Jakub Horbaczewski: Panie Jacku, zanim zaczęliśmy naszą rozmowę, prosił pan, żeby zaznaczyć, że formalnie szefem Komitetu Organizacyjnego narciarskiego Pucharu Świata jeszcze pan nie jest. Rozumiem, że ta funkcja pojawi się oficjalnie wraz z chwilą ogłoszenia przez FIS decyzji o przyznaniu Polsce tych zawodów?
Jacek Jaśkowiak: Rzeczywiście, na razie szefem Komitetu Organizacyjnego nie jestem, ale prawdą jest, że pełnię funkcję pełnomocnika burmistrza do spraw organizacji Pucharu Świata, a obiecałem też panu burmistrzowi, że wywiążę się z roli pośrednika między nami a mediami. Jeżeli zaś Szklarska Poręba otrzyma oficjalnie te zawody, to - nie ukrywam - obiecałem, że podejmę się zadania ich organizacji.
Dziennikarzowi wolno więcej, załóżmy więc już teraz, że to tylko kwestia "klepnięcia" sprawy przez wierchuszkę FIS-u na letnim kongresie w Turcji. Nie jest już też tajemnicą, że będzie to nie tylko "zwykły" PŚ, ale ta jego najbardziej prestiżowa odsłona, czyli Tour de Ski. Jak wszyscy doskonale wiemy, TdS to kilka biegów na różnych dystansach. Czy jest taka możliwość, żeby całą edycję skumulować na polskich trasach?
- Nie, to nie jest możliwe. To jest już praktycznie ustalone, że pierwszy etap na pewno odbędzie się w niemieckim Oberhofie. Tam jest prolog i potem na drugi dzień przewidziany jest bieg na dłuższym dystansie. I to jest właśnie ten etap, na który liczymy. W kalendarzu zresztą tak to wygląda, że jesteśmy wpisani na 3-4 stycznia, czyli po Oberhofie. A konkretniej, jest tam wpisana Polska i Czechy. Zakładamy, że tym, czego brakuje w Tour de Ski jest długi dystans. Zresztą rozmawiałem już o tym z Joergiem Capolem oraz Vegaardem Ullvangiem, czyli z pomysłodawcami TdS, i oni również uważają, że warto ten dramatyzm cyklu jeszcze zwiększyć, a pożądanym byłoby wprowadzenie dłuższego dystansu. Mamy bowiem już sprinty, mamy ten słynny podbieg, który porównać można do kolarskiego podjazdu na Mount Ventoux, a teraz znalazłby się jeszcze dłuższy dystans. I tutaj wydaje nam się, że właśnie te trasy w Jakuszycach, które łączą Harrachov i Szklarską Porębę, są idealne do tego, żeby długi bieg rozegrać. Z jednej strony mielibyśmy zapewniony udział kibiców tak z Polski, jak i z Czech, a z drugiej dobrze układa się to logistycznie. Szklarska Poręba oddalona jest bowiem od Oberhofu tylko o 440 kilometrów. Z kolei gdyby tradycyjnie kolejnym etapem miał być miejski sprint w Pradze, to już dosłownie rzut kamieniem od nas. Wydaje mi się również, o ile dobrze rozumiem filozofię TdS, że należy się liczyć z tym, iż to nie będzie tak, że co roku cały Tour wyglądać będzie tak samo. Te miejscowości będą się wymieniały, podobnie jak to ma miejsce w kolarskim Tor de France.
Idea biegu ze startem w jednym kraju, a metą w drugim na pewno zasługuje na uwagę. Co więcej, Szklarska Poręba ma już pewne doświadczenia w tej materii. Niedawno wszyscy cieszyliśmy się z sukcesu skromnej jeszcze, ale już transgranicznej imprezy, jaką był II Bieg Bez Granic.
- Tak, to jest bardzo atrakcyjne z dwóch względów. Po pierwsze gromadzi to kibiców z dwóch krajów. Po drugie jest to coś, co pokazuje pewną tendencję: zanikanie granic i zanikanie barier. To jest transmisja telewizyjna, która od razu jest pokazywana na żywo w obu telewizjach narodowych. To wszystko jest atutem Szklarskiej i Harrachova. Zresztą Harrachov już oficjalnie zakomunikował, że jest zainteresowany zrobieniem takiej imprezy wspólnie z nami.
