Wymarzona inauguracja dla Austriaków, rozczarowująca postawa Polaków

Austriacy byli zdecydowanie najlepszym zespołem pierwszego konkursu w nowym sezonie Pucharu Świata. Na drugim miejscu uplasowali się reprezentanci Norwegii, a trzecia lokata przypadła Japończykom. Polacy zakończyli zmagania na piątej pozycji.

Maciej Mikołajczyk
Maciej Mikołajczyk

Dwudziesty siódmy listopada - na ten dzień z niecierpliwością czekali fani sportów zimowych, a w szczególności skoków narciarskich. To właśnie na ostatnią sobotę listopada zaplanowano pierwszy konkurs trzydziestej drugiej edycji Pucharu Świata. Areną inauguracyjnych zmagań już po raz dziewiąty okazał się położony nieopodal Kuusamo ośrodek narciarski "Ruka". W krainie Laponii jak zwykle panował siarczysty, kilkunastostopniowy mróz, a także porywisty wiatr, który tradycyjnie przeszkadzał organizatorom w sprawnym przeprowadzeniu zawodów. Tym razem ta sztuka się jednak udała, choć zawodnicy niejednokrotnie byli przetrzymywani na "górze" i musieli czekać na swoją kolej. Nie obyło się bez niespodzianek, choć w innym tego słowa znaczeniu. Klasyfikacja końcowa "drużynówki" w Finlandii nie może większości widzów dziwić, ale za to tzw. hierarchia w poszczególnych ekipach jak najbardziej.

Konkurs w cuglach wygrali Austriacy. Podopieczni Alexandra Pointnera wystartowali w swoim standardowym na tego typu obiekty składzie, czyli Thomas Morgenstern (128,5m/132,5m), Wolfgang Loitzl (140,5m/133m), Andreas Kofler i oczywiście Gregor Schlierenzauer (140m/130m). Cała "czwórka" spisała się bez zarzutów i zgodnie z oczekiwaniami. Wśród nich bez wątpienia najmocniejszym ogniwem okazał się popularny "Kofi", który jako jedyny ze wszystkich uczestników zdołał dwukrotnie przekroczyć magiczną granicę 140m. Triumfator poprzedniej edycji prestiżowego Turnieju Czterech Skoczni potwierdził swoją świetną, a co najważniejsze stabilną formę, lądując odpowiednio na 145,5m oraz 140m. Mistrzowie olimpijscy potwierdzili tym samym, że ich średnie starty w letniej Grand Prix były tylko dziełem przypadku, a tak naprawdę formę szykowali na zbliżającą się zimę i w pełni kontrolowali przebieg rywalizacji.

Druga lokata, ale już z pokaźną stratą dokładnie siedemdziesięciu punktów do będących poza zasięgiem Austriaków przypadła Norwegom. Do poziomu "Wikingów" najwyraźniej nie potrafił tym razem dostosować się Bjoern Einar Romoeren. Rekordzista w długości lotu, który ma na swoim koncie nawet zwycięstwo na "Rukatunturi" zaprezentował równą, ale za to odbiegającą od swoich kolegów z drużyny formę. Romoeren dwukrotnie dotknął nartami zeskoku na 115 metrze przy 137m i 132,5m Toma Hilde, czy rewelacyjnych odległościach Andersa Jacobsena (142m/139,5m) i Andersa Bardala (144,5m/129m).

Skład "pudła" uzupełnili zawsze groźni jako drużyna Japończycy. Kraj Kwitnącej Wiśni po raz kolejny pokazał wysoką, solidną i równą dyspozycję, a Daiki Ito potwierdził, że nadal potrafi skakać tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu na igelicie. Samurajowie zatem w składzie Shohhei Tochimoto (135,5m/130,5m), Noriaki Kasai (134m/129,5m), Taku Takeuchi (126,5m/129,5m) i wspomniany Ito (137,5m/134,5m), jak można było przewidywać udanie rozpoczęli sezon pod wodzą nowego trenera Chicharu Saito, który zastąpił wiosną Kariego Ylianttilę. Na uznanie zasługują też cały czas dalekie skoki 38-latka z Shimokawy. Nieprawdopodobny Kasai zainaugurował właśnie swój dwudziesty sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej i nadal udowadnia, że wiek nie gra znaczącej roli.

