Pamiętajmy o tych, którzy odeszli

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / Znicz
/ Znicz
zdjęcie autora artykułu

W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy pożegnaliśmy na zawsze wielu sportowców. W tym gronie nie brakowało także przedstawicieli sportów zimowych.

W tym artykule dowiesz się o:

13 listopada 2012 roku odszedł Tadeusz Kaczmarczyk, jeden z najwybitniejszych trenerów w historii polskiego narciarstwa. Szkolił kadrowiczów od 1956 roku, przede wszystkim kombinatorów norweskich, którzy zwłaszcza w latach siedemdziesiątych stali się pod jego wodzą jednymi z najlepszych na świecie. Pod koniec dekady wyjechał do Austrii, prowadził m.in. tamtejszą kadrę, był również przez pewien czas szkoleniowcem reprezentacji Szwajcarii. Jego podopieczni z tych krajów zdobywali Puchary Świata i złote medale igrzysk olimpijskich. Kaczmarczyk wrócił w 1989 roku do Polski, przejął z powrotem naszą kadrę kombinatorów, ale prowadził już ją tylko rok. Miał 89 lat.

W tym samym wieku zmarł Tadeusz Kwapień, najlepszy polski biegacz narciarski lat pięćdziesiątych. Z roku na rok prezentował coraz lepszą dyspozycję aż wreszcie dołączył do światowej czołówki. Stało się to w sezonie olimpijskim 1955/1956 i właśnie na igrzyskach w Cortinie d'Ampezzo Kwapień zajmując miejsca w drugiej dziesiątce pokazał, że po kryzysie i dalekich lokatach zajmowanych przez polskich biegaczy po wojnie, powoli przychodzi czas odbudowy naszego narciarstwa. Był również wielokrotnym mistrzem Polski.

W grudniu 2012 na zawsze pożegnaliśmy Stanisława Murzyniaka. Reprezentant Polski w skokach narciarskich mógł pochwalić się wieloma medalami w walce o tytuł mistrza kraju. Imponował sportową długowiecznością, kończąc karierę w wieku 36 lat, zaawansowanym jak na skoczka narciarskiego. Po pożegnaniu z wyczynowym uprawianiem sportu rozpoczął pracę szkoleniową.

Początek kwietnia przyniósł tragiczną wiadomość o śmierci zaledwie 15-letniego Antoniego Juroszka, czołowego polskiego skoczka młodego pokolenia. W ostatnim sezonie zajął piąte miejsce w cyklu Lotos Cup wyłaniającym najbardziej utalentowanych zawodników. Kilka tygodni przed śmiercią był trzeci w swojej kategorii na Ogólnopolskich Spotkaniach UKS-ów.

13 kwietnia w wieku blisko 98 lat zmarł nestor norweskich skoków Hilmar Myhra. Był ostatnim z grona wielkich zawodników z Norwegii, którzy byli niemalże nie do pokonania w okresie międzywojennym. Sukcesy osiągał od początku lat trzydziestych. Największym było trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Lahti w 1938 roku - uplasował się wtedy tuż za naszym Stanisławem Marusarzem.

W maju pożegnaliśmy Emmanuelle Claret. Reprezentantka Francji w latach dziewięćdziesiątych była jedną z najlepszych biathlonistek. W 1996 roku została mistrzynią świata w biegu indywidualnym na 15 kilometrów; również wtedy wygrała klasyfikację generalną Pucharu Świata. Zmarła w wieku 44 lat na białaczkę.

Na początku października żałobą okryło się także polskie środowisko biathlonowe. Zmarł wówczas Oleksandr Birger, lekarz naszej reprezentacji. Ukrainiec współpracował z polską kadrą od dwóch sezonów. Z powodu nieuleczalnej choroby zmarł w wieku 58 lat w Kijowie.

22 października na zawsze odszedł Piotr Wala. W latach sześćdziesiątych był jednym z naszych najlepszych skoczków - trzykrotnie zdobywał tytuł mistrza kraju. Na mistrzostwach świata w Zakopanem w 1962 roku był ósmy na Wielkiej Krokwi. W tym samym sezonie zajął wcześniej szesnaste miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, w którym cztery lata później poszło mu jeszcze lepiej, gdyż był dziesiąty. Na igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku w dwóch konkursach klasyfikowany był jako piętnasty i dwudziesty drugi. Mógł pochwalić się rekordem Polski w długości lotu narciarskiego - 128 metrów uzyskanych w Kulm.

Cześć Ich pamięci!

Źródło artykułu: