Tekst: Dariusz Faron, Paweł Figurski
Największa impreza sportowa w Polsce od czasu Euro 2012 potrwa od 21 czerwca do 2 lipca 2023 roku. Kraków był jedynym oficjalnym kandydatem do jej organizacji. Marcina Nowaka, prezesa spółki Igrzyska Europejskie, pytamy: po co nam impreza, której nikt inny nie chciał?
Odpowiada z uśmiechem, że gdybyśmy tak napisali, spotkalibyśmy się w sądzie. Przekonuje, że byli inni chętni, ale gospodarze takiej imprezy są wyłaniani w rozmowach kuluarowych.
- Marzę, by podczas igrzysk europejskich część dzieciaków zaraziła się sportem. Nie muszą zostać mistrzami, byleby chciały spróbować. Kocham sport i tak to widzę. Mógłby powstać piękny tekst, że igrzyska europejskie będą fajnym, znaczącym i romantycznym wydarzeniem krzewiącym ideę sportu wśród młodzieży, która tego potrzebuje, ale tego nie zrobicie, bo to się słabo sprzeda - uśmiecha się Nowak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu
Koszty rosną
- Czy 400 mln to dużo na blisko 30 sportów w randze mistrzostw Europy i kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Paryżu? Gdzie sama siatkówka w tym roku (organizacja MŚ, przyp. red.) kosztuje ponad 100 mln złotych? - pyta.
Jednocześnie przyznaje, że czynniki zewnętrzne jak pandemia, wojna w Ukrainie i inflacja, są dużym kłopotem. Spółka już zakłada, że zaplanowane 400 mln złotych może nie wystarczyć. Organizacja ma łącznie pochłonąć około miliarda złotych, bo dochodzą jeszcze wydatki na inwestycje w Krakowie (o tym dalej) i opłata za licencję do organizacji wydarzenia.
- Nie śpimy, staramy się pozyskać sponsorów i, co cieszy, jest spore zainteresowanie uczestnictwem w naszym projekcie. Gdyby budżet wzrósł grubo powyżej 15 procent, musielibyśmy poszukać dodatkowego źródła dofinansowania igrzysk - mówi Nowak i narzeka na firmy, które oferują swoje usługi.
- Wykorzystują i będą starały się wykorzystać sytuację. To bardzo nie fair. Jest to związane z dość krótkim terminem do zakończenia inwestycji i, co ważniejsze, sporym wahaniem cen. Mamy jednak specjalistów w swoich dziedzinach, doskonale znających rynek i obowiązujące ceny. Żałuję, że przy okazji wydarzenia sportowego rozmawiamy o pieniądzach i inwestycjach nie do końca związanych ze sportem. Nawet gdybyśmy mieli zorganizować igrzyska za darmo, znajdziemy kogoś, kto będzie narzekał - dodaje.
Pytany, które spółki Skarbu Państwa dorzucą się do organizacji, nie podaje nazw. Mówi o "toczących się rozmowach" i "wstępnym zainteresowaniu".
"Podobno u was się dostaje dychę na rękę"
Przy organizacji igrzysk nie brakuje kontrowersji.
Podczas czerwcowej sesji rady miasta spółka Igrzyska Europejskie 2023 poinformowała, że pracuje w niej 80 osób, wśród nich jest 12 dyrektorów. - Kopara opada, jak to mówi młodzież - nie krył zdziwienia Michał Starobrat z Nowoczesnego Krakowa.
Ta liczba jest jednak nieaktualna. W spółce pracuje już ok. 120 osób. Połowa z nich (!) zajmuje etaty kierownicze - to dyrektorzy i menedżerowie.
- Za kierowników jednostek uznaję dyrektorów, ale przyznaję, że jest gros pracowników w randze menedżera. Mają duże doświadczenie, organizowali największe imprezy, stąd stanowiska menedżerskie. Nazewnictwo może budzić wątpliwości, natomiast to jednoosobowe stanowiska. Z tym nie wiążą się nie wiadomo jakie apanaże. Zaznaczam, że mówimy o menedżerach z górnej półki, którzy naprawdę są specjalistami w swoich dziedzinach - wyjaśnia Marcin Nowak.
