Prezydent Zielonej Góry mówi o milionowych długach Falubazu i oskarża. "Łatwo osiągnąć sukces na kredyt"

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Janusz Kubicki
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Janusz Kubicki

Jeszcze niedawno Falubaz Zielona Góra kojarzył się z sukcesem i był najpopularniejszym polskim klubem żużlowym. Wystarczyło zaledwie kilka lat, by zespół spadł do I ligi i stracił dawną renomę. Prezydent miasta rzuca nowe światło na sytuację ośrodka.

Problemy klubu zbiegły się w czasie z odkupieniem części udziałów przez miasto. Zmieniły się władze klubu, a zespół zamiast walczyć o medale w PGE Ekstralidze, niemal natychmiast musiał skupić się na walce o utrzymanie. Ostatecznie w 2021 roku pożegnał się z elitą, a w 2022 roku nie udało się wywalczyć awansu.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: W środowisku żużlowym bardzo często pada zarzut, że od kiedy miasto stało się współwłaścicielem klubu, to zarządzanie Stelmet Falubazem Zielona Góra przypomina zarządzanie każdą inną spółką miejską. Brak jest ludzi z pasją, długofalowej wizji i determinacji w jej realizacji, a przede wszystkim wyników. Czy jest szansa, że teraz to się zmieni?

Janusz Kubicki (prezydent Zielonej Góry): Złą atmosferę wokół Falubazu nakręcają ci sami ludzie, którzy odpowiadają za wielomilionowe długi tego klubu. Oni odwrócili się od Falubazu w problemach, umyli ręce i powiedzieli, że to nie ich sprawa. W ten sposób sprawili, że realna stała się wizja upadku klubu i rozpoczynanie budowy żużla od II ligi.

Mówi pan o byłym prezesie i aktualnym współwłaścicielu Falubazu, Robercie Dowhanie?

Ja tego nie powiedziałem, to pan redaktor powiedział. Prawda jest jednak taka, że to nie ja narobiłem w klubie gigantycznych długów, zrobił je ktoś inny. Zupełnie inaczej się pracuje, gdy przejmuje się klub i trzeba zrobić w nim drastyczne oszczędności, a inaczej, gdy zaciąga się kredyt i świętuje sukcesy, a potem ucieka przed odpowiedzialnością za swoje decyzje. Oczywiście wielkie podziękowania dla Roberta Dowhana za to, co zrobił dla żużla w Zielonej Górze. Tego nigdy nikt mu nie odbierze. Tylko ta polityka...

Problem w tym, że Roberta Dowhana oficjalnie nie ma we władzach klubu już od 2014 roku. Kiedy dokładnie został zaciągnięty kredyt, o którym pan mówi i jakiej był wysokości?

Nie chcę mówić o szczegółach, ale zaznaczam, że mówimy o naprawdę gigantycznych pieniądzach. Te długi nie zostały zrobione za obecnego prezesa Wojciecha Domagały, tylko dużo wcześniej. Jeszcze kilka lat temu za kilka milionów można było opłacić więcej niż połowę zespołu walczącego o mistrzostwo. Jeśli ktoś zostawił tak gigantyczne zaległości, to komentarz jest zbędny.

ZOBACZ Fredrik Lindgren latem rozważał zakończenie kariery! Szczerze opowiedział o swoich problemach

Nikt wcześniej nie mówił o tym, że klub ma aż tak duże problemy finansowe. Dlaczego to ukrywaliście?

A mieliśmy się tym chwalić?

Chyba warto poinformować kibiców, że sytuacja finansowa jest zła, bo wtedy działania klubu byłyby nieco bardziej zrozumiałe. Teraz takie słowa zostaną odebrane jako wymówka.

Aby rozmawiać o tym, co się dzieje teraz, trzeba się cofnąć wstecz do czasów, gdy Falubaz odnosił gigantyczne sukcesy. Wtedy w klubie jeździli najlepsi zawodnicy, a zespół co roku bił się o mistrzostwo. Było wspaniale, ale wszystko to było robione na kredyt. Naprawdę byliśmy blisko, by znaleźć się w sytuacji klubu z Rzeszowa, który niedawno zbankrutował, a teraz próbuje się odbudować już pod innym szyldem.

W jaki sposób uniknięto najgorszego scenariusza?

