Chyba każdy fan sportu wie, że Bjoern Daehlie w latach 90-tych zdominował trasy biegowe i zasłużył na miano narciarza wszech czasów z uwagi na ogromną ilość zwycięstw i pierwsze miejsca w większości klasyfikacji medalowych. Znacznie mniej osób słyszało za to, że Norweg początkowo nie był pewny, którą konkurencję narciarstwa klasycznego wybrać. Młody Daehlie zaczynał bowiem od kombinacji norweskiej i uprawiał ją aż do szesnastego roku życia. Przyszły mistrz nie był jednak zbyt dobrym skoczkiem i z reguły po pierwszej części zawodów plasował się na odległym miejscu. Czy to z powodu braku odpowiedniego trenera, który udzieliłby mu rady, czy też może z powodu przesadnej ambicji. Dość powiedzieć, że Daehlie miał specyficzną taktykę na decydującą fazę kombinacji, czyli bieg. Młody zawodnik rozpoczynał od niezwykle ostrego tempa, błyskawicznie odrabiał znaczną część strat do wyprzedzających go po skokach rywali, a następnie tracił siły i wykończony wlókł się do mety tracąc wszystko to, co wcześniej zdołał zyskać.
W wieku 16 lat Daehlie rzucił kombinację i skupił się na biegach narciarskich. Gdy osiągnął sportowy szczyt, w Norwegii przypomniano sobie o jego dawnej taktyce z młodości i szybko dorobiono do niej żartobliwą teorię wyjaśniającą wielkie sukcesy idola. Według fanów dorosły Daehlie ani trochę nie zmienił swojej strategii z początkowych lat kariery - po prostu wraz z upływem lat, ruszając wyjątkowo szybko od samego startu, tracił siły coraz później, aż w końcu zaczął dobiegać do mety zanim dopadał go kryzys, co gwarantowało mu zwycięstwa.
Oczywiście teoria ta miała charakter żartu choć... gdy przyjrzeć się wynikom Bjoerna Daehlie w biegach na 50 kilometrów na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich, widać, że nieraz zdarzało mu się na ostatnich kilometrach mocno słabnąć i tracić pozycje - było tak na mistrzostwach świata i igrzyskach w Falun, Lillehammer, Thunder Bay, a nawet w Nagano, choć tam zdołał ostatecznie nadludzkim wysiłkiem obronić pierwsze miejsce. Czyżby więc było w tym ziarnko prawdy?