Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Zacznijmy od najważniejszej kwestii, czyli jak ty się obecnie czujesz i jak przebiega leczenie?
Pontus Aspgren, zawodnik H.Skrzydlewska Orła Łódź: Mam się dobrze i jest teraz o wiele lepiej, niż jeszcze kilka tygodni temu. Nie jestem jeszcze sprawny w stu procentach, ale jestem prawie pewien, że po kolejnych pięciu miesiącach rehabilitacji wszystko będzie dobrze.
W szwedzkich mediach najczęściej przejawiały się informacje o problemach z karkiem i idących za nimi bólami głowy. Sam ból karku chyba nie torpeduje jednak całego sezonu?
Zgadza się. Miałem uszkodzenie więzadła w szyi, a to nie był pierwszy raz, kiedy miałem wypadek i uszkodziłem szyję. Największym problemem było to, że gdy tylko próbowałem się ścigać lub ciężej potrenować, to zaczynały się zawroty i bóle głowy. Byłem tak spięty w górnej części ramion i szyi, że nie miałem siły w rękach. Na przykład swoje nowo narodzone dziecko mogłem nosić tylko trzy, czasem cztery minuty i potem nie miałem totalnie mocy.
ZOBACZ Fredrik Lindgren jasno wskazuje cel Motoru Lublin na sezon 2023!
Już po pierwszych badaniach wiedziałeś, że jest tak źle?
Absolutnie nie. Miałem nadzieję wrócić na motocykl po tygodniu przerwy. Jednak objawy stawały się coraz bardziej widoczne i wcale nie przechodziły.
Wrócić na tor się udało i nawet wystartowałeś w meczu Eskilstuna Smederny z Piraterną Motala, w którym byłeś w stanie wygrać.
Tak, wróciłem na motocykl po trzech i pół tygodnia. Wygrałem dwa biegi i musiałem się z dalszej jazdy wycofać, bo miałem już na tyle duże problemy z głową, że nie mogłem się ani należycie skupić, ani też utrzymać motocykla z powodu braku mocy.
Marcin Sekula w jednym z wywiadów przyznał, że byłeś na leczeniu w Polsce. Czym ono się różniło od tego, które na co dzień przechodziłeś w Szwecji?
Zaraz po przylocie do Polski udałem się do eksperta od urazów szyi. I był to lekarz naprawdę dobry, bo po prześwietleniu zobaczył, że moje więzadła są uszkodzone i że minie nawet szesnaście tygodni, zanim poczuję się lepiej.
Pojawiła się myśl, że może to czas, by skończyć karierę?
Oczywiście. Kiedy nie możesz spać w nocy bez leków, bo towarzyszy ci aż tak duży ból, to zastanawiasz się, czy będziesz w stanie się ścigać i robić to jak równy z równym. Wiesz co, to nawet był chyba bardziej lęk o to, że nie dam rady ścigać się więcej.
A ty w ogóle wyobrażasz sobie życie bez żużla?
Nie w takim momencie, w jakim jestem teraz. Przede mną co najmniej dziesięć lat jazdy na żużlu. Pewnie, że gdzieś tam sobie wyobrażam, że nie będę się ścigać, ale to kiedyś, kiedy będę starszy i będzie mi z tym dobrze, że muszę skończyć karierę.
Czyli kiedy?
Kiedy będę na to przygotowany, a nie z powodu kontuzji.
Kończąc temat kontuzji, chciałbym cię zapytać o to, czy jest szansa, że ujrzymy cię na torze z początkiem sezonu?
Plan i cel jest jeden - normalnie rozpocząć sezon.
Porozmawiajmy trochę o twoich polskich klubach. Zaskoczył cię telefon od Marka Cieślaka z propozycją kontraktu w Orle?
Oczywiście, że tak. Przecież w tym sezonie tak naprawdę nic się nie ścigałem, ale kiedy spojrzymy rok wstecz, to wiem, że moje miejsce jest w 1. lidze.
Taka sytuacja, że tracisz sezon, ale budzisz zaufanie takiego trenera, jakim jest Marek Cieślak, daje takiej dodatkowej mocy?
Na pewno. Byłem naprawdę szczęśliwy, że do mnie zadzwonił. Mamy dobre relacje, a on jest wspaniałym trenerem, którego bardzo szanuję.
A były jakiekolwiek rozmowy z OK Bedmet Kolejarzem Opole na temat nowej umowy?
Powiedzieli, że chcą, abym został, ale nic konkretnego.
Gdyby nie telefon Marka Cieślaka, to rozważałeś w ogóle podpisanie kontraktu w Polsce?
Moim planem było przeczekanie z kontraktem u was do rozpoczęcia sezonu w Szwecji. Jednak po telefonie Marka zmieniłem zdanie.
Mówisz o chęciach powrotu do ścigania z początkiem sezonu, ale żeby tak się stało, to trzeba się do jazdy na motocyklu przygotować przez przerwę zimową.
Dokładnie, a aby to wszystko zadziałało, to muszę włożyć naprawdę dużo pracy w trening i rehabilitację. To jest mój cel na zimę.
Czytaj także:
Prezes nie ukrywa, że mają u siebie talent
Przygoda ze Stalą Rzeszów była dla niego lekcją życia