Małysz od kilku tygodni pracuje indywidualnie z Hannu Lepistoe, na razie jednak nie przełożyło się to na wyniki na skoczni. - Hannu powiedział mi miesiąc temu, żebym teraz nie oczekiwał cudów, żebym przemyślał, czy jestem gotowy na to, co przyjdzie po pierwszych tygodniach współpracy - wyjaśnia zawodnik w rozmowie z Gazetą Wyborczą. - Zmieniliśmy treningi, pracuję nad odbiciem, inaczej ćwiczę siłę. Kiedy kończę zajęcia, nie jestem zmęczony, ale czuję, że nogi mam "naładowane". Nie robiłem tych odbić przez rok i wiem, że forma nie wróci z dnia na dzień. Ale czucie, którego mi brak - wróci - zapewnił.
- Ani przez chwilę nie zwątpiłem, że decyzja o powrocie do Hannu była dobra. Ja jestem szczery i uparty chłopak. Od wielu miesięcy powtarzałem, że skaczę do Vancouver. Ale znaczyło to tyle, że igrzyska są celem nadrzędnym. Jeszcze się zastanowię, kiedy kończyć karierę - przyznał.