Wydarzeniami ostatnich dni środowisko żużlowe nawiązało, niestety, do niezwykle romantycznych, ale też wyjątkowo mrocznych lat 90., kiedy to dobrzy wujkowie z wypchanymi kieszeniami pojawiali się i znikali. Często za kratkami. Rodząca się gospodarka wolnorynkowa sprawiała, że tzw. leasingowych biznesmenów przybywało w klubach jak grzybów po deszczu.
Kilka lat temu o tamtych czasach przypomniał nam Ireneusz Nawrocki, który nie okazał się ani postacią kryształową, ani diamentową, mimo że na diamenty próbował nas nabrać. Marek Grzyb też pojawił się w żużlu znienacka i z przytupem. Trzeba mu oddać, że finansowe doły w klubie zasypywał z rozmachem, równając teren szybko i sprawnie. A finansami jakiej proweniencji? I czy były to pożyczki bezzwrotowe? To już pytanie do audytorów.
Nikt chyba nie jest na tyle naiwny, by wierzył, iż prezes Grzyb to ekscentryczny filantrop, który kocha żużel i odda na dyscyplinę ostatnią złotówkę. Tym bardziej, że jednak w żużlu pojawił się nagle, mimo częstochowskich korzeni. Moim zdaniem miał w tym swój konkretny cel - zbić kapitał. Już nie finansowy, a polityczny. Często się zastanawiamy, skąd u bogatych ludzi taka chęć wkroczenia do tego świata polityki. Np. mimo mocno zaawansowanego wieku. Patrz Donald Trump leżący na furze pieniędzy. To proste. Bo ktoś, kto ma pieniądze, chce jeszcze się cieszyć społecznym uwielbieniem. By nakarmić ego, zaspokoić namiętności. I Marka Grzyba od początku w ten właśnie sposób postrzegałem.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Przedpełski, Krakowiak i Majewski gośćmi Musiała
Pierwsze miesiące prezesowania to było odkrywanie sportu. Grzyb przekonał się wtedy, że tu prawidła biznesu nie działają. Że jeśli komuś dobrze zapłaci, to nie znaczy, że ten ktoś zawsze wykona robotę dobrze. Stąd grube nieporozumienie, gdy po porażce drużyny zrugał Bartosza Zmarzlika. Facebookowe wpisy również charakteryzowały człowieka. Do czasu. Bo w końcu prezes zatrudnił do wstawiania postów firmę PR-ową. Zaczęło być empatycznie i dyplomatycznie. Familijnie. Stąd te hasztagi ze Stalową Rodziną, choć dziś wychodzi na to, że Stalowa Rodzina to ci, co siedzą za kratkami...
Trzeba przyznać, że za prezesa Grzyba gorzowski klub funkcjonował stabilnie. A on sam potrafił wyciągać wnioski. Szybko się uczył, bo z pewnością można o nim powiedzieć, że ma łeb na karku. Utrzymał skład ze Zmarzlikiem, sprowadził Martina Vaculika, budował silną Stal. Zawodnicy są jednak pamiętliwi, zatem nie musieli za nim przepadać. Niektórzy nawet żartowali, że to dobrze, iż nie sięgnęli po tytuł mistrzów Polski, bo nie mają ochoty lecieć wspólnie za ocean, na obiecaną za ozłocenie klubu wycieczkę. Ale też zawodnicy nie powiedzą nigdy głośno pół złego słowa na prezesa, który płaci. Który dba, by kasa się zgadzała. A w Gorzowie, u prezesa Grzyba, się zgadzało.
Ta krótka kadencja była też znaczona wydarzeniami niewyjaśnionymi lub wstydliwymi. Pożar rozdzielni i awaria prądu w trakcie meczu z Włókniarzem Częstochowa pozostaje taką właśnie zagadką czarnego sportu. Zwłaszcza teraz, gdy zachodzi podejrzenie, że firma prezesa też była rozdzielnią. Pieniędzy.
