Żużel. Janusz Kołodziej mówi o braku pewności w drużynie

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej

zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa zwyciężył w meczu wyjazdowym z Fogo Unią Leszno (50:40). Janusz Kołodziej po zakończonym spotkaniu wyjaśnił, czego brakuje jego drużynie.

Choć od samego początku mecz w Lesznie był bardzo wyrównany i nic nie wskazywało na to, że Fogo Unia odda wygraną bez walki, to druga połowa zawodów zdecydowanie należała dla zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa.

- Zaczęliśmy nie najgorzej, bo wiadomo, że na początku byliśmy cały czas w kontakcie i jak już przegrywaliśmy, to tylko dwoma punktami, czy było blisko remisu. Ale właśnie tak jak wszyscy mówią, że od tego dziewiątego biegu dostaliśmy kilka ciosów i od tego momentu nam się już nie wiodło. Później spadł ten deszcz no i to nam pokrzyżowało gdzieś tam te zawody - powiedział Janusz Kołodziej w rozmowie z WP SportoweFakty.

W pierwszej połowie zawodów można było spostrzec, że pola B i D wyglądały korzystniej od A i C. Po wygranym starcie łatwiej było nabrać prędkości i złapać przewagę nad rywalami.

ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Kępa, Berntzon i Rutkowska gośćmi Musiała

- Zdecydowanie tak. Zdecydowanie trzecie pole było najgorsze, a startowałem z niego dwa razy. Później pierwsze było najlepsze i miałem o tyle szczęścia, jakby za to, że startowałem dwa razy z trzeciego i później mogłem już z pierwszego, a ono było handicapem przy tym deszczu - przyznał zawodnik.

W trakcie zawodów nad stadionem zgromadziły się ciemne chmury na skutek czego zaczęło padać. Co ciekawe, mecz nie miał statusu zagrożonego. Opady jednak znacznie utrudniły dalszy przebieg zawodów.

- No tak, bo nikt się nie spodziewał tego deszczu. W pierwszej fazie myśleliśmy, że tylko pokropi, a później się tak rozlało, że wszyscy pomyśleli, że już jest po zawodach. A tu się okazało, że jedziemy do końca. Było to na pewno ciężkie w ustawieniach i ciężkie do ogarnięcia, natomiast do momentu jak nie padało dobrze się jeździło. Ja miałem o tyle szczęścia, że mogłem jechać z przodu w tych biegach co lało. Natomiast było widać jak z tyłu jechał Piotrek Pawlicki, czy Kacper Woryna. Oni po prostu nic nie widzieli i musieli wyrzucać te gogle. Wiem, że to jest tragedia jak się tak jedzie. Również te kilogramy, które są na kevlarze odczuwa się ogromnie - dodał leszczynianin.

W ostatnich pięciu spotkaniach leszczyńskie "Byki" zdołały jedynie zwyciężyć nad tegorocznym beniaminkiem, któremu ciężko było odnaleźć się w PGE Ekstralidze. Bliskie było zwycięstwo w meczu z Wrocławiem.

- No mamy jakiś problem po prostu. Zaczęliśmy fajnie ten rok, niestety potem wpadły kontuzje. Wygrywaliśmy na wyjazdach, a później przestało nam się tak układać, że po prostu zabrakło tej pewności. Pojawiły się problemy sprzętowe, niepełna drużyna cały czas i tak jakoś rozbiliśmy się, bo naprawdę było dużo lepiej. Czuliśmy się dobrze na początku sezonu, a jednak od połowy roku cały czas dołujemy.

Po spotkaniu w Lesznie oficjalnie poznaliśmy pierwszą parę, która zmierzy się ze sobą w I rundzie play-off. Czy starali się uniknąć lidera tabeli, którym jest Motor Lublin, trafiając na inną z drużyn w ćwierćfinale?

- Nie myśleliśmy o tym tylko po prostu jechaliśmy o swoje. Chcieliśmy dzisiaj wygrać, więc nie było w ogóle żadnej matematyki czy "rozkminiania". My naprawdę chcieliśmy pojechać jak najlepiej, no i niestety przegraliśmy, więc trafiliśmy na Motor Lublin. Teraz zobaczymy, co będzie - zakończył Janusz Kołodziej.

Czytaj także:
Żużel. Ten junior nie jest na sprzedaż. Motor i inne kluby mogą o nim zapomnieć? 

Komentarze (3)
avatar
jup
7.08.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Janek, co może być, zlejecie lubelskich pyszałków i pozamiatane!!! 
avatar
hunter071
6.08.2022
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Tylko Włókniarz!!!