Karol Jabłoński: Jesteśmy najmocniejszym teamem na świecie

WP SportoweFakty / Maciej Frąckiewicz / Na zdjęciu: Karol Jabłoński
WP SportoweFakty / Maciej Frąckiewicz / Na zdjęciu: Karol Jabłoński

- Jesteśmy najmocniejszym teamem na świecie i zawsze jest tak wyrównana rywalizacja, że nie ma faworytów - powiedział po powrocie do Polski Karol Jabłoński, który tydzień temu po raz jedenasty w karierze został mistrzem świata w klasie DN.

W tym artykule dowiesz się o:

W poniedziałek na lotnisku Chopina w Warszawie wylądowali nasi bojerowcy, którzy w dniach 23-28 stycznia wystartowali w dwóch imprezach klasy DN w Stanach Zjednoczonych - mistrzostwach świata oraz mistrzostwach Ameryki Północnej. Nasi reprezentanci wrócili z tych regat z trzema medalami. Dwa z nich zdobył Michał Burczyński (AZS UWM Olsztyn), który wywalczył brązowy medal mistrzostw świata, a w następnych zawodach zajął drugie miejsce. Natomiast jeden, ale za to najcenniejszy, wywalczył Karol Jabłoński (OKŻ Olsztyn), który po raz jedenasty w karierze został mistrzem świata. Nasz multimedalista twierdzi, że nie mam mocniejszej ekipy od Polaków, ale nie znaczy to, że nie szanuje swoich rywali. Nasz najlepszy polski żeglarz przyznaje, że na świecie są zawodnicy, którzy zawsze są groźnymi rywalami w walce o najwyższe trofea.

- Jest ich wielu. Na pewno Amerykanie byli takimi przeciwnikami, których bardzo się obawialiśmy, ponieważ oni w tym roku dużo trenowali i bardzo intensywnie przygotowywali się do mistrzostw świata. Mam tu na myśli utytułowanych zawodników, trzykrotnego mistrza świata Matta Struble'a i pięciokrotnego mistrza świata Rona Sherry'ego. Nie mogę pominąć także moich kolegów z Polski, Michała Burczyńskiego, Tomasza Zakrzewskiego i Roberta Graczyka. My jesteśmy najmocniejszym teamem na świecie i zawsze jest tak wyrównana rywalizacja, że nie ma faworytów - powiedział Karol Jabłoński.

Po tylu sukcesach od razu nasuwa się pytanie czy na przyszłorocznych mistrzostwach świata Karol również zdobędzie złoty medal, który byłby jego dwunastym. Jednak on podchodzi do tego na spokojnie i nie chce niczego obiecywać.

- Nie jest tak, że Jabłoński ma licencję na wygrywanie mistrzostw. Cieszę się, że w tym roku to się udało. Zobaczymy co stanie się za rok. Na pewno będę przygotowywał się do mistrzostw świata najlepiej jak potrafię. Ale nie ma się co oszukiwać, jest tylu młodych utalentowanych zawodników, że obronić ten tytuł będzie trudno. Podejrzewam nawet, że dla sportu byłoby dobrze, gdyby ktoś inny w końcu wygrał - stwierdził ze spokojem polski mistrz.

ZOBACZ WIDEO Karol Jabłoński i Michał Burczyński już w Polsce!

Na tegorocznych mistrzostwach świata panowały trudne warunki pogodowe. Lód był raczej topniejący i wiatr wiał z prędkością od 2 do 4 m/s, przez co zawodnicy ścigali się tyko przez jeden dzień i odbyły się zaledwie trzy wyścigi. Jabłoński wygrał każdy z nich, ale nie uważa, że było to łatwe do wykonania.

- Nie ma łatwych medali. Każdy jest bardzo trudny do zdobycia. Tylko na liście wyników wygląda, że było łatwo, bo wygrałem trzy wyścigi. Ja akurat w tych trzech wyścigach żeglowałem z tyłu i musiałem gonić swoich rywali. Udało mi się je dobrze zakończyć. Ale były to bardzo trudne regaty, tym bardziej, że patrząc na prognozę pogody to jeszcze przed ich rozpoczęciem byłem prawie pewny, że będą one jednodniowe. I tak też się stało. Im regaty są krótsze tym trudniej jest znaleźć formę na jeden dzień. To jest duża presja dla każdego zawodnika, bo trzeba odpowiednio dobrać sprzęt i zachować koncentrację - oznajmił Jabłoński.

Jedenastokrotny mistrz świata nie przypisuje sobie wszystkich zasług. Przyznał, że gdyby nie pomoc innych osób to nie byłoby tak dobrych wyników.

- Każde mistrzostwo smakuje inaczej. Za każdym razem mocno się o nie walczy i każde mistrzostwa poprzedza ogrom pracy. To nie jest tylko moja zasługa, bo mam wielu kolegów oraz sparingpartnerów, którzy mi pomagają i przygotowują dla mnie żagle oraz sprzęt. Jest cały team, który ze mną współpracuje i jest to również ich ogromna zasługa - przyznał Karol.

Jabłoński kilka dni po wygraniu po raz kolejny mistrzostw świata wystartował w mistrzostwach Ameryki Północnej, gdzie zajął szóste miejsce. Po pierwszym dniu regat zajmował jeszcze trzecią pozycję, ale później zajął dwa grosze miejsca i spadł w klasyfikacji na dalszą pozycję. Wpływ na to miała między innymi pogoda. Warunki pogodowe i lodowe na obu akwenach, na których rozgrywały się te dwie imprezy, panowały różne. Na pierwszych regatach lód był raczej topniejący i wiatr wiał z prędkością od 2 do 4 m/s, natomiast podczas mistrzostw Ameryki Północnej było już pod tym względem znacznie lepiej, ponieważ był zmarznięty lód, a prędkość wiatru wynosiła od 4 do 7 m/s. A powierzchnia lodu jest na bojerach bardzo ważna, bo na każdy rodzaj lodu inaczej przygotowuje się płozy.