Docelowo w spółce zatrudnienie ma znaleźć nawet trzysta osób. Zarobki? - Górna poprzeczka u dyrektorów to około 12 tys. netto. Nie wszyscy mają takie pensje. Przychodzą do nas ludzie na rozmowy kwalifikacyjne i mówią: podobno u was się dostaje dychę na rękę, więc i ja tyle chcę. Nic bardziej mylnego, my oferujemy trzy, cztery, pięć tysięcy. Nie jest łatwo "wyciągnąć" człowieka, który pracuje gdzieś na etacie. Nasza oferta nie jest wtedy zbyt atrakcyjna, co rozumiem i szanuję. Z satysfakcją muszę jednak przyznać, że magia projektu robi swoje i znajdujemy fantastyczne osoby - mówi Nowak.
Logo za ponad 100 tys. złotych do poprawy
Kontrowersje wzbudza też logo imprezy: płomień, w którego sercu znajdują się wieże kościoła Mariackiego.
- To kolejna klamra procesu organizacyjnego, drogi do przygotowywanego widowiska sportowego, które będzie udziałem Małopolan, Polaków i kibiców z całej Europy - mówił marszałek województwa małopolskiego Witold Kozłowski, któremu logo się spodobało. Klamra okazała się jednak felerna, bo logotyp, na który poszło 107 tys. zł, będzie... zmieniony.
Dowiedzieliśmy się, że logo nie będzie poprawiane przez jej autora, czyli firmę Advertstudio. Nie zostanie też rozpisany nowy konkurs. Logotyp zostanie zmieniony przez pracowników spółki. Jest taka możliwość, bo za ponad 100 tysięcy złotych Igrzyska Europejskie 2023 kupił pełne prawa do symbolu wydarzenia.
"Niszowa impreza"
Krytyków igrzysk nie brakuje. Narzeka m.in. lewica. Działacze jeszcze przed wojną wskazywali, że miliony złotych można wydać na bardziej pilne potrzeby.
- Osoby, które widzą Igrzyska Europejskie jako sposób na ożywienie gospodarki lokalnej w Krakowie po pandemii, będą rozczarowane. To niszowa impreza, która nie budzi zainteresowania nawet najbardziej zagorzałych fanów sportu. Plusem jest brak konieczności budowy nowych, często przeskalowanych obiektów sportowych. Koszty organizacji wyniosą jednak minimum kilkaset milionów złotych. W obecnej sytuacji gospodarczej moglibyśmy te pieniądze wydać dużo bardziej odpowiedzialnie - mówi Tomasz Leśniak, działacz Nowej Lewicy, założyciel inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom.
Te argumenty odrzuca prezes spółki Igrzyska Europejskie 2023. - Jaki jest w takim razie pomysł? Odwołać przedstawienia teatralne, mecze, zamknąć kina, stadiony, teatry i siedzieć w domu, bo nie wiemy, co przyniesie przyszłość? W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Musimy żyć własnym życiem. Czym bardziej dodamy sobie otuchy niż wielkim wydarzeniem sportowym i to organizowanym w naszym pięknym kraju? - odpowiada.
Więcej pytań niż odpowiedzi
Na dziewięć miesięcy przed wielką imprezą nie wiadomo więc do końca, ile będzie kosztowała oraz jakie przyniesie korzyści. Ale tych niewiadomych jest więcej. Spółka nie ma też jeszcze szacunków dotyczących liczby kibiców, którzy w czerwcu przyszłego roku odwiedzą Małopolskę.
- Myślę, że będzie to kilkadziesiąt tysięcy, ale nie chciałbym teraz szacować, ile dokładnie. Gwarantuję, że na ceremonii otwarcia będzie pełny stadion. Taki jest plan - stwierdza Marcin Nowak. Szczegółowe dane mogą być znane, gdy ruszy system sprzedaży biletów.
A co z transmisją telewizyjną? Sygnał ma być sprzedany wszystkim krajom w Europie. Nie wiadomo jednak, ilu widzów zasiądzie przed telewizorami. - Mamy planowane 150 godzin transmisji na żywo. Pieczę nad kwestią sprzedaży sygnału sprawuje Europejska Unia Nadawców (EBU), co daje gwarancję, że sygnał dotrze daleko poza naszą granicę, a to będzie wiązało się z wymiernym wynikiem finansowym - przekonuje Nowak.
