Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Polski Związek Zapaśniczy jest już kolejną organizacją, która musi się tłumaczyć ze swoich rzekomych zaniedbań. Oskarżenia Arkadiusza Kułynycza brzmią jednak poważnie, bo jeden z kandydatów do medalu przyznał, że działacze zamiast zaprosić na igrzyska jego sparingpartnera, woleli to miejsce przeznaczyć dla swoich osób towarzyszących. Ta uwaga wprost adresowana była do prezesa PZZ, Andrzeja Suprona, który na igrzyska przyjechał z żoną.
- Trzeba zaznaczyć, że Arek chciał, byśmy opłacili pobyt dla jego kolegi, który nie jest już w kadrze narodowej i praktycznie skończył przygodę z zapasami. Nie mówimy tutaj o kadrowiczu. Zresztą akurat na igrzyskach taki sparingpartner nie jest konieczny, bo zawodnicy przed walkami robią tylko rozgrzewki, do których można zaprosić zawodników z innych kategorii wagowych. Chodzi przecież nie o mocny trening, a rozruszanie się. W czasie zgrupowań Arek miał zapewnione wsparcie sparingpartnera - zaznacza Supron, który jednak nie był zaskoczony atakiem Kułynycza, bo to nie pierwszy raz, gdy ten zawodnik zgłasza swoje uwagi do pracy działaczy.
Srebrny medalista olimpijski z Moskwy zapewnia jednak, że zawodnicy od początku mogli liczyć na dobrą opiekę, a sam Supron poszedł na rękę Kułynyczowi, oddając jego trenerowi swoją akredytację na zawody zapaśnicze. Dzięki temu naszemu zawodnikowi na igrzyskach towarzyszyli trener kadry, ale także trener klubowy, Włodzimierz Zawadzki.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Wołosz ma plan na siebie po zakończeniu kariery. "Przewinęło mi się przez uszy"
- Co do zarzutu o wyjazd z osobami towarzyszącymi, to faktycznie jestem w Paryżu z żoną, ale jestem tu na zaproszenie prezesa PKOl Radosława Piesiewicza i występuję jako wiceprezes tej organizacji. To nie ma nic wspólnego z miejscem dla sparingpartnera Kułynycza - wyjaśnia legendarny zapaśnik.
Jednocześnie przyznaje, że miał już okazję rozmawiać z zawodnikiem i podkreśla, że rozmowa przebiegła w normalnej atmosferze. Obie strony są zawiedzione brakiem medalu. - Bardzo chcieliśmy, by Arek wywalczył medal i tak samo nas to boli. Wylewanie jednak żalów na wszystkich wokół jest po prostu przykre. Zapewniam, że nie zrobiliśmy nic, za co moglibyśmy się wstydzić - dodaje prezes PZZ.
Polscy zapaśnicy mają w Paryżu jeszcze dwie szanse na zdobycie medalu. Na macie swoje marzenia będą próbowali spełnić jeszcze Robert Baran i Zbigniew Baranowski.