Wielka kariera Kamila Stocha może potrwać nawet dziesięć lat - rozmowa z Apoloniuszem Tajnerem, prezesem PZN

W weekend na dobre rusza rywalizacja o Puchar Świata w poszczególnych dyscyplinach narciarstwa klasycznego. Tuż przed rozpoczęciem zawodów w Kuusamo rozmawialiśmy z Apoloniuszem Tajnerem, prezesem Polskiego Związku Narciarskiego, na temat szans Polaków zarówno w skokach, jak i biegach oraz kombinacji norweskiej. - Spodziewam się, że będzie to dobry sezon dla naszych narciarzy, zwłaszcza tych najlepszych - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Tajner.

W tym artykule dowiesz się o:

Daniel Ludwiński: W sobotę konkursem drużynowym rozpocznie się w Kuusamo kolejna edycja Pucharu Świata w skokach narciarskich. Będzie to pierwszy sezon bez Adama Małysza, za to z Kamilem Stochem w roli lidera kadry. Jak ocenia pan szanse Kamila w nowym sezonie?

Apoloniusz Tajner: Kamil jest liderem tej grupy, czuje się mocny, przygotowany. Zmieniła go współpraca z psychologiem, to już jej trzeci rok, stał się dzięki niej dojrzały, uporządkował też sprawy osobiste zakładając rodzinę. Sport jest na pierwszym miejscu, podporządkował mu wszystko. Pamiętamy jego formę sportową z lata, ostatnie treningi wykazały, że z tą formą nic się złego nie stało, więc naprawdę można liczyć, że będzie to jeden z zawodników ze ścisłej czołówki. Ja zakładam, że tak będzie już od pierwszego konkursu w Kuusamo, chociaż tu będą miały też decydujące znaczenie warunki w jakich będą skakali zawodnicy. Myślę, że jego sportowej formie nic nie grozi. Kamil cały czas podkreśla, że nie jest Adamem, że jest Kamilem, że jego droga sportowa jest inna. Osobiście myślę, że on zaczyna wielką karierę sportową, na co najmniej dziesięć lat, kto wie, być może osiągnięciami jeszcze doścignie Małysza.

Przed rokiem w Pucharze Narodów Polska zajęła trzecie miejsce, startując jeszcze z Małyszem w składzie. Ostatnio w wywiadzie dla SportoweFakty.pl trener kadry Łukasz Kruczek stwierdził, że Polaków stać na powtórzenie tego wyniku również w nowym sezonie. Czy pana zdaniem jest to realne?

- Myślę, że tak. Ubiegły sezon zakończyliśmy właśnie na trzecim miejscu, ale już tegoroczne letnie Grand Prix na drugim, i to z niewielką stratą punktową do Austriaków, a skakaliśmy przecież bez Małysza. Grupa bardzo okrzepła, poziom się podniósł, cały czas na to czekaliśmy i to nadeszło. Patrząc na to przed sezonem wydaje się więc, że jest to realne. Liczę, że się uda.

W ostatnich latach w skokach dominują Austriacy. Myśli pan, że nadal będą tak mocni?

- Wszystko wskazuje na to, że tak. Mają dwóch liderów i bardzo mocne wsparcie ze strony pozostałych zawodników. Sądzę, że ten sezon będzie do nich należał, ale z drugiej strony jeśli nacisną na nich inni zawodnicy, choćby Stoch, to oni też zaczną się łamać, bo to nie są ludzie z żelaza. Do tej pory byli dominatorami, nikt im nie zagrażał, skakali jakby z uśmiechem, ale wielu może z nimi powalczyć.

Jak zwykle w styczniu Puchar Świata zawita do Zakopanego. Ceny biletów będą na takim samym poziomie jak w tym roku. Czy nie lepiej było je obniżyć? Nie ukrywajmy, wielu kibiców jeździło nie na skoki, a "na Małysza".

- To prawda, rzeczywiście tak było. Jeśli chodzi o ceny biletów to uważałem, że należy je obniżyć, ale to jest decyzja organizatora, który wymyślił inną formułę - w zamian za zakupienie biletów będzie darmowe wejście na kwalifikacje, do tego dochodzi możliwość zakupu grupowego, ale to już jest sprawa organizatora. Moje zdanie jest takie, że bilety mogły być tańsze. A co do tego, że kibice jeździli "na Małysza" to prawda, latem było ich faktycznie mniej, ale z drugiej strony uważam, że jeśli Kamil Stoch zacznie osiągać takie wyniki jakich oczekujemy, to ludzie zaczną jeździć nie tylko na niego, ale w ogóle na skoki, żeby oglądać naszych reprezentantów, bo spodziewam się, że ci będą większą grupą wchodzili do czołowej trzydziestki, a o to kibicom przecież chodzi.

