pracujemy nad samochodami i chciałbym się rozwijać w tym kierunku, ale jest to trudne.
Żeby sobie opłacić przygotowania i treningi, założyłem firmę i produkuję ubrania. Jestem właścicielem firmy odzieżowej. Jeśli chcesz być dobrym kierowcą, to musisz być bardzo wszechstronny. Musisz być swoim menedżerem, znać się na marketingu, nawiązywać dobre kontakty z przełożonymi i przede wszystkim musisz dobrze jeździć. Dlatego studiuję, by potem to wykorzystać. Jak rozumiesz samochód i wiesz jak jest zbudowany, to możesz to wykorzystać na torze we współpracy z inżynierami. Do tego uczę się przedsiębiorczości i to też powinno zaprocentować.
Czytaj także: Robert Kubica nie wyklucza powrotu do F1
A jakie plany na rok 2020? Tytuł w R8 LMS Cup zdobyty, co dalej?
Nie zostaję w tej serii. Myślę o GT3. Nie wiem, jaka seria dokładnie ani jaki samochód, wszystko rozstrzygnie się po testach DTM. Wierzę, że przyjdą kolejne możliwości. Nie mogę podejmować zbyt pochopnych kroków, bo to zaważy na mojej dalszej karierze.