Jedni muszą przegrać, by wygrać mógł ktoś. I tak lista największych przegranych zaczyna się od przedstawicieli gospodarzy, który od początku zmagań plasowali się na czwartym miejscu i taką pozycję utrzymali też do końca. I mimo iż Matti Hautamaeki (124m,124m), Anssi Koivuranta (131,5m/120,5m), Ville Larinto (137m/139,5m) oraz Janne Ahonen (125,5m/112m) nie spisali się najgorzej, to z pewnością rozczarowali zgromadzonych pod "Rukatunturi" fanów, którzy liczyli na medalową pozycję i tym samym na zapomnienie o słabych startach kombinatorów norweskich. A jeśli o dwuboistach mowa, to jako drugi z ekipy byłego trenera Francuzów Pekki Niemelae z progu wybijał się Koivuranta - niegdyś znakomita gwiazda kombinacji, który jednak z powodu rzadkiej choroby przynajmniej na okres tej zimy musi skupić się wyłącznie na skokach. Swoją niebywałą dyspozycję z treningów, kiedy to prawdziwym lotem na 150,5m nieoficjalnie pobił wyczyn "Schlieriego" potwierdził natomiast młody Larinto.

A jak spisali się Polacy? Drużyna Łukasza Kruczka, a przygotowujący się do pucharowego cyklu pod okiem Hannu Lepistoe Adam Małysz to w sobotę dwa różne światy. Z tego pierwszego zawiedli praktycznie wszyscy - Kamil Stoch uzyskał odpowiednio 122,5m i 126m, Marcin Bachleda 125m i 119m, za to Krzysztof Miętus aż 134m i zaledwie 110m. Biało-czerwoni okazję do rehabilitacji będą mieli już w niedzielę, gdy wystąpią razem z Klemensem Murańką, Stefanem Hulą i Dawidem Kubacki najpierw w kwalifikacjach, a potem być może w komplecie w głównych zmaganiach. Inną ligę prezentował za to Małysz. Nasz niezawodny "Orzeł z Wisły" z najniższych belek szybował pięknie i daleko, że miło było patrzeć. W pierwszej serii "Król Holmenkollen" osiągnął 140m, zaś w drugiej 132,5m i były to najlepsze rezultaty wśród zawodników z czwartymi numerami na piersi.

W finałowej ósemce wystąpili jeszcze Niemcy, Słoweńcy i osłabieni brakiem Dimitri Vassiliewa Rosjanie. W każdym z tych zespołów był ten najsłabszy. W teamie Matjaza Zupana beznadziejnie wypadł nieoczekiwanie Robert Kranjec (126m/85m), u naszych zachodnich sąsiadów na całej linii zawiedli Michael Neumayer (105,5m/120m) i Michael Uhrmann (117,5m i 110,5m), a z kolei w "Sbornej" kompletnie "zawalił" Dimitri Ipatow, który dwukrotnie spadał na bulę (91m/95m).

Do drugiej odsłony konkursu mimo 133,5m Simona Ammanna nie zdołali awansować Szwajcarzy, którzy uplasowali się ostatecznie na dziewiątym miejscu. O sporym pechu mogą mówić Czesi, u których zabrakło ich lidera Romana Koudelki. "Koudiemu" tuż przed startem pękła klamra w wiązaniu, co oznaczało, że Jakub Janda i spółka musieli radzić sobie w "trójkę". I trzeba przyznać, że nawet nieźle sobie poradzili, bo udało im się z dużą przewagą wyprzedzić Włochów i niewątpliwie należących do grona outsiderów Kazachów.

Wyniki drużynowego konkursu w Ruce:

M Zawodnicy Kraj Nota
1 Morgenstern, Loitzl, Kofler, Schlierenzauer Austria 1231,4
2 Romoeren, Bardal, Jacobsen, Hilde Norwegia 1163,4
3 Tochimoto, Kasai, Takeuchi, Ito Japonia 1121,3
4 Hautamaeki, Koivuranta, Larinto, Ahonen Finlandia 1053,8
5 Stoch, Bachleda, Miętus, Małysz Polska 1029,0
6 Pikl, Tepes, Prevc, Kranjec Słowenia 986,0
7 Neumayer, Freund, Schmitt, Uhrmann Niemcy 905,3
8 Trofimow, Karelin, Korniłow, Ipatow Rosja 833,6
9 Francais, Kuettel, Grigoli, Ammann Szwajcaria 460,3
10 Hlawa, Janda, Hajek Czechy 364,8
11 Colloredo, Morassi, Diego Dellasega, Roberto Dellasega Włochy 323,8
12 Lewkin, Sokolenko, Karpenko, Zhaparow Kazachstan 224,9



Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×