We wstępnym terminarzu Pucharu Świata na sezon 2012/2013 znalazła się Wisła. Na ile pewne jest, że rodzinna miejscowość Adama Małysza doczeka się w końcu zawodów pucharowych?

- We wstępnym terminarzu rzeczywiście jest Wisła, bardzo mocno się o to staraliśmy. Zakładam, że tak już zostanie, choć nie jest to jeszcze stuprocentowa pewność, bo w kalendarzu następują czasem przesunięcia. Na pewno będziemy się starać, żeby wszystko zostało tak jak jest. Mam zamiar rozmawiać z członkami komisji kalendarzowej w FIS, to są moi koledzy, byli lub aktualni trenerzy. Tak jak mówię, skoro Wisła jest we wstępnym terminarzu to szansa jest duża, ale wciąż jeszcze nie sto procent.

Skoro o kalendarzach mowa: w przyszłym roku latem ma nie być zawodów Lotos Tour w ramach letniego Grand Prix. Czy to oznacza, że to już koniec rywalizacji w Szczyrku, Wiśle i Zakopanem w formule przypominającej Turniej Czterech Skoczni?

- W tym sezonie nie było zbyt wielu chętnych do organizacji letnich konkursów, a u nas było na nie zapotrzebowanie. Gładko dostaliśmy więc ten turniej, ale teraz chętnych na przyszły rok zgłosiło się już więcej. Walter Hofer przekazał więc mnie i Andrzejowi Kozakowi z Tatrzańskiego Związku Narciarskiego, bo ustalaliśmy to wspólnie z TZN, że sugeruje aby letnie Grand Prix przydzielić Wiśle i Szczyrkowi, a Zakopane ma wtedy zimowy Puchar Świata. Koncepcja jest taka, że jeśli ktoś otrzymuje dwa konkursy zimą to latem otrzyma jeden, lub nie otrzyma go wcale. W ciągu ostatnich dwóch lat zostały otwarte cztery nowe kompleksy skoczni: w Korei w Pyeongchang, gdzie będą igrzyska olimpijskie, w Ałmatach w Kazachstanie, w Permie w Rosji i w Erzurum w Turcji. W związku z tym jest coraz więcej zgłoszeń i coraz trudniej będzie o te imprezy.

Toni Innauer, były mistrz olimpijski w skokach, powiedział ostatnio, że jego zdaniem formuła Pucharu Świata już się wyczerpała i czas spróbować rozwiązań stosowanych w tenisie i golfie, co oznaczałoby wprowadzenie serii turniejów z różną pulą nagród. Jak pan ocenia taki pomysł?

- Myślę, że skoki narciarskie do takiego systemu jeszcze nie dojrzały, ponieważ jest bardzo ograniczona liczba zawodników prezentujących wysoki, światowy poziom, jest ich może dwudziestu, do tego dochodzą kolejni skaczący w międzynarodowych zawodach. Na listach tenisa są za to tysiące graczy, a pierwszy tysiąc to już zawodnicy wyższej klasy. Gdyby więc zawody w skokach się rozproszyły to straciłyby swoją rangę, swoje znaczenie. Myślę, że może kiedyś, w dalekiej przyszłości, coś z tego systemu można by u nas przejąć, ale na ten moment jestem zdecydowanie za tym, żeby wszystko pozostało tak jak jest, ewentualnie z jakimiś drobnymi modyfikacjami.

Latem powstała u nas kadra skoków narciarskich kobiet. Czy przed tymi dziewczynami są stawiane już jakieś cele, czy też na razie mają się po prostu uczyć?

- Kadra to nawet za dużo powiedziane, powołaliśmy dwie zawodniczki do takiej grupki. Na razie nie znaczą one jeszcze wiele w rywalizacji międzynarodowej. Joasia Gawron to w tej chwili zawodniczka już osiemnastoletnia, ma bardzo poważne braki techniczne, zaczęła dość późno skakać, więc nie jest to jakiś talent i wydaje mi się swojego poziomu już zbyt wiele nie podniesie. Natomiast Joasia Szwab to zawodniczka czternastoletnia, skacze na Wielkiej Krokwi, jest bardzo dynamiczna, otwarta, i wydaje mi się, że akurat ona ma szanse występu nawet w Soczi, będziemy się nią szczególnie opiekowali. Stworzyliśmy dwa etaty z PZN, jeden w Beskidach, gdzie pracuje Wojciech Tajner, jeden w Tatrach z trenerem Krystianem Długopolskim, i powstały tam dwie grupki interklubowe. Wszystkie chętne dziewczynki grupują oni razem i ćwiczą. Liczę na to, że jest to początek budowy skoków narciarskich kobiet w Polsce, ale trzeba będzie na to jeszcze poczekać. Na razie nie mamy wielkich szans na to, żeby któreś z naszych dziewczyn mogły coś znaczyć na międzynarodowej arenie.