Ta współpraca polsko-czeska na tym, nazwijmy to, niższym pułapie układa się znakomicie. To było widać chociażby podczas wspomnianego wyżej biegu. Czy tak samo rzecz wygląda na poziomie obu magistratów?
- Tak, ja zresztą miałem okazję poznać starostę Harrachova, pana Tomáša Ploca i muszę powiedzieć, że współpraca pomiędzy burmistrzem Arkadiuszem Wichniakiem i starostą Plocem układa się bardzo dobrze. Co więcej, pan Ploc jest też przyjacielem Juliana Gozdowskiego.
Ano właśnie - Julian Gozdowski. Czy to właśnie nie jest osoba, dzięki której zaangażowaniu możliwe będzie zbieranie plonów w postaci tak prestiżowej imprezy w naszym kraju?
- Zgadza się. Julian Gozdowski wyprzedził niejako bieg historii. Wtedy gdy dzieliły nas jeszcze granice, to Julian pozwalał sobie na robienie tras, które gdzieś tam już wcinały się do Czech. Tak, żeby Czesi mogli bez problemu korzystać z tras Biegu Piastów. Zatem w pewnym sensie Julian Gozdowski wyprzedził bieg wydarzeń i był pionierem. Były z tym związane także zabawne sytuacje. Poznałem zastępcę starosty Ploca, który był kiedyś szefem czeskiej straży granicznej. I on powiedział mi na jednym spotkaniu, że kiedy jeszcze stały szlabany, to Julian pierwszy przed Schengen tę granicę otworzył. Ta współpraca układa się bardzo dobrze, bo leży to w interesie obu miast.
Czy tych przejść granicznych, a w zasadzie teraz już powinniśmy rzec "łączników" tras polskich i czeskich, nie jest jednak za mało? Już teraz Julian Gozdowski mówił mi, iż obawia się czy idei poprowadzenia zawodów Pucharu Świata ze strzelnicy biathlonowej w Harrachovie do Jakuszyc nie pokrzyżuje zbyt wąska miejscami trasa po czeskiej stronie.
- Julian pokazał mi w tym roku kilka takich zapomnianych przejść granicznych i dróg, które teraz częściowo zarosły, a kiedyś, przed wojną, łączyły te miasta. I podczas ostatniego z tych spotkań padła propozycja, żeby pomyśleć nad zrobieniem czegoś wspólnie również latem. Przymierzamy się na razie do tego, żeby zorganizować wieloetapowy wyścig na rowerach górskich. Coś na kształt słynnego wyścigu TransAlp na Zachodzie. Myślimy, że przydałby się taki transkarkonoski wyścig. Zarówno burmistrz Szklarskiej Poręby, jak i starosta Harrachova są tym pomysłem żywo zainteresowani.
Wracając jednak do wątku zimowego i Pucharu Świata - jeżeli to "wypali", będzie to na pewno olbrzymia promocja dla Szklarskiej Poręby i całego regionu. Pytanie jednak nasuwa się jedno: czy podołacie finansowo? Wszak Szklarska Poręba wielkim miastem nie jest...
- To nie jest pomysł ostatnich miesięcy. Ja uczestniczę w tym projekcie już od wiosny zeszłego roku. To ja kiedyś, podczas jednego z wywiadów prasowych, zaproponowałem, że warto byłoby wykorzystać wielki sukces Biegu Piastów oraz I rocznicę przyjęcia nas do Worldloppet i pójść dalej, czyli mówiąc wprost, wystąpić o organizację Pucharu Świata. Podchwycił to burmistrz i dwa lub trzy miesiące później pojechaliśmy na kongres FIS do Dubrownika, gdzie zrobiliśmy prezentację Szklarskiej Poręby. Jeżeli chodzi o koszty, o które pan pyta, to one oczywiście są, jednak nie są to koszty bardzo wysokie. Inaczej mówiąc, to jest na poziomie osiągalnym dla Szklarskiej Poręby. Koszt takiego przedsięwzięcia jest szacowany na poziomie ok. 500 tysięcy euro, natomiast nie jest to kwota, którą trzeba wydać od ręki.
Koszty zatem niemałe, ale powiedzmy również o dochodach.
