[b]
Wojciech Ogonowski, WP SportoweFakty: W środę na torze w Krośnie pojawił się Marek Cieślak. Skąd pomysł, żeby go zaprosić, na czym polegały prace, które nadzorował i w jakim stanie nawierzchnia jest obecnie?[/b]
Ireneusz Kwieciński, trener Cellfast Wilków Krosno: Normalną rzeczą po walkowerze jest utrata licencji toru i tak też było w naszym przypadku. Tor musi przejść ponowną weryfikację i trzeba było doprowadzić go do stanu takiego, aby przy najbliższym meczu nie budził już żadnych wątpliwości. Ponadto ciągle myślimy o tym, żeby było na nim trochę więcej ścigania. Prace, do których doszło i tak miały się odbyć, a walkower tylko przyśpieszył ten proces. A u kogo najlepiej posiłkować się opinią, jeśli nie u wybitnego fachowca, jakim niewątpliwie jest Marek Cieślak.
Kto wpadł na pomysł, by poprosić o pomoc właśnie Cieślaka?
Michał Finfa dobrze zna się z panem Markiem z czasów pracy we Włókniarzu. Dzięki temu ten znakomity szkoleniowiec przyjechał do nas i nadzorował wszelkie prace. Dodam, że zgłosiliśmy je do PZM i uzyskaliśmy na nie zgodę. Prace zostały już zakończone i czekamy na przyjazd weryfikatora toru z PZM. Gdy nastąpi odbiór to rozpoczniemy treningi, żeby sprawdzić czy są jeszcze jakieś kosmetyczne prace do wykonania. Zależy nam, by jak najszybciej odzyskać licencję toru, bo przez to zamieszanie cierpią również nasi juniorzy i adepci. W końcu doczekaliśmy się w Krośnie dobrej pogody, a z toru nie można korzystać. Przy okazji dziękuję bardzo Rejonowi Budowy Dróg i Mostów w Krośnie oraz firmie Wicher z Odrzykonia za udostępnienie specjalistycznego sprzętu.
ZOBACZ WIDEO To oni rządzą żużlem z tylnego siedzenia? Faworyzowanie niektórych zawodników i wyścig zbrojeń
Wracając do niedzielnego meczu, dopuszczał pan do siebie myśl, że sędzia może nie zezwolić na rozpoczęcie spotkania?
Ani przez moment nikomu z nas w klubie nie przyszło do głowy, że mecz może się w ogóle nie odbyć. Jesteśmy zszokowani tym co się stało i jak sędzia może wpłynąć swoją postawą na pozostałych członków jury. Po piątkowym meczu z drużyną z Bydgoszczy myśleliśmy tylko o jednym, jak najlepiej przygotować tor do niedzielnego meczu. Wykonaliśmy dużo ciężkiej pracy. Na stadionie i w jego otoczeniu jest blisko czterdzieści kamer i wszystko można sprawdzić. Jako były komisarz i zawodnik zdaję sobie sprawę, że podczas piątkowego spotkania pojawiły się problemy z torem. Odjechaliśmy jednak cały mecz. Tak samo jak potrafiłem obiektywnie stwierdzić, że w piątek tor nie był najlepszy, tak też mogę z całą pewnością oznajmić, że w niedzielę spotkanie powinno się odbyć, gdyż tor był taki sam na jakim ścigaliśmy się bezproblemowo przez cały miniony sezon.
Kiedy zdał pan sobie sprawę, że niedzielny mecz jednak zostanie odwołany?
O godzinie 11 na stadion przyjechał komisarz toru Przemysław Brucheiser, który ani przez moment nie napomknął, że mecz mógłby się nie odbyć. Wykonywaliśmy pod nadzorem komisarza kolejne prace i czekaliśmy na odbiór toru do meczu. Sytuacja zmieniła się diametralnie około godziny 15, kiedy to na stadion przybył sędzia Jerzy Najwer. Arbiter na dzień dobry był nastawiony na nie.
W jaki sposób się to objawiało?
Z nieznanych mi powodów nie było w nim chęci do doprowadzenia do meczu, a wręcz przeciwnie. Na wszystkie nasze słowa reagował bardzo nerwowo. Ciągle słyszeliśmy tylko jedną formułkę, że mamy przywrócić tor do stanu regulaminowego, co jest bardzo enigmatyczne. Dodam, że po pierwszym obchodzie jury przeżyliśmy wszyscy niespotykaną sytuację. Pomiędzy sędzią a komisarzem doszło do bardzo ostrej wymiany zdań. Sędzia nie krępując się tym, kto stoi obok głośno i bezceremonialnie zarzucał komisarzowi, że ten wcześniej udał się poza stadion do restauracji. Po tej scenie komisarz całkowicie zmienił swoje podejście do przygotowywania toru do zawodów. Od tej chwili był już na nie, choć wcześniej współpraca z nim układała się bardzo dobrze.
Co działo się później?
Przy kolejnym obchodzie toru, sędzia w swoim dążeniu do ogłoszenia walkowera, wziął od przechodzącego na murawie obok toru pracownika technicznego młotek i ostentacyjnie zaczął tłuc nim po torze. Zaczął rozbijać tor chcąc pokazać nam, że nawierzchnia nie jest taka jak być powinna. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z tym by ktoś bił młotkiem po torze!
