- Mam nadzieję, że testy zostaną przełożone na późniejszy termin - mówił jeszcze w marcu Robert Kubica, gdy DTM podejmował decyzję o odwołaniu przedsezonowych jazd. Koronawirus sprawił bowiem, że z testami DTM był spory problem.
Najpierw próbne jazdy miały się odbyć na torze Monza, który mieści się w Lombardii, czyli epicentrum koronawirusa we Włoszech. Później przeniesiono je na niemiecki Hockenheim, ale i tam sytuacja z COVID-19 stała się zbyt poważna, by dać zgodę na testy DTM. Aż w końcu świat się zatrzymał na kilka miesięcy i dopiero powoli rusza, a wraz z nim jazdy Kubicy - ostatecznie na torze Nurburgring.
Kubica o krok z tyłu za rywalami
Kubica w marcu nieprzypadkowo mówił o tym, że ma nadzieję na odbycie testów, bo Polak jest o krok za rywalami z DTM. Podczas gdy większość z nich ma na koncie lata startów w niemieckiej serii wyścigowej, on jest debiutantem. Doświadczenie z niespełna dwóch dni testowych, jakie miały miejsce w grudniu w hiszpańskim Jerez, jest niczym w porównaniu do kilku sezonów jazdy.
Zresztą samo BMW M4 DTM względem grudnia mocno się zmieniło. Jeszcze w lutym, zanim koronawirus na dobre wstrzymał świat, niemiecka marka testowała we włoskiej Vallelundze nowe rozwiązania - bardziej wydajny silnik i nieco odchudzoną konstrukcję samochodu.
Trzeba mieć bowiem świadomość, że nie dość, iż Kubica jest debiutantem, to jeszcze w zeszłym roku BMW było znacznie gorsze od konkurencyjnego Audi. - Proszę kibiców o cierpliwość - mówił krakowianin na prezentacji Orlen Teamu, będąc świadomym wyzwania jakie go czeka.
Na dodatek w Jerez polski kierowca mógł liczyć na mechaników i inżynierów BMW. Teraz otrzyma on do pomocy jednego pracownika z fabryki w Monachium, ale za obsługę jego M4 DTM odpowiadać będą jednak Francuzi z Orlen Team ART. Testy na Nurburgringu będą okazją, aby poznać ich etos pracy i dopracować pewne procedury.
DTM - Formuła 1 z dachem
Sam Kubica, aby nieco zobrazować sytuację kibicom, nazywa niemiecką serię wyścigową "Formułą 1 z dachem". Mamy w niej bowiem do czynienia z prototypowymi konstrukcjami, które tylko z zewnątrz przypominają sprzedawane w salonach modele M4. Większość podzespołów wykorzystanych w BMW M4 DTM powstaje właśnie z myślą o niemieckiej serii wyścigowej. To czyni serię tak drogą, przez co coraz mniej atrakcyjną dla producentów - po sezonie 2018 wycofał się z niej Mercedes, w zeszłym roku zrobił to Aston Martin, a kilka tygodni temu podobną decyzję podjęło Audi.
Porównania do F1 są nieprzypadkowe, bo DTM generuje dość mocny docisk aerodynamiczny, ale mimo to jego siła nie jest tak duża jak w królowej motorsportu. Znacznie słabszy jest też silnik - jednostka napędowa BMW dysponuje nieco ponad 600 KM, podczas gdy maszyny w F1 mają już ok 1000 KM. To wszystko przekłada się na inne właściwości jezdne, do których Kubica musi się przyzwyczaić.
Kubica musi wykorzystać cztery dni jazd na Nurburgringu, by znaleźć optymalną ścieżkę do jazdy, wyłapać punkty hamowań i najważniejsze - zrozumieć opony. Dostawcą ogumienia dla DTM jest koreański Hankook, z którym Kubica zetknął się pierwszy raz w grudniu w Jerez. Gumy producenta z Azji mają opinię dość kapryśnych i trzeba odpowiednio nad nimi popracować, by wykorzystać ich potencjał. Zwłaszcza w kwalifikacjach. Nad tym będzie musiał pracować Kubica, bo rywale pod tym względem są o dwie długości przed nim.
Start sezonu DTM, po różnych perturbacjach z kalendarzem, ostatecznie ustalono na początek sierpnia. Wtedy kierowcy pojawią się na belgijskim torze Spa-Francorchamps. Kubica najpewniej nie będzie tam walczyć o wygraną, bo brakuje mu doświadczenia. Cztery dni testowe na Nurburgringu powinny jednak pozwolić na nawiązanie kontaktu z czołówką.
Czytaj także:
Kubica może pojechać w wyścigu F1
Montoya spokojny o los Williamsa