Mamy potencjał, którego wcześniej nie było - rozmowa z Apoloniuszem Tajnerem, prezesem PZN

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Justyna Kowalczyk odbyła w tym roku dwa zgrupowania w Zakopanem, gdzie miała okazję poćwiczyć także na trasie nartorolkowej, jednak nie ukrywała, że nie jest to trasa odpowiednia do treningów na jej poziomie. Zarówno Kowalczyk jak i jej trener Aleksander Wierietielny od lat mówią o potrzebie stworzenia u nas porządnych tras. Jak wyglądają tu plany na kolejne lata? Czy możemy liczyć, że w końcu powstanie u nas kompleks tras choć trochę zbliżony do tego, czym dysponuje choćby Otepaeae?

- Ostatnio plany zostały przedstawione marszałkowi województwa śląskiego, a także przedstawicielom sejmowej komisji do spraw sportu, która niedawno gościła w Szczyrku. Dotyczą tego, żeby zrobić trasę z prawdziwego zdarzenia, szeroką, trudną, na potrzeby wyczynowców, na Kubalonce i jest to możliwe. Wspomniana trasa w Zakopanem jest może troszkę za wąska, troszkę za łatwa, ale wybór był taki, że albo można było zrobić taką trasę teraz, albo nie wiadomo kiedy zrobi się ją lepiej. Trzeba znać te wszystkie uwarunkowania żeby wiedzieć, że cieszymy się z tego, że ta trasa jest w ogóle jaka jest. Będzie ona też wykorzystywana przez Szkołę Mistrzostwa Sportowego i kluby do treningów.

Nie brak zmian w kombinacji norweskiej. Trenerem reprezentacji po zakończeniu ostatniej edycji Pucharu Świata został Jan Klimko, który prowadził ostatnio kadrę biegaczy. Myśli pan, że po dwóch ostatnich zupełnie nieudanych sezonach nowy szkoleniowiec sprawi, że będziemy mieli postęp w tej dyscyplinie?

- Dla mnie sytuacja jest trochę zagadkowa. Ja się wywodzę z kombinacji norweskiej, sam byłem kombinatorem, prowadziłem potem kadrę w latach osiemdziesiątych. Wtedy do sukcesów najszybciej dochodziliśmy właśnie w kombinacji, dyscyplinie trudnej, ale mającej w Polsce mocne korzenie. Teraz też stwarzamy tej grupie dobre warunki, ale coś nam nie wychodzi. Jesteśmy jednak w drodze. Zakładam, że zatrudnienie trenera Klimko jest dobrą zmianą. To były świetny kombinator norweski. Potrzebuje on jednak kilku miesięcy na przemodelowanie całego treningu, tak jak było ze skoczkami gdy niegdyś obejmowałem ich kadrę. Dopiero po czasie mogą przyjść efekty, nic nie da się zrobić od razu.

Nie uważa pan jednak że poprzedni trener kadry, Jakub Michalczuk, popełnił błędy? Rówieśnicy naszych kombinatorów zajmują już przecież dobre miejsca w Pucharze Świata i zdecydowanie uciekli Polakom, choć gdy startowali wspólnie w gronie juniorów wydawało się, że to nasi zawodnicy mają większe szanse na przyszłe sukcesy w rywalizacji seniorów.

- Ja nie widzę tam jakichś większych błędów szkoleniowych. Natomiast od pewnego czasu rzeczywiście było gorzej, zawodnicy zaczęli się wymykać spod kontroli trenerskiej, zaczęli iść na własną rękę, swoją rolę odegrali różnego rodzaju podpowiadacze. To wszystko było bardzo skomplikowane. Teraz znów udaje się to wszystko poukładać, ale potrzeba czasu, żeby zaowocowało to wynikami. Dla mnie jest to trochę niezrozumiałe, że w pewnym momencie nam się to w kombinacji zatrzymało.

Na mistrzostwach świata w Val di Fiemme w programie będzie nowa konkurencja, czyli drużynowy mikst. Przed rokiem powołano w Polsce dwuosobową kadrę kobiet, jednak szybko została ona rozwiązana. Kiedy doczekamy się u nas zespołu w takiej rywalizacji?

- Rzeczywiście powołaliśmy taki zalążek kadry licząc na to, że uda nam się coś zrobić. Generalnie jako były trener skoków narciarskich trochę się na tym znam i widziałem, że na przykład Joasia Gawron oprócz chęci i odwagi jakiegoś wielkiego talentu do skakania nie przejawiała. Większe możliwości ma Joasia Szwab, ale tak naprawdę przyłożyliśmy się do skoków kobiet dopiero przed trzema laty, kiedy stworzyliśmy grupy w Beskidach i w Zakopanem. Są to dwie grupy małych dziewczynek. Budujemy skoki narciarskie kobiet od podstaw i na dobre wyniki trzeba będzie jeszcze poczekać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×