Cześć i chwała współwłaścicielowi Falubazu, Stanisławowi Bieńkowskiemu, bo gdyby nie jego zaangażowanie, to faktycznie tak by to wyglądało. Powtarzam, że nie mówimy o długach wynoszących, sto, dwieście tysięcy, milion czy dwa, ale dużo, dużo większych. Do tej pory nikt nie mówił o tym głośno, bo nie chcieliśmy odstraszać zawodników i sponsorów. W ostatnich latach odeszliśmy od robienia mocnego składu za wszelką cenę i skupiliśmy się na spłaceniu wszystkich zaległości.

W takim razie, ile długu zostało jeszcze do spłacenia?

Udało nam się w końcu spłacić wszystkie zaległe zobowiązania i możemy mówić, że jesteśmy na zero, a klub nie ma już żadnych problemów finansowych. To zasługa zarówno Stanisława Bieńkowskiego i prezesa Domagały. Do pełni szczęścia brakowało w tym roku tylko awansu do PGE Ekstraligi, który przegraliśmy w ostatnim biegu sezonu. Zresztą Falubaz ma sporo pecha, bo przez wynik jednego biegu spadliśmy z elity, a w tym roku jeden bieg zadecydował o braku awansu.

Miasto za pana rządów bardzo mocno zaangażowało się w pomoc Falubazowi. Nie boi się pan, że jeśli za rok znów nie udałoby się wrócić do PGE Ekstraligi, to cała odpowiedzialność za niepowodzenie spadnie na pana? Wtedy nie będzie mógł się pan tłumaczyć długiem po poprzednich zarządach.

W tym roku też nikt nie wierzył, że w półfinale pokonamy Polonię Bydgoszcz, a przecież skład na papierze mieliśmy doskonały. Trudno było zarzucić władzom klubu, że przy budowaniu zespołu coś zrobiły źle. Sezon pokazał, że I liga wcale nie jest dużo słabsza od PGE Ekstraligi, a wielu zawodników osiąga tu gorsze wyniki niż w elicie. Miasto od zawsze było zaangażowane we wspieranie Falubazu i od 2007 roku praktycznie zawsze przelewało na konto klubu przynajmniej 1,5 mln złotych. Jedyna różnica jest taka, że teraz miasto jest współwłaścicielem klubu, a przez to jest bardziej na froncie, jeśli chodzi o media. Czasami wydaje mi się, że jak są sukcesy to jest to zasługa prezesa, a jak są problemy to jest to wina miasta. Nie mieliśmy jednak innego wyjścia, bo aby ratować klub musieliśmy wejść do niego jako udziałowiec. Nie chciałem tego robić, ale wybór był prosty albo akcje, albo bankructwo.

Ile pieniędzy w przyszłym roku Zielona Góra przeznaczy na wsparcie żużlowego klubu?

Na pewno nie uciekamy od odpowiedzialności za przyszłość Falubazu, a dokładna kwota wsparcia zależy od tego, jakie będą potrzeby. W tym roku, w ramach dotacji, zapłaciliśmy dwa miliony złotych i myślę, że w perspektywie kolejnego roku mówimy przynajmniej o takiej samej kwocie. Musiałoby się wydarzyć coś naprawdę niespodziewanego, by wsparcie zostało obniżone.

Nie wierzę, że nie dostrzega pan tego, że od kilku lat o Falubazie mówi się zdecydowanie gorzej niż jeszcze nie tak dawno. Klub przestał się kojarzyć z sukcesem, a zawodnicy niechętnie tu przychodzą, a to już nie jest wina Dowhana.

Najgorzej, że o Falubazie źle mówią osoby, które są z tym klubem związane. Z tego biorą się te problemy. A zawodnicy idą tam, gdzie jest kasa. Patrz Bartosz Zmarzlik. Oczywiście najważniejsze są wyniki i wiadomo, że jeśli one są gorsze, to kibic jest niezadowolony. Jeśli w przyszłym roku będzie lepiej, to jestem pewien, że kibice podejdą do nas zupełnie inaczej.

Próbował pan wpłynąć jakoś na Roberta Dowhana, by wspomógł was medialnie?