Rozstrzygnięcie przetargu na producenta sygnału ma nastąpić jesienią. Nowak twierdzi, że "zainteresowanie jest ogromne".
Za stronę infrastrukturalną spółka już nie odpowiada. To leży w gestii miasta, które za 350 mln złotych m.in. wyremontuje ulice. Aż 150 mln złotych pochłoną trzy inwestycje sportowe.
- To tor kajakarstwa górskiego OSiR "Kolna", miejski stadion im. Henryka Reymana oraz budowa boisk do koszykówki 3x3 przy hali 100-lecia KS Cracovia - Centrum Sportu Osób Niepełnosprawnych. - Bez tej imprezy Kraków by tych pieniędzy nie otrzymał i normalnym trybem by to wszystko nie powstało - cieszy się w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Kowal, dyrektor Zarządu Infrastruktury Sportowej w Krakowie.
Radość mącą jednak coraz wyższe koszty inwestycji i problemy z przetargami. Rozsypał się plan generalnego remontu stadionu im. Reymana, na którym swoje mecze rozgrywa piłkarska Wisła. Arena, w którą miasto wpakowało już ponad 600 mln zł, miała doczekać się nowych krzesełek, przestać straszyć miała też betonowa elewacja. Na wizualizacjach świeciły ekrany LED i szklane panele.
Po otwarciu kopert okazało się, że na część prac nie ma żadnych chętnych, a część zdecydowanie przewyższa budżet. Miasto chciało za 35 mln złotych zmodernizować system sterowania ogrzewaniem oraz sieć elektryczną. Firma Mostostal Warszawa wyceniła prace na 174 mln zł.
Ostatecznie, wielkie plany remontu mają ograniczyć się do prac, które poprawią bezpieczeństwo na stadionie i zmniejszą koszty utrzymania.
Dwie klapy. Teraz ma być inaczej
Ten, kto przyjedzie do Polski lub włączy telewizor, będzie miał okazję obejrzenia ok. 30 dyscyplin. To łucznictwo, lekkoatletyka, badminton, koszykówka 3x3, boks, taniec sportowy, kajakarstwo, kolarstwo górskie, bmx, szermierka, judo, pięciobój nowoczesny, rugby 7, wspinaczka sportowa, strzelectwo, tenis stołowy, taekwondo, triathlon, piłka ręczna plażowa, piłka nożna plażowa, karate, kickboxing, biegi górskie, letnie skoki narciarskie, padel oraz teqball. Lista nie jest jeszcze zamknięta, oficjalnie zostanie zaprezentowana w październiku.
Pomysłodawcą imprezy jest Europejski Komitet Olimpijski. Ma ona nawiązywać do wydarzeń na innych kontynentach - Igrzysk Azjatyckich, Afrykańskich oraz Panamerykańskich. Pierwsze dwie edycje, w Mińsku i Baku, okazały się jednak sportową katastrofą. Poziom był bardzo niski, a rywalizacja nie budziła większego zainteresowania. Nowak zapewnia, że w Polsce będzie zupełnie inaczej.
W 95 procentach rozgrywanych w Polsce zawodów będzie można zdobyć kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w Paryżu, które zaplanowane są na lato 2024 roku. Dodatkowo co trzecie zawody odbędą się w randze mistrzostw Europy.
- Gwarantuję, że przyjadą wszyscy najlepsi. Polska jest znana ze świetnej organizacji imprez sportowych. Sportowcy naprawdę chcą tu startować. Wszystkie polskie związki sportowe, z którymi mam doskonały kontakt, jasno deklarują, że dla nich to bardzo ważne wydarzenie. Jestem przekonany, że trzecia edycja zostanie zapamiętana jako ta, która zdynamizowała rozwój imprezy - kończy Nowak.
Czy jego romantyczna wizja igrzysk się ziści? Na to pytanie też nie ma na razie odpowiedzi.
Dariusz Faron, Paweł Figurski
Czytaj także:
Wyjątkowy gest Szewczenki względem Lewandowskiego
UEFA wyrzuci Rosję z kolejnego turnieju?