Tenże system liczenia punktów oparty będzie na wartości bazowej, która zostanie ustalona po skoku pierwszego zawodnika w konkursie. Następnym zawodnikom, będą dodawane bądź odejmowane punkty, wedle tego w jakich warunkach będą oddawać swój skok. Wpływ na ich rezultat punktowy będzie mieć siła oraz kierunek wiatru, a także wysokość belki startowej. Dodatkowo, każda skocznia będzie miała swój specjalny współczynnik dostosowany do jej wielkości oraz długości najazdu, w zależności od ustalonej belki startowej. To, z której belki dany zawodnik będzie oddawał skok, zależy już tylko i wyłącznie od woli organizatorów lub, jak głoszą niektóre źródła, być może będzie zależeć od niego samego. Do pięknej dyscypliny, jaką niewątpliwie są skoki narciarskie, wkroczy zatem wyższa matematyka. Jeśli ktoś uważa, że najbardziej niezbędnym urządzeniem elektronicznym podczas oglądania konkursu skoków będzie pilot, to jest w błędzie i to sporym. Producenci kalkulatorów zapewne już zacierają ręce. Elektroniczne liczydło będzie konieczne, by choć trochę połapać się o co w tej dyscyplinie chodzi. Koniec z czasami, gdy wystarczyło zobaczyć skok, poczekać na noty sędziowskie i wszystko było jasne. Teraz trzeba będzie podstawiać liczby do skomplikowanego wzoru, którego zasad nie rozumieją pewnie i sami działacze FIS. Rzadko kiedy jest okazja pisać o mądrych decyzjach podejmowanych w Polskim Związku Narciarskim. Tym razem nasi działacze nie dali się zaślepić federacji i w Chorwacji głosowali przeciwko wprowadzaniu nowych zasad.
Nietrudno się domyślić, czym kierowali się działacze FIS, wprowadzając nowatorskie pomysły. Jak na razie, nowy regulamin będzie jedynie testowany podczas Letniego Grand Prix. I oby na tym pozostało. Chodziło oczywiście o to, by zneutralizować, jak najbardziej jest to tylko możliwe, wpływ wiatru na wyniki konkursów. W sezonie 2008/2009, konkursy zbyt często były przerywane po pierwszej serii, zbyt wiele było przerw w trakcie trwania konkursów a niejednokrotnie serie były anulowane z powodu nagłej zmiany aury i rozpoczynane od nowa z innego najazdu. To świetnie, że ktoś w końcu zauważył, że czasami to natura rozdaje miejsca na skoczni. Jednak nie tędy droga, by postarać się ją opanować. Wyjście z tych problemów obrane przez FIS doprowadzi jedynie do mocnego skomplikowania i tak już niełatwych przepisów. Tradycyjnie już najbardziej ucierpi na tym kibic. Przecież działacz nadal będzie działał, skoczek będzie skakał, ale czy kibic będzie oglądał? Z całym szacunkiem dla naszych ogólnonarodowych umiejętności matematycznych, ale mało prawdopodobne jest, że większość będzie wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy np. skok na odległość 130 metrów okaże się gorszym od tego na 115 metr, to nawet najtęższy umysł się pogubi, nie mówiąc już o tym, że doszuka się w tym jakiejkolwiek logiki.
Przypadek rządził i będzie rządził w tej dyscyplinie sportu. Całe szczęście, choć marne to pocieszenie, szczęście sprzyja jednorazowo. Na dłuższą metę i tak najlepsi pokażą klasę i wyjdą na swoje. Wielu jednak mamy i mieć będziemy mistrzów olimpijskich i mistrzów świata, których tytuł był zrządzeniem losu lub zwyczajnym nieporozumieniem. Ot, wystarczy wspomnieć chociażby jedynego polskiego mistrza olimpijskiego Wojciecha Fortunę czy też bliższych nam Simona Ammanna, rewelacyjnego dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Salt Lake City, mistrza świata z Oberstdorfu, Słoweńca Roka Benkovicia czy też norweskiego złotego medalistę z igrzysk w Turynie, Larsa Bystoela. W późniejszych latach po zdobyciu laurów, tylko Szwajcar potwierdził, że faktycznie posiada nieprzeciętny talent. Jednak nikt się nie spodziewał, bo po prostu nie mógł spodziewać, że wówczas w USA, Ammann pogodzi głównych faworytów do złota, Svena Hannawalda i Adama Małysza.
Jak w każdym sporcie, tak i w skokach narciarskich od zawsze były zmiany i kolejne są nieuniknione. W pewnym miejscu należy jednak przystanąć i zastanowić się, czy aby nie zapędzamy się za daleko. Skoki narciarskie, jak i każda inna dyscyplina sportu, muszą ewoluować. Na przestrzeni lat zmieniała się choćby technika skakania. Były to jednak nowinki, które pozwalały skoki udoskonalać i uzyskiwać coraz dłuższe odległości. Zmieniać zasady całej dyscypliny sportu to już jednak przesada. W tych kwestiach trzeba uważać, bo można zabić duszę tego sportu. W dzisiejszych skokach narciarskich, i tak jest już za wiele regulaminowych szczegółów, niezrozumiałych dla niektórych kibiców. Skokami rządzą restrykcje i ograniczenia. Jeszcze większe komplikowanie nikomu na dobre nie wyjdzie. Najpierw odwrócą się ludzie a potem to i nawet działacze odczują. Wybitny grecki filozof Arystoteles mawiał, że "najważniejsza jest cnota umiaru". Brakuje jej dziś FIS-owskim kombinatorom. A odrobina konserwatyzmu jest czasami jak najbardziej potrzebna. Zwłaszcza w sporcie.