Zacznę od tego, że Robert ma wielkie zasługi dla Falubazu. Bez niego wielu rzeczy by nie było. Ale polityka... to go wciągnęło na dobre. Im bliżej będzie wyborów, tym Robert Dowhan będzie zwiększał swoją aktywność wokół Falubazu, a później znów mu przejdzie. Taka niestety jest polityka. Proszę zwrócić uwagę, co Robert potrafił pisać po przegranych meczach Falubazu (m.in. że czeka nas druga liga), a co napisał po zwycięstwie nad Polonią. To też pokazuje jego podejście. Proszę zwrócić uwagę, że w podobnym tonie o swoim klubie nigdy nie wypowiada się choćby Władysław Komarnicki. Myślę, że Robert jeszcze zrozumie i zacznie pomagać klubowi. Byłoby to bardzo fajne i miłe. Najłatwiej budować kapitał na krytyce, najtrudniej na konstruktywnym działaniu.

Finałowy mecz eWinner 1. Ligi, pomiędzy Stelmetem Falubazem a Cellfast Wilkami
Finałowy mecz eWinner 1. Ligi, pomiędzy Stelmetem Falubazem a Cellfast Wilkami

Wasz konflikt trwa już wiele lat. Myślał pan o tym, by miasto wykupiło wszystkie udziały Roberta Dowhana w Falubazie i pozbyło się tego współwłaściciela? Wtedy rozwiązałby się problem odpowiedzialności za losy klubu.

Wykup udziałów przez miasto był tylko czynnością techniczną, bo chodziło nam o dofinansowanie klubu większą kwotą, by złapał nieco oddechu. Proszę uwierzyć, że Dowhan długo nie chciał się zgodzić na wykup udziałów przez miasto, a ostatecznie zaakceptował taki ruch dopiero, gdy zostały wykupione udziały za 850 tysięcy złotych. Te pieniądze nie trafiły do kasy klubu, ale na prywatne konto. Dopiero wtedy była zgoda na ratowanie Falubazu przez Stanisława Bieńkowskiego i miasto. Wcześniej zgody nie było. Proszę mi wierzyć, że było naprawdę blisko upadku klubu. Gdyby te 850 tysięcy złotych poszło na zawodników to... Zresztą nie chcę gdybać co by było, gdyby i nie lubię patrzeć wstecz. Było minęło, czas iść do przodu.

Obawia się pan, że Falubaz stał się przedmiotem walki politycznej, która może mieć fatalne skutki dla klubu i środowiska?

To nie jest nic nowego, bo tak było, jest i będzie. Upolitycznienie sportu jest bardzo złym zjawiskiem. Jako prezydent miasta miałem do wyboru albo zaangażować się mocniej, albo stanąć z boku i przyczynić się w ten sposób do upadku klubu. Być może niepotrzebnie się zaangażowałem, ale po prostu kocham ten sport. Gdyby nie Stanisław Bieńkowski i Stelmet, klubu już by nie było. Jego determinacja oraz współpraca z miastem pozwoliła na wyprowadzenie spraw na prostą.

Jak pan ocenia trzyletnie rządy prezesa Wojciecha Domagały?

Miał maksymalnie trudne zadanie, bo musiał spłacać długi, a jednocześnie budować mocny skład. Zabrakło jednego, żeby powiedzieć, że bardzo dobrze się spisał - awansu. Gdyby wywiązał się ze wszystkiego na co się umawialiśmy, to pewnie nie oddawałby się do dyspozycji rady nadzorczej. Chodziło o awans, ale nie tylko.

Jego bierna postawa sprawiła, że Patryk Dudek do 2024 roku pozostanie zawodnikiem Apatora Toruń. Odbiera to pan jako brak zaufania zawodnika do Falubazu? Wcześniej prezes klubu ogłaszał przecież, że zawodnik wkrótce wróci do macierzystego klubu.

Kasa jest kasą. To jest decyzja Patryka i miał do niej pełne prawo. Dla mnie ten temat jest zamknięty. W takich przypadkach zwykle chodzi o pieniądze, bo przecież Bartosz Zmarzlik nagle nie przestał kochać Gorzowa i dlatego postanowił odejść do Lublina. Jak ktoś mówi, że tak nie jest, to zwyczajnie oszukuje. My mieliśmy dług do spłacenia, więc nie mogliśmy zaproponować Patrykowi wielkich pieniędzy.

Cieniem na rządach prezesa Domagały kładą się także ostatnie zarzuty policji o układ z kibicami.

Ja bym tego tak nie nazwał. Oczywiście doszło do sytuacji, która nie powinna mieć miejsca i to nauczka dla wszystkich, że nie powinno się tak mocno luzować pewnych norm. Nie mieliśmy problemów na stadionie, a nagle okazało się, że jednak tak dobrze nie jest. Zapewniam jednak, że nikt z nas nie życzy sobie bandytów na stadionie. To jednak rola policji, żeby ukarać winnych zajść.