Na mistrzostwach świata panie zadebiutowały w Libercu w 2009 roku, ich Puchar Kontynentalny również ma już kilkuletnią tradycję. Czy kadra w Polsce nie mogła powstać więc wcześniej? Czy w poprzednich latach nie było dziewczyn chętnych do trenowania skoków?

- To ma korzenie raczej w fakcie, że nasza kadra trenersko-instruktorska jest mało liczna. Starsi trenerzy odchodzą, młodzi się za bardzo nie garną i w związku z tym wszyscy trenerzy skoków, którzy się tym zajmują i są zatrudnieni w klubach, zajmują się skokami chłopców. Teraz pozyskaliśmy dwóch wspomnianych młodych trenerów, stworzyliśmy im podstawowe warunki, także finansowe do tej pracy. W klubach nie ma dużego zainteresowania rozwijaniem skoków kobiet, bo pracuje się z chłopcami i nie ma wolnych szkoleniowców, którzy mogliby dodatkowo tę pracę wykonywać z dziewczynami. Wszystko wynika więc ze słabości naszej kadry instruktorskiej, z jej liczebności, i stąd ten problem.

Hannu Lepistoe, trener Adama Małysza, miał pod koniec ubiegłego sezonu problemy ze zdrowiem. Od dłuższego czasu nie było o nim nic słychać w mediach. Jak dziś czuje się Fin?

- Rzeczywiście, problemy zdrowotne trwały nieco dłużej, chcieliśmy jeszcze w czerwcu go zaprosić do Polski, ale nie mógł przyjechać, bo przechodził jeszcze jakieś badania i nie miał zezwolenia od lekarza na przelot samolotem w związku ze swoją chorobą. Ostatnio nie miałem jednak z nim kontaktu, więc nie powiem dokładniej jak przedstawia się stan jego zdrowia, ale Hannu działa jako ekspert przy komentatorach w Finlandii i będzie komentował skoki narciarskie dla fińskiej telewizji. Udziela się w tym zakresie.

Pomówmy o biegach narciarskich. W lutym Puchar Świata po raz pierwszy w historii zagości w Polsce - odbędą się zawody w Szklarskiej-Porębie.

- To historyczne zawody, pierwsze. W biegach jest jeszcze trudniej otrzymać Puchar Świata niż w skokach, bo jest więcej chętnych i decyduje wiele czynników, żeby wszystko pasowało zgodnie z odpowiednią koncepcją, ustala się w jakich rejonach Puchar Świata ma gościć w danym roku. To, że otrzymaliśmy te zawody, to duża zasługa działaczy ze Szklarskiej Poręby, naprawdę się starali i przy naszej pomocy udało im się to załatwić.

Justyna Kowalczyk obok Adama Małysza była w ostatnich latach największą gwiazdą sportów zimowych w Polsce. Myśli pan, że zainteresowanie kibiców po zakończeniu kariery przez Adama w jeszcze większym stopniu przejdzie teraz właśnie na nią?

- Myślę, że nie ma się o co martwić, bo zainteresowanie jest już duże, zwłaszcza wtedy, kiedy Justyna wygrywa. Rozpoczęła swoje starty od dziesiątego miejsca, ale to jest jej najlepszy start w pierwszym biegu sezonu od trzech lat jeśli chodzi o stratę czasową. Może miejsce nie jest za dobre, ale strata jest mniejsza niż w poprzednich sezonach, a wiadomo jak te poprzednie lata się kończyły. Trzeba więc nastawić się na prawdziwy serial, ogromną rywalizację między Kowalczyk i Marit Bjoergen. Być może ktoś jeszcze w to się włączy, widać że dobrze przygotowana jest Szwedka Charlotte Kalla, są kolejne Norweżki, nowe nazwiska, wszystkie prezentują wysoki poziom. Justyna na pewno będzie takim motorem zainteresowania jeśli chodzi o biegi narciarskie. Jest jednak jeszcze sztafeta, skończyła w Norwegii bieg na jedenastym miejscu, ale trzeba popatrzeć na stratę czasową - to minuta i pięćdziesiąt osiem sekund, a przed rokiem w pierwszym starcie były to trzy minuty i dwadzieścia sekund. Jeśli nie liczyć trzech dodatkowych sztafet norweskich to okaże się, że dziewczyny zajęły ósme miejsce. Patrząc na to, że przed nimi kolejne dwa lata przygotowań do igrzysk olimpijskich, oraz na to że wróci Kornelia Marek i będzie miała prawo startu w Soczi, to dysponujemy pięcioma zawodniczkami z szansami na wysokie miejsca. Jest więc nie tylko Justyna Kowalczyk, ale i Sylwia Jaśkowiec, Paulina Maciuszek, Ewelina Marcisz i ewentualnie później Kornelia. Mogą one stworzyć sztafetę, która będzie się liczyć nawet w walce o medale.