- Problem polegał na tym, że sprzęt przygotowuje się z dużym wyprzedzeniem. Dla mnie przygotowania do sezonu zimowego zaczęły się po zakończeniu poprzedniego. My jadąc do Ameryki spodziewaliśmy się warunków zupełnie innych niż były, czyli twardego i gładkiego lodu, a co za tym idzie, szybkiej żeglugi. A zastaliśmy tam niespodziewanie pogodę zupełnie inną. W Europie każdy z nas ma większą ilość sprzętu w przyczepie i może go ze sobą zabrać. Niestety tutaj mamy ją ograniczoną i zabraliśmy do Ameryki sprzęt na takie warunki, jakich się spodziewaliśmy. Mistrzostwa Ameryki Północnej nie były dla mnie zbyt szczęśliwe, szczególnie drugi dzień regat, ponieważ miałem problem z doborem płóz i to miało duży wpływ na moją szybkość. A bez szybkości nic nie mogłem zrobić. Z kolei Ron Sherry, który jest pięciokrotnym mistrzem świata i wygrał tę imprezę, miał cały sprzęt ze sobą, a na mistrzostwach świata był poza pierwszą dwudziestką. Ale w bojerach tak to jest, że jeśli nie dobierze się dobrego sprzętu i przez to nie ma się szybkości to się nic nie zrobi - opisał część tajników bojerowego latania Polak.

54-latek ma na koncie także sukcesy w żeglarstwie morskim i jest jedynym Polakiem, który stał za sterem jachtu rywalizującego w regatach o Puchar Ameryki, najbardziej prestiżowego trofeum w żeglarstwie, doprowadzając hiszpański zespół do półfinałów. Od trzydziestu lat jest żeglarzem zawodowym i odnosi sukcesy na różnych jachtach w regatach na całym świecie. Jest najbardziej utytułowanym polskim żeglarzem, ale na razie nie zamierza jeszcze kończyć ze sportem.

- Ja uprawiam ten sport, bo go kocham i sprawia mi olbrzymią przyjemność. A że przy okazji są takie dobre wyniki to tylko trzeba się z tego cieszyć. I na razie nie widzę powodów do tego, żebym tę przyjemność miał raptem sobie odebrać i powiedzieć, że kończę karierę sportową i nie będę dalej ścigał się na bojerach. Uważam, że bojery będę uprawiał tak długo jak zdrowie mi na to pozwoli i jak długo będzie sprawiało mi to przyjemność. Teraz jest też czas na to, żeby przekazywać swoje doświadczenie młodszym zawodnikom i aby tak wyszkolić młodych adeptów sztuki bojerowej, żeby poszli w moje ślady - powiedział Karol Jabłoński.

Jednak pojawiła się także myśl o zwolnieniu tempa i poświęcenia więcej czasu na odpoczynek.

- Jeśli chodzi o bojery to ten sezon dopiero się zaczął. Teraz przygotowujemy się do mistrzostw Polski, później będą mistrzostwa Europy, mistrzostwa Szwecji więc podejrzewam, że ten sezon skończy się nam dopiero w połowie marca. A w między czasie krystalizują się już inne plany żeglarskie, ale nie ukrywam, że bardziej zmęczony jestem żeglarstwem na wodzie niż bojerami. Myślę o większej przerwie, ewentualnie o zwolnieniu. W zeszłym sezonie żeglowałem 120 dni w krótkim okresie czasu. 120 dni treningów i startów na samej wodzie to jest dużo i jest to spore obciążenie, a po 30 latach kariery chciałbym już trochę zwolnić. Może bardziej zaangażuję się w pracę w klubie w Olsztynie, w pracę z dziećmi oraz juniorami. Zobaczymy, co życie przyniesie - stwierdził utytułowany Polak.

Żeglarstwo jest sportem dość niszowym i w porównaniu na przykład z piłka nożną, siatkówką czy piłka ręczną jest znacznie mniej popularny. Jednak Jabłoński uważa, że potrzebna jest promocja tej dyscypliny sportu.

- Nie ma się co oszukiwać, że jest to taka dyscyplina sportu, której nie można porównywać z piłką nożną czy piłką ręczną. Jednak pomimo, że jest to sport niszowy, trzeba go pokazywać. Potrzebujemy następców i zainteresowania
młodego pokolenia tym sportem. Zawsze mogłoby być lepiej, ale jestem zadowolony z sytuacji jaka jest obecnie. Nie jestem tym rozczarowany. Ścigam się przede wszystkim dla siebie i cieszy mnie to, że wielu ludziom sprawia radość to, co robię - zakończył jedenastokrotny mistrz świata.

W najbliższym czasie Jabłońskiego czeka start w dwóch ważnych regatach. Na dni 10-12 lutego zaplanowano mistrzostwa Polski, ale na razie nie ma podanej lokalizacji, bo ta zależy od tego, gdzie będą panowały najlepsze do ścigania warunki lodowe. Następnymi zawodami będą mistrzostwa Europy, które w dniach 19-24 lutego odbyć się mają na jeziorze Lipno w Czechach.

Maciej Frąckiewicz

Komentarze (0)