Później był słynny obóz przygotowawczy na Wyspach Kanaryjskich, gdzie zawodnicy polecieli w asyście przyjaciół oraz mecenasów klubu i gdzie miało się okazać, wedle medialnych doniesień, że jedni tam akumulatory ładują, a inni rozładowują.
Zakończyło się nawet procesem sądowym, do którego prezes wynajął gwiazdorski zespół gorzowskiej palestry. Wygranym procesem, który z pewnością podziałał na wyobraźnię mediów i kazał zachować wstrzemięźliwość w krytykowaniu szefa klubu. Nie da się też ukryć, że sport jest zależny w dużej mierze od dużej i lokalnej polityki. Stąd też prezydent Andrzej Duda nie wylądował któregoś dnia na stadionie Stali Gorzów, jak pierwotnie planowano, tylko od razu w Kinicach, na podwórku Bartka Zmarzlika. Bo na stadionie Stali raczej się w prawo nie skręca.
Co dalej? Wszyscy się od dłuższego czasu martwimy, jak rozkruszyć ten zabetonowany układ na rynku transferowym. Bo rzekomo Janowski przynależy do Wrocławia, Pawlicki do Leszna, a Zmarzlik do Gorzowa. Niby tak, jednak życie nie lubi próżni i bywa przewrotne z dnia na dzień. Jak się okazuje, niepotrzebne są KSM-y czy inne sztuczne regulacje, by zwietrzyć szansę na przegrupowanie sił i wyrównanie szans.
Czy Stali Gorzów rzeczywiście grozi fala uchodźcza? Jest to możliwe, bo, powtórzę, żużlowcy sentymentów nie mają. Kariera bywa krótka, nigdy nie wiadomo, jak bardzo okaże się krótka. Gdy szef płaci, można zacisnąć zęby, bo wtedy przywary tak nie biją po oczach. Natomiast gdy pojawiają się problemy natury finansowej, zmienia się postrzeganie świata. Wszystko zatem zależy od tego, jak się gorzowski klub odnajdzie w nowym, trudnym położeniu. Powierzenie sterów Waldemarowi Sadowskiemu, człowiekowi z drugiego szeregu, niekojarzonego z Markiem Grzybem, to chyba dobry ruch. Życzę mu, by wspólnie z partnerami utrzymał klub w grupie ekstraligowych potentatów. Byłoby to mistrzostwem świata, cenniejszym od mistrzostwa Polski.
A może po włączeniu do drużyny Oskara Palucha Stal już za chwilę stanie się sportowym potentatem, sięgnie po tytuł DMP i to drużyna pomoże utrzymać klub wielkim? Tylko nie piszcie mi, że po raz kolejny media nakładają presję na tego dzieciaka. Owszem, nakładają, ale takie są brutalne prawidła sportu zawodowego. Jeśli czytam, że chłopak od kilku już lat może liczyć na pomoc najpotężniejszych regionalnych sponsorów, jeśli od najmłodszych lat chce zarabiać potężne pieniądze, to od małego musi też być gotowy na potężną presję. Coś za coś, nie ja taki układ wymyśliłem. Tam, gdzie jest wielki finansowy tort do podziału, tam musi być presja. Natomiast jeśli prezes trafił do aresztu na trzy miesiące, to on akurat na play-offy się raczej nie wykuruje.
A może po tytuł sięgnie Motor Lublin i uzna, że po co mu drogi Zmarzlik, skoro rzeczy wielkich można dokonywać bez niego? Nierealne? Do tej pory Koziołki są niepokonane. Życzę panu Władkowi Komarnickiemu i gorzowianom, by udało się im zachować to, co wspólnie zbudowali. A Markowi Grzybowi, który nigdy nie był i nie będzie postacią z mojej bajki, by po prostu się okazało, że jest niewinny.
Możliwych scenariuszy jest całe mnóstwo, od rozbioru klubu po fetowanie tytułu. Choć jednego jestem pewien - musi się zgadzać kasa, bo sentymentalnie to było kiedyś.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Nowe informacje w sprawie Marka Grzyba. Tyle miał zarobić na przestępczym procederze
- Gwiazdy Stali Gorzów głównymi celami na rynku transferowym