Tuż po Pucharze Świata w Szklarskiej Porębie odbędzie się jeszcze bieg World Uphill Trophy, czyli wspinaczka na Szrenicę, a następnie zjazd, który według początkowych planów miał być rozgrywany w ramach pucharowej rywalizacji. Jaka przyszłość czeka te zawody?

- To jest początek nowej formuły rozgrywania któregoś z biegów w ramach Pucharu Świata. Wszystko zaczęło się u nas, przeprowadziliśmy w ubiegłym sezonie bieg próbny. Komisja biegowa w FIS była dość mocno zainteresowana tym, żebyśmy teraz zrobili taki bieg w Pucharze Świata, jednak my nie mogliśmy się na to zgodzić ze względu na Justynę Kowalczyk, bo zjazd na nartach biegowych to akurat jej słabsza strona. Trudno żebyśmy godzili się na coś, co nie tylko nie będzie faworyzowało naszej zawodniczki, ale będzie wręcz czymś przeciwko niej. Justyna wyraziła jasno swą opinię, myśmy to przeanalizowali i rzeczywiście byłoby to nielogiczne z naszej strony, gdybyśmy starali się o taki bieg w Pucharze Świata już teraz.

A co w kolejnych latach? Czy World Uphill Trophy ma szansę zagościć kiedyś w terminarzu Pucharu Świata?

- Jeśli chodzi o kolejne lata to wiemy już, że w sezonie 2012/2013 Pucharu Świata w biegach w Polsce nie będzie, szansa pojawi się w 2014 roku. Wtedy zobaczymy, na razie trudno coś zakładać czy będzie to World Uphill Trophy czy też nie. W FIS jest tendencja żeby biegi urozmaicać i coś takiego wprowadzać. Ja myślę, że póki Justyna Kowalczyk biega na tak wysokim poziomie to nie możemy godzić się na taką formułę, która może być dla niej niekorzystna.

Nieco w cieniu biegów i skoków jest w Polsce trzecia z konkurencji narciarstwa klasycznego, kombinacja norweska. Jak ocenia pan sytuację tej dyscypliny w naszym kraju i pracę trenera kadry, Jakuba Michalczuka?

- Dobrze, to jest naprawdę wzorowo prowadzona grupa. Budowaliśmy ją od podstaw, od wczesnych grup juniorskich. Mamy trzech zawodników, którzy w swoich kategoriach wiekowych są wybitni, to są jeszcze juniorzy, mówię tu o Pawle Słowioku, Adamie Cieślarze i Andrzeju Gąsienicy. Ich osiągnięcia w EYOFF-ach, czyli Europejskich Festiwalach Młodzieży, gdzie zdobyli cztery medale, a także w Alpen Cup, gdzie mieliśmy w czołowej trójce dwóch zawodników, wskazują na to, że za dwa, trzy lata będą to zawodnicy, którzy mogą trafić do ścisłej światowej czołówki w kombinacji norweskiej. Na to liczymy. W tym roku oczekuję, że Słowiok i Cieślar będą się już dobijać do czołowej trzydziestki w Pucharze Świata i byłoby to prawidłowe rozwinięcie ich umiejętności. Mamy jeszcze Tomka Pochwałę, jest to taki zawodnik troszkę z odzysku. Najlepsze lata chyba przespał w skokach, gdy nie uprawiał jeszcze kombinacji. Nie liczymy więc już w jego przypadku na jakieś wielkie wyniki.

W styczniu Puchar Świata w kombinacji powróci do Zakopanego. W dodatku odbędzie się u nas nowa konkurencja, penalty race, czyli bieg, w którym zawodnicy pokonują prócz standardowego dystansu również karne rundy, niczym w biathlonie, a ich ilość zależy od wyniku na skoczni - im lepszy skok tym mniej karnych rund.

- To jest nowy pomysł, ciekawa formuła, zobaczymy czy się to sprawdzi. FIS wszędzie szuka nowych konkurencji i sposobów uatrakcyjnienia zawodów, tak jest w skokach, biegach i również w kombinacji, gdzie również poszukuje się czegoś nowego. Sam jestem więc ciekaw jak ta nowa konkurencja będzie wyglądała w praktyce.

Komentarze (0)