Jeszcze w piątek rano był tylko jednym z wielu norweskich kadrowiczów. Teraz Johan Remen Evensen jest na ustach wszystkich. Najpierw na treningu pofrunął na odległość 243 metrów, następnie w kwalifikacjach uzyskał 246,5 metra. - To zupełnie niezwykłe. Niewiarygodne uczucie, po prostu. Dziecięcy sen chłopca się spełnił. Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Ciężko jest zresetować samego siebie po czymś takim. W nocy zwykle dobrze mi się śpi, ale myślę, że tym razem będę miał problemy z zaśnięciem. Gdy wylądowałem emocje eksplodowały. Po pierwszym skoku powiedziałem, że ten rekord może zostać pobity o pięć metrów, w drugim skoczyłem dalej o trzy i pół metra - komentował swój wyczyn Evensen.
- Wiedziałem, że Johan jest mocny, ale nie myślałem, że aż tak bardzo - powiedział jego trener Mika Kojonkoski. W zgoła odmiennym nastroju był Bjoern Einar Romoeren, który w piątek stracił swój rekord. Nie to było jednak powodem jego smutku - drugi z Norwegów skoczył bardzo krótko i nie zakwalifikował się do sobotniego konkursu. - Nie byłem zestresowany tym skokiem Johana, raczej zainspirowany. Nie mam dobrego wytłumaczenia, mój skok zupełnie nieudany.
Wynik Evensena oznacza, że po czterdziestu czterech latach rekord świata znów został ustanowiony w Vikersund. Poprzedni wynosił 154 metry - tyle w 1967 roku skoczył tam Reinhold Bachler. W kolejnych latach wszystkie rekordy padały na innych mamucich obiektach i dopiero przebudowa norweskiej skoczni pozwoliła na nowe najlepsze osiągnięcie uzyskane w Vikersund.