- Owszem, są również przychody. Bilety, dochody ze sprzedaży transmisji telewizyjnej, środki od sponsorów i tak dalej. Trudno co prawda, żeby w pierwszych dwóch latach taka impreza zamknęła się na zerze, jednak aspekt promocyjny ma ogromne znaczenie. To jest 60 milionów osób, które ogląda Tour de Ski. I to są ci turyści, na których zależy Szklarskiej Porębie. To są Skandynawowie, którzy biegają na nartach, turyści z Berlina i Drezna. Miasta te przecież leżą bardzo niedaleko. Generalnie chodzi o osoby, które czas wolny spędzają aktywnie. Na takich ludzi jesteśmy ukierunkowani. Pamiętajmy, że Szklarska przed wojną była kurortem porównywalnym do Garmisch-Partenkirchen, czy do St. Moritz. Oczywiście w tej chwili to jest zupełnie inny poziom, ale właśnie dzięki takim imprezom jak TdS istnieje szansa na to, żeby wypromować miasto. Należy się bowiem liczyć z zainteresowaniem potencjalnych inwestorów, którzy już teraz inwestują w Szklarskiej. My jako miasto prowadzimy ciekawą politykę w tym zakresie. Nie staramy się przyciągać inwestorów, którzy wybudują nowe wielkie hotele, ale chcemy zapewnić rewitalizację już istniejącym obiektom. Wierzę, że jeżeli uda się uzyskać organizację Pucharu Świata, to miasto w ciągu najbliższych 5-10 lat radykalnie zmieni się na plus.
To zainteresowanie Szklarską Porębą turystów z zagranicy już w tej chwili daje się zauważyć. Kiedy rok temu na trasie Biegu Piastów próbowało się zagadnąć zawodnika jadącego torem obok, trafić na Polaka udawało się z reguły dopiero za którymś razem. Przyzna pan, że to jednak ewenement, żeby niewielkie polskie miasto nastawiło się w takim stopniu na turystów z Zachodu?
- Sam byłem jedną z osób bardzo zaangażowanych w to, żeby Bieg Piastów wszedł do Worldloppet. Ja przebiegłem 50 maratonów narciarskich, w tym wszystkie te, które są w Worldloppet, niektóre kilkakrotnie. Przeglądałem już tegoroczne listy startowe i muszę powiedzieć, że o ile mamy powtarzalność udziału na poziomie 700-800 z zeszłego roku, to mamy w tym roku 1000 osób nowych. Rok temu startował jeden Japończyk, w tym roku było bodaj dziesięciu. A pamiętajmy, że te osoby przyjeżdżają do nas z całymi rodzinami. To jest właśnie efekt przynależności do Worldloppet - cyklu, w którym uczestniczy co roku ponad 100 tysięcy biegaczy. Oni oczywiście szukają nowych tras i nowych wrażeń. Chcą poznawać nowe kraje, a jednocześnie pokonywać nowe wyzwania, dlatego przyjeżdżają coraz liczniej do Szklarskiej. Nie ma lepszej reklamy niż rekomendacja z ust samych narciarzy.
Zatem Bieg Piastów otworzył Szklarskiej drzwi do narciarskiej Europy, a Puchar Świata pozwoli dołączyć do ścisłej czołówki?
- W to wierzymy. Ja bym to ujął w ten sposób: w zeszłym roku Bieg Piastów, wchodząc do Worldloppet, znalazł się w towarzystwie takich biegów jak Bieg Wazów, Engadin SkiMaraton, Marcialonga czy Birkebeinerrennett. Jeżeli Szklarska Poręba otrzyma organizację Pucharu Świata, to ma perspektywy na znalezienie się w takim gronie jak Davos, Val di Fiemme czy Lahti. To są miejsca, które właśnie dzięki wielkim imprezom narciarskim są potem rozpoznawalne na całym świecie.
Nie za szybko rzucacie się na tak głębokie wody?
- Ja nie należę do osób strachliwych. Podejmowałem się już w swojej karierze zadań trudniejszych i to z powodzeniem. Widzę współpracę i zaangażowanie wielu ludzi, widzę też chęć zrobienia czegoś ciekawego. Uważam, że tak jak polscy przedsiębiorcy 20 lat temu rzucali się na głęboką wodę, a dziś potrafią konkurować z firmami z innych krajów, tak i my dojrzeliśmy do tego, żeby organizować tego typu imprezy. Po poznaniu władz Szklarskiej Poręby i pana Apoloniusza Tajnera, jestem przekonany, że wstydu nie będzie.