DTM: Robert Kubica nie jest wyjątkiem. Kierowcy z F1 coraz częściej będą szukać miejsca w innych seriach

Materiały prasowe / BMW / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / BMW / Na zdjęciu: Robert Kubica

- Czasem lepiej być w DTM niż bronić barw zespołu F1, który ma problemy finansowe - uważa Timo Glock, jeden z kierowców BMW w DTM. Niemiec przed laty przeszedł podobną drogę, jaka w tej chwili rysuje się przed Robertem Kubicą.

Formuła 1 mieści ledwie 20 kierowców. Niegdyś gromadziła najlepszych w danej chwili. Ostatnio bywa z tym różnie. Bo coraz częściej do stawki dostają się zawodnicy, którzy mają sponsorów albo też pomagają im związki z danym producentem samochodów czy narodowość.

Dlatego czołowi kierowcy coraz chętniej spoglądają w kierunku innych serii wyścigowych - WEC, DTM, IndyCar czy NASCAR. Fernando Alonso porzucił F1 na rzecz wyścigów długodystansowych WEC, gdzie zaczął triumfować z Toyotą. Wolał to niż kończenie wyścigów F1 w środku stawki.

Czytaj także: Leclerc podpisał nowy kontrakt z Ferrari

- Mam już setki punktów na koncie. Ten jeden nie zrobi mi różnicy - mówił Alonso przez radio, gdy inżynier McLarena zachęcał go do walki z rywalami w ostatnim GP Abu Zabi w sezonie 2018.

ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"

Motorsport to nie tylko F1

Przeciętnemu kibicowi, który nie żyje motorsportem, nazwy innych serii wyścigowych niż Formuła 1 nic nie mówią. Bo tylko F1 dorobiła się miana globalnej marki. IndyCar czy NASCAR są popularne, ale wyłącznie na kontynencie północnoamerykańskim. WEC tak naprawdę raczkuje, choć o wyścigu 24h Le Mans słyszało wielu. Podobnie jak w Europie o niemieckiej serii DTM.

Dla tych serii wyścigowych ściągnięcie gwiazd z F1 jest wydarzeniem. Bo gwarantują one dodatkowe korzyści - większą atencję mediów, sponsorów. Pomagają w negocjowaniu lepszych kontraktów telewizyjnych.

- Nie miałem wyboru z opuszczeniem F1. Mój zespół nie miał pieniędzy. W ostatniej chwili wycofał się ze stawki i nie było już dostępnych miejsc - powiedział w "Financial Times" Timo Glock, który reprezentował barwy Marussii, która zbankrutowała.

Glock od kilku lat jest wierny BMW w DTM. Będzie reprezentować tę markę również w sezonie 2020. Wiele wskazuje na to, że zostanie zespołowym partnerem Roberta Kubicy. - W DTM wszystkie samochody są blisko siebie, różnice są minimalne. W F1 to niemożliwe. Byliśmy na tyłach stawki. Dlatego ściganie w DTM jest znacznie lepsze, ciekawsze - dodał Glock.

Umiejętności, nie pieniądze

O kierowcach z DTM słyszało niewielu kibiców. Jak już wyliczyliśmy, Kubica wchodząc do tej serii od razu stanie się największą gwiazdą. Chociaż nie prowadzi aktywnie swoich kont w social mediach, to posiada na Facebooku i tak znacznie większą grupę fanów niż Marco Wittmann, Rene Rast czy Philipp Eng (czytaj więcej o tym TUTAJ).

- F1 zasłużenie uważana jest za szczyt wyścigów samochodowych, jest jednak jedno "ale" - powiedział w "Financial Times" Hans Werner Aufrecht, który odpowiadał za promocję DTM.

Tym "ale" są oczywiście warunki finansowe. - Spójrzmy na problemy finansowe, z jakimi borykają się zespoły. Okazuje się, że zaplecze sponsorskie jest konieczne w tym sporcie. W DTM tak nie jest. W naszej serii ważne są tylko umiejętności. Nie mamy żadnych pay-driverów - ocenił Aufrecht.

Czas dla rodziny i przyjaciół

Kierowcy F1 coraz częściej narzekają na rozrastający się kalendarz. Sezon 2020 będzie się składać z rekordowej liczby 22 rund. Na tym jednak nie koniec, bo właścicielowi marzy się, aby rywalizacja składała się aż z 25 wyścigów.

DTM pod tym względem jest bardziej komfortowe dla kierowców. Mają do odjechania dziesięć rund, w trakcie których odbywają się dwa wyścigi. - To coś dobrego. Tory znajdują się w Europie, więc w niewielkiej odległości od domu. Życie staje się łatwiejsze - stwierdził Glock.

Coś na ten temat może powiedzieć Juan Pablo Montoya, który nagle opuścił F1 w roku 2006, choć uważany był za ogromny talent. O Kolumbijczyku mówiło się jednak, że nie potrafi się podporządkować rygorom rywalizacji w F1, nie zawsze też prowadził sportowy tryb życia.

Czytaj także: Grosjean nie chce stracić miejsca w Haasie

Montoya odnalazł się za to w IndyCar. - Straciłem pasję do F1. Uwielbiam jednak się ścigać, więc poszedłem w innym kierunku. Kierowcy w IndyCar są przyjacielsko nastawieni, znacznie bardziej niż w F1. Do tego miałem w pobliżu rodzinę, przyjaciół - stwierdził Montoya.

Tego samego nie będzie mógł powiedzieć Kubica. Dla niego rok 2020 jawić się będzie jako najbardziej zapracowany w karierze. Starty w DTM ma bowiem łączyć z rolą rezerwowego w F1. Oznaczać to będzie dla niego jeszcze więcej obowiązków i lotów między państwami.

Źródło artykułu: