To już nie jest kwestia zbyt długiego spania w okresie świąt Bożego Narodzenia, jak tłumaczył nieco słabsze skoki w Oberstdorfie Piotr Żyła. Polski skoczek przepadł w kwalifikacjach w Garmisch-Partenkirchen. Skoczył tylko 125 metrów, co przy słabym lądowaniu nie dało mu miejsca w 50. na noworoczny konkurs na skoczni olimpijskiej w Ga-Pa.
Piotr Żyła to ulubieniec polskich kibiców, który za pośrednictwem mediów często "palnie coś oryginalnego", stając się gwiazdą internetu. Filmiki z jego udziałem biją rekordy popularności. W Sylwestra Żyła nie będzie miał dobrego humoru. Niespodziewanie nie zdołał bowiem awansować do głównego konkursu. Co ciekawe, był tak zdenerwowany po skoku, że odmówił wywiadu telewizji, nie zatrzymał się przy stanowisku Polskiego Radia, a także zignorował dziennikarzy prasowych. - Nie rozmawiałem po tym skoku z Piotrem. Najwyraźniej był bardzo zdenerwowany i pewnie dlatego się nie zatrzymał - próbował tłumaczyć kolegę Maciej Kot.
On z kolei nawet pomimo również średnich kwalifikacji zatrzymał się przy grupie polskich dziennikarzy obsługujących Turniej Czterech Skoczni i cierpliwie odpowiadał na pytania. - To nie w moim stylu, by odmawiać wywiadów. Nawet, kiedy jestem zdenerwowany po nieudanym skoku, zatrzymuję się przy was. Szanuję pracę dziennikarzy i dlatego zawsze staram się z wami współpracować - wyjaśniał Kot, który pomimo młodego wieku wykazuje się dużo większym profesjonalizmem niż niektórzy jego starsi koledzy. Kot także mógłby służyć za wzór elokwencji, bo choć nie mówi tak barwnie jak Żyła, to jednak jego wypowiedzi zawsze są rozsądne, wyważone i merytoryczne.
Z Garmisch-Partenkirchen
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik