Żużel. Wygrał turniej. W nagrodę otrzymał kolorowy telewizor Rubin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Najcenniejszą nagrodą był wtedy kolorowy telewizor Rubin. Od razu sobie ją zaklepałem, bo standardem jeszcze wtedy były czarno-białe telewizory - wspomina swoje zwycięstwo w 40. Turnieju o Łańcuch Herbowy Ostrowa Wielkopolskiego, Marek Garsztka.

W tym artykule dowiesz się o:

- To były inne czasy. Jeździło się dla kibiców, a nie dla pieniędzy. Wygrywając w 1992 roku Turniej o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, po zawodach wybieraliśmy nagrody rzeczowe. Jako zwycięzca, wybierałem pierwszy. Wziąłem telewizor kolorowy. Nikt w mojej wiosce wtedy takiego jeszcze nie miał - wspomina były żużlowiec Ostrovii i Iskry, Marek Garsztka.

Mija właśnie 30. rocznica sensacyjnego zwycięzcy najstarszego turnieju żużlowego w Polsce. 25 października 1992 roku Marek Garsztka zadziwił wszystkich i wygrał na swoim torze z kompletem, 15 punktów, wyprzedzając jak na tamte czasy jedne z największych gwiazd polskiego żużla Andrzeja Huszczę czy Romana Jankowskiego. - Wtedy start w Turnieju o Łańcuch Herbowy był zaszczytem. Nikt się nie pytał, za ile ma przyjechać na zawody, tylko każdy chciał startować w turnieju kończącym sezon żużlowy w Polsce, bo wygrana w nim była ogromnym prestiżem - wspomina Garsztka.

Sezon 1992 był udany dla Marka Garsztki, który na drugoligowych torach wykręcił drugą średnią w drużynie ówczesnej Iskry. - U mnie forma przychodziła zazwyczaj w drugiej połowie sezonu. Wtedy naprawdę wszystko mi pasowało. Puszczałem sprzęgło i motocykl jechał. Dla wielu moje zwycięstwo było ogromną niespodzianką, ale dla mnie samego nie specjalnie. Czułem, że będzie dobrze, że to może być mój dzień - wspomina po 30 latach Garsztka, który nadal związany jest z żużlem. Pracuje bowiem w TŻ Ostrovia.

Słuchając opowieści sprzed lat, młodsze pokolenie kibiców może się uśmiechnąć, jakie nagrody zawodnicy otrzymywali za poszczególne miejsca w turniejach. - Najcenniejszą nagrodą był wtedy wspomniany wcześniej kolorowy telewizor Rubin. Od razu sobie ją zaklepałem. Do wyboru był także rower, miksery, pościele, czy ręczniki. To były zupełnie inne czasy. Powtarzam, nie jeździło się wtedy dla pieniędzy, ale dla kibiców, dla własnej satysfakcji i przyjemności - kończy Marek Garsztka.

Zobacz także: Wielkie zmiany u mistrza Polski Wybrzeże inwestuje w formację U-24

ZOBACZ Kulisy odejścia Doyle'a z Leszna. Pieniądze były tylko pretekstem

Źródło artykułu:
Komentarze (0)