Sędzia odpowiada za zdrowie zawodników. Może przestraszył się toru z piątku i nie chciał powtórki?
Rozmowa o bezpieczeństwie w dyscyplinie, której istotą jest jazda motocyklem bez hamulców z dużą prędkością ma w sobie dużo uznaniowości. Żużel sam w sobie jest niebezpieczny. W piątek tor został oceniony nie najlepiej, ale doszło raptem do jednego upadku. Nie przemawia do mnie, kiedy akurat ten sędzia mówi, że dbamy o zdrowie zawodników. W czwartek sędzia Jerzy Najwer prowadził zawody DMPJ na innym torze, który większości uczestnikom sprawiał od początku do końca wiele problemów. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z sytuacją, by na 20 wyścigów, nikt nie miał zapisanego w programie biegowego zera. Stało się to z prozaicznego powodu. Zwyczajnie zawodnicy upadali i nie dojeżdżali do mety lub zjeżdżali na murawę. Po zawodach padło stwierdzenie, że trzeba uczyć się jeździć na każdym torze. To jak skonfrontujemy to z naszym niedzielną sytuacją? Tu już arbiter nie chciał jechać. Pytanie dlaczego?
W niedzielę nie doszło do próby toru. Czy sędzia argumentował jakoś swoją decyzję?
Prosiliśmy i apelowaliśmy o próbę toru. Nawet gdyby kierownictwo drużyny gości zabroniło swoim zawodnikom wyjazdu na tor, to próba toru nie jest obowiązkowa. Nasi zawodnicy byli gotowi pomimo tego, że przez cały dzień nie pozwolono im w ogóle wyjść na tor, jakby coś przed nimi ukrywając. Pytanie co jest bardziej miarodajne? Próba toru czy śrubokręt, który osoba go wbijająca może robić to z różną siłą w różnych miejscach i jest to nie do weryfikacji. Dodam, że w trzyosobowym jury zawodów nie było jednomyślności. Z moich informacji wynika, że jedna z trzech osób z jury chciała doprowadzić choćby do wspomnianej próby toru, ale została przegłosowana. Czyli w całej tej sprawie mieliśmy jednak trochę racji.
Mocno "przejechał się" po was Mirosław Jabłoński. Pisał w social mediach o tępieniu i karaniu kombinatorstwa.
Nie przeglądam mediów społecznościowych, ale pokazano mi ten wpis. Powiem tak - normalnie, gdybym nie wiedział kto komentował wydarzenia z Krosna, to pomyślałbym, że Mirek był na miejscu jako ekspert. Ale że oglądałem powtórkę w telewizji, to wiedziałem, że oparł się na swoich nikomu niezbadanych myślach. Mirek Jabłoński powinien wiedzieć, że z racji swojej obecnej funkcji jest osobą opiniotwórczą i nie powinien być złośliwy, a przede wszystkim obiektywny. To co powie lub napisze, dużo ludzi bierze później na poważnie i wierzy, że tak jest faktycznie. Mówienie o kombinatorstwie jest niepoważne. Niech nie oskarża, jeśli nie ma na to absolutnie żadnych dowodów.
Warto w tym miejscu przypomnieć nasz mecz w Gnieźnie w poprzednim sezonie. Była tam istna corrida i w sumie bodaj dziesięć wypadków. Padali nie tylko juniorzy, ale i seniorzy. Żeby było ciekawiej przypomniałem sobie właśnie, że ten mecz prowadził nie kto inny jak Jerzy Najwer. Kontuzji doznał wówczas nawet miejscowy lider Oskar Fajfer. A Mirosław Jabłoński na tor wyjechał tylko raz, przywiózł zero i wyglądał w parkingu na najszczęśliwszą osobę z całej szesnastki zawodników, bo już nie musiał jechać. Nie przypominam sobie, żeby wówczas wyrażał jakieś oburzenie czy krzyczał coś o kombinatorstwie, a przecież powinien skoro już wtedy był ekspertem telewizyjnym.
Jak inny, w porównaniu do Mirka, był komentarz obecnego na stadionie w Krośnie Krzysztofa Cegielskiego. Był obiektywny, nie przeładowany emocjami, nie atakujący ani nie broniący nikogo. Krzysiek tłumaczył co się dzieje i z czego mogą wynikać problemy. Nie wydawał żadnego werdyktu i nie zachowywał się, jakby go poniosło.
Mam wrażenie, że w waszym przypadku najbliższy mecz w Gnieźnie będzie ważny nie tyle ze względu na sytuację w tabeli, ale po to żeby wprowadzić trochę spokoju.
Zgadzam się. Jesteśmy ze sobą drugi rok, w zespole jest chemia i potrafimy radzić sobie w trudnych sytuacjach. Ta obecnie z pewnością jest jedną z trudniejszych. Tam gdzie pojedziemy, będziemy rzecz jasna starać się wygrać, wbić siekierę w tor a nie śrubokręt i to wszystko.
Czytaj więcej:
Motor Lublin zapłacił gigantyczną karę