Ewelina Bielawska, WP SportoweFakty: Ostatnio notujesz same udane występy. Było podium podczas finału IMP w Krośnie, a potem udane starty w Szwecji czy Niemczech.
Grzegorz Zengota: Miałem taki moment, który pozwolił mi odsapnąć po tych ligowych zmaganiach. To dobrze mi zrobiło, gdyż nabrałem świeżości i stąd też być może moja lepsza forma. Sam wiem, że czuję się na motocyklu wyśmienicie. Wrócił głód jazdy, a to cieszy i napędza do jeszcze lepszych występów. Dzięki temu rośnie i pewność siebie. Cieszy mnie ta końcówka sezonu.
Najwięcej frajdy przyniosło chyba podium w 2. finale IMP? Przyjemnie tak stanąć z czołówką ekstraligową na podium, prawda?
Nie ukrywam, że tak. Brakowało mi trochę tej rywalizacji z tymi chłopakami i ta pewność siebie siłą rzeczy podupadła. Zwłaszcza, że u mnie jest to czas, po którym staram się odbudować. Nie jest łatwo nadrobić ten czas, który uciekł mi podczas kontuzji. A fajnie było usłyszeć, że w końcu wrócił "Zengi" taki, jakiego go znamy z Ekstraligi. To napawa optymizmem i tym bardziej cieszy.
Czyli przed tym finałem były lekkie nerwy?
Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po tych zawodach, zwłaszcza po prawie trzech tygodniach przerwy od ostatnich startów. Nie jeździłem kompletnie nic, bo taki cel sobie postawiłem, że odpoczywam. Wyczyściłem głowę i wróciłem ze zdrową chęcią wygrywania.
ZOBACZ WIDEO Prezes Stali o odejściu Zmarzlika: Takie jest prawo młodości
Zapytałam o nerwy, ponieważ 1. finał nie poszedł po twojej myśli.
To prawda, po zawodach w Grudziądzu czułem się jakbym dostał obuchem. Myślałem, że ta ekstraligowa jazda i zawodnicy oddalają się. Tam kompletnie nie mogłem nawiązać tej walki. Do domu wróciłem jak zbity kot. Był to dla mnie bardzo duży cios i miałem to z tyłu głowy. W 2. finale pojechałem nie licząc na nic, bez stawiania sobie wygórowanych celów i skutek był odwrotny. Okazało się, że potrafię wygrywać.
Może kluczem jest więc "czysta" głowa?
Nie ukrywajmy, że tak. Uważam, że źródło sukcesów leży w głowie i jeżeli głowa pracuje odpowiednio, to cała reszta układa się sama. W moim przypadku to się potwierdziło. Oczywiście w parze z tym musi być też dobry sprzęt, a ja takim dysponuję.
Dziękowałeś w mediach społecznościowych Patrykowi Dudkowi za pomoc. Rozumiem, że pomógł ci sprzętowo?
Pomoc przed biegiem finałowym dotyczyła Bartka, któremu pożyczył koło. Z kolei mi Patryk przywiózł do Krosna silniki Petera Johnsa, które sprawują się wyśmienicie. Dzięki Duzers!
Jesteś jednym z tych zawodników, którym ten sport niestety odebrał sporo zdrowia. Wiele przecierpiałeś, ale pomimo tego nie poddałeś się i chciałeś kontynuować to, co kochasz. Te wyniki utwierdzają w przekonaniu, że warto było.
Czasem człowiek czeka całe życie żeby stanąć na podium. Nie miałem łatwej drogi, którą przeszedłem, ale dzięki temu ta radość jest potrojona, bo człowiek to tym bardziej docenia. Nasuwa mi się w tym momencie fajna sytuacja z Krosna. Kiedy stałem na podium z Bartkiem Zmarzlikiem i Dominikiem Kuberą, czyli chłopakami, którzy w ostatnich latach jadą świetnie, Bartek zaproponował, byśmy nie lali się szampanem, bo jest późno, a spieszyliśmy się do Szwecji.