Problem w tym, że policja nie miała dostępu do nagrań, bo ponoć monitoring ciągle był w naprawie.

Weryfikowałem to i to nie jest prawda. Mieliśmy nagrania z trybun i dostarczyliśmy je policji.

Przyszłość obecnego zarządu jest już rozstrzygnięta?

Mogę potwierdzić, że cały zarząd Stelmet Falubazu Zielona Góra podał się po ostatnim meczu do dyspozycji i - jak sądzę - niedługo zostanie zmieniony. To honorowe zachowanie, bo nie udało się zrealizować celu, jakim był szybki powrót do PGE Ekstraligi. Trzeba jednak przyznać, że wykonali kawał trudnego zadania, bo najłatwiej jest wydawać, a znacznie trudniej zaoszczędzić i spłacić dług, a to im się udało. Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować Wojtkowi Domagale i Monice Zapotocznej za ich ciężką i żmudną pracę. A nie była ona łatwa, często wiązała się z hejtem i nieprzyjemnymi słowami pod ich adresem. Nikt o tym nie wie, ale nie pobierali jako zarząd za swoją pracę ani złotówki! Jeszcze raz brawo dla nich. Przed nami kolejne wyzwania. W tym momencie nie ma murowanego kandydata na stanowisko prezesa, a zdajemy sobie sprawę, że sama zmiana dla zmiany nie ma sensu.

Jakie zadania zostaną postawione przed kolejnym prezesem?

Będzie miał za zadanie przeprowadzić klub przez kolejny sezon. Skład drużyny nie jest gorszy niż w tym sezonie i znów będziemy walczyć o najwyższe cele. Jestem optymistą, bo wydaje mi się, że wielu kibiców potężnie zaskoczyliśmy. To zasługa prezesa Wojciecha Domagały i nowego dyrektora Piotra Protasiewicza

Musimy poruszyć jeszcze kwestię wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, który niedawno unieważnił konkurs, dzięki któremu Falubaz dostał 1,5 mln złotych. Klub będzie musiał zwrócić te pieniądze do miasta?

Te informacje też są podsycane przez ludzi, którzy źle życzą Falubazowi, ale mogę zapewnić, że Falubaz nie będzie musiał zwracać żadnych pieniędzy. Wyrok nigdy nie wpływał i nie będzie wpływał na dotacje. Jako urząd miasta zawsze mówiliśmy jak wygląda ta sytuacja. Nie wiem skąd w ogóle dyskusja w tym temacie. Choć domyślam się, kto to nakręcił. Trzeba pamiętać, że w prawie jest też coś takiego, jak nieistotne naruszenie prawa, które skutkuje nieważnością niektórych czynności. Łatwo zrobić burzę w szklance wody, akurat tam, gdzie jej nie ma. Jak pan sobie poszuka, to zorientuje się pan, że już w sierpniu tego roku klub dostał kolejne dwa miliony złotych w ramach podobnego konkursu. Nie mówimy więc o zwracaniu jakichkolwiek dotacji, bo w tym roku na konto klubu wpłynęły dodatkowe pieniądze.

Po finale I ligi w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych napisał pan, że sędzia tego meczu powinien otrzymać tytuł honorowego mieszkańca Krosna. Żałuje pan tego wpisu?

A sędzia nie dostał tego tytułu w Krośnie? Niczego nie żałuję, bo sędziowanie było bardzo słabe. W żadnym z decydujących spotkań nie powtarzano biegów tak często. Sędzia przerywał wyścigi przy podwójnym prowadzeniu Falubazu, a potem przez 10 minut analizował, czy ktoś się ruszał na starcie. Takich sytuacji nie było w żadnym innym finałowym starciu. Niestety jest taki jeden klub, który zawsze próbuje wpływać na swoją sytuację nie na torze. Poza tym, czy to nie dziwne, że w tym roku nie było baraży o PGE Ekstraligę? Mogę mieć przecież swoją spiskową teorię dziejów.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

***

Przed publikacją wywiadu skontaktowaliśmy się z Robertem Dowhanem. Jego odpowiedź na słowa prezydenta Zielonej Góry postaramy się przedstawić jak najszybciej.

Czytaj więcej:
Poznaliśmy wszystkie dzikie karty na GP
Dominik Kubera poszkodowany

Źródło artykułu: