Daniel Ludwiński: Akseli, jak to się stało, że obecnie reprezentujesz Norwegię, a nie Finlandię? Czy w twojej rodzinie jest ktoś z Norwegii?
Akseli Kokkonen: Na koniec była to dla mnie łatwa decyzja żeby zmienić barwy na norweskie. Ale wcześniej musiałem oczywiście nad tym długo myśleć. Powody były jednak na tyle ważne i jednoznaczne, że nie żałuję ani trochę mojej decyzji. Norwegia dała mi nową nadzieję, radość, wszystko! To jest główny powód, dla którego znów zacząłem lepiej skakać, ponieważ moje życie tutaj jest wspaniałe. Tutaj się urodziłem, tutaj są moi najlepsi przyjaciele, tutejsza kultura pasuje do mnie idealnie. Z Finlandią nie mam już takiego kontaktu - jedynie z wujkiem, moim największym kibicem i zwolennikiem, a także z rodzicami. Moi rodzice pracowali w Norwegii przez siedem lat, ale teraz czują się wciąż Finami. W Norwegii z rodziny mam tylko chrzestnych.
W ostatnich latach nie skakałeś w Pucharze Świata, nie pokazywałeś się też prawie wcale nawet w Pucharze Kontynentalnym. Czy miały na to wpływ jakieś problemy związane ze zmianą reprezentacji i przepisami z tym związanymi?
- Decyzję o zmianie narodowości podjąłem dwa lata temu. Główna zasada, którą trzeba spełnić, to żyć przez co najmniej dwa lata w Norwegii i mówić dobrze po norwesku. Mentalnie był to dla mnie trudny czas, gdyż pozwolono mi startować tylko w lokalnych zawodach Buff Norges Cup. Problemem nie był za to język, gdyż nauczyłem się go naprawdę szybko. Poznałem też dialekt z zachodniego wybrzeża kraju, skąd pochodzi moja dziewczyna. Te dwa lata były więc dla mnie trudne, ale i ważne. Przez cały ten czas skakałem dobrze i wygrałem dwukrotnie Buff Norges Cup bez problemów. Na dwadzieścia dwa konkursy byłem wówczas najlepszy w dwunastu i tylko dwa razy znalazłem się poza podium.
Jak teraz czujesz się jako reprezentant Norwegii?
- Jestem bardzo zadowolony! Mam tak wielu przyjaciół i po wielu latach czekania i ciężkiej pracy mogę wreszcie zacząć naprawdę cieszyć się skokami narciarskimi moją całą duszą.
Jak zostałeś przyjęty w reprezentacji przez swoich nowych kolegów z kadry?
- Była to dla mnie wielka rzecz. Wszyscy przywitali mnie tak dobrze, gdy tylko przybyłem do Norwegii. Był to jeden z pierwszych powodów dla mnie jako skoczka, żeby zmienić narodowość, gdy jeszcze nie byłem pewny co mam zrobić.
Masz jeszcze kontakt z kolegami z reprezentacji Finlandii?
- Mam wciąż kontakt z Tami Kiuru, choć niezbyt bliski. Ale z pozostałymi Finami obecnie rozmawiam tylko w trakcie zawodów.
Czy możesz porównać sposób pracy trenerów Finlandii i Norwegii?
- Różnica jest naprawdę duża. Gdybym chciał znaleźć wszystkie różnice i dokonać pełnego porównania zabrałoby to pewnie parę dni. Jeśli jednak mam coś wskazać to byłby to duch drużyny, który jest u Norwegów.
Jakie wrażenie wywarł na tobie Mika Kojonkoski, z którym mogłeś rozpocząć treningi? Według wielu to najlepszy trener.
- Znam Mikę osobiście od dłuższego czasu. To znakomity trener, ale także człowiek, który ma wspaniałą osobowość.
W Norwegii jest wielu dobrych skoczków. Do igrzysk pozostało już niewiele czasu, czy myślisz że uda ci się jeszcze wywalczyć miejsce w kadrze? Co igrzyska znaczą dla ciebie?
- Po pierwsze chciałbym powiedzieć, że jestem szczęśliwy, że jest tu wielu dobrych zawodników. Atmosfera jest świetna, nigdy nie walczymy zaciekle o konkretne miejsca przeciwko sobie. Skupiam się więc na swojej pracy. Gdybym rzeczywiście jechał do Vancouver chciałbym być w czołowej trójce, choć wiem że będzie to trudne. Nie mogę jednak wstawać co rano i zaczynać treningów tylko z myślą np. o ostatnim wolnym miejscu w kadrze - cel musi być poważny. Dla sportowca igrzyska są oczywiście największymi zawodami. Ale ja jako skoczek narciarski mogę powiedzieć, że dla mnie największe są mistrzostwa świata w lotach.
Czy kiedykolwiek miałeś okazję skakać już w Vancouver?
- Nie, nigdy, ale każdy mówi mi, że tamtejsza skocznia ma prawie taki sam profil jak ta w Lillehammer. Powinna więc pasować mi idealnie. Normalnie nie ma to jednak dla mnie większego znaczenia jaki jest rozmiar danego obiektu czy jego profil, dla mnie najważniejsze jest bowiem zawsze żeby skoczyć dobrze.
Gdy zaczynałeś karierę i skakałeś jeszcze jako Fin, w Polsce wszyscy byli przekonani, że Pentti Kokkonen, świetny skoczek z lat 80-tych, to twój ojciec. Czy prawdą jest, że w rzeczywistości w ogóle nie jesteście ze sobą spokrewnieni?
- Tak, to prawda! Pentti przez osiem lat był moim trenerem w Finlandii. Obecnie nasze nazwisko jest dość popularne w tym kraju, jednak nie jesteśmy rodziną. Nazwisko Kokkonen mam po mamie.
Co sądzisz o nowych regułach oceniania skoków narciarskich? Były one testowane latem w cyklu Grand Prix, a niedługo będą sprawdzone także w niektórych konkursach Pucharu Świata.
- Jak na razie mogę powiedzieć o tych zasadach tylko dobre rzeczy. Pomysł nowego systemu oceniania należy do przyszłości skoków narciarskich.