Nie posłuchałeś?
Pomyślałem - kurczę, nie wiem kiedy będzie okazja, by ponownie stanąć na takim podium. To moje pierwsze podium od dłuższego czasu, więc dlaczego mam się tym szampanem nie lać? Otworzyłem tego szampana, oblałem Dominika, który był zwycięzcą i też pewnie tego chciał. Zapoczątkowałem akcję.
Bartek nie był zły?
Liczę, że nie (śmiech). Dla Bartka, który staje niemal codziennie na podium, to może chleb powszedni. Ja chciałem uhonorować tę chwilę w ten sposób. Po okresie jaki przeszedłem, była we mnie wielka radość. Ja wiem, że mówimy o jednym turnieju, bo to nie jest jeszcze finał, ale mnie to trzecie miejsce w drugiej rundzie cieszyło bardzo.
W kibicach było również wiele radości, że widzą tego "starego" Zengiego.
Właśnie, fajnie czuć ten pozytywny odbiór kibiców, którzy w ciebie wierzą i wspierają w tej walce. Nie ma co ukrywać, że sens jest w tym taki, by tą jazdą cieszyć właśnie fanów. Doceniam, że kibice są ze mną, bo to oni dają tę pozytywną energię, która pcha człowieka naprzód.
Czy po tych wszystkich kontuzjach, upadkach, twoja partnerka Kaja jeszcze ogląda twoje występy? Tego nie da się chyba oglądać w spokoju.
To jest akurat mój największy kibic. Przeżywa to wszystko ze zdwojoną siłą i wspiera mnie jak może. Ale ogląda i mocno trzyma kciuki.
Nerwy w sumie ma podwójne, bo jak nie kibicuje tobie, to trzyma kciuki za brata.
Tak, widzę właśnie jak kibicuje Mateuszowi (Tonderowi), więc mogę tylko przypuszczać jak to wygląda przy moich występach (śmiech). Dobrze mieć takich ludzi u swego boku.
Wracając do twojej świetnej dyspozycji - czy po takich występach apetyt nie rośnie? Może warto by spojrzeć w kierunku PGE Ekstraligi?
Chciałbym przede wszystkim najpierw zakończyć ten sezon na dobrym, solidnym poziomie. By ta jazda, którą prezentowałem w Krośnie, była taka w każdych zawodach. Jeśli tak będzie, może wówczas pojawi się to widmo Ekstraligi.
Może po takich występach kluby z PGE Ekstraligi przypomną sobie o Grzegorzu Zengocie?
Na razie o tym nie myślę. W razie propozycji na pewno podejmę się wyzwania, bo taki jest mój cel i nie boję się tego. Wręcz wyczekuję tego. Po powrocie po kontuzji założyłem sobie, że będę chciał wrócić do tego ekstraligowego świata. Jeśli będę jechał tak jak jeżdżę do końca sezonu, to będę na to gotowy. Myślę, że nie zawiodę.
Myślisz więc już o swojej przyszłości w polskiej lidze?
Chcę zakończyć ten sezon cało, zdrowo i z dobrymi rezultatami. Przede mną jeszcze kilka turniejów do odjechania oraz play-off w Szwecji, gdzie fajnie radzimy sobie jako zespół. Do tego występy w Danii oraz w Mistrzostwach Europy Par w sobotę. Cieszę się, bo będę miał okazję pojechać zawody z orzełkiem na piersi. Trzymajcie za nas kciuki. Niech będzie ten głód wygrywania do samego końca sezonu. Tego bym chciał.
Zobacz także:
- 4 lata temu odebrał sobie życie. Rodzina do dziś walczy o pieniądze
- Będzie jeszcze trudniej dostać się do PGE Ekstraligi. Nowe wymagania dla pierwszoligowców