Już początek życia Jana Ząbika to historia, która dziś byłaby trudna do wyobrażenia. Urodził się on 21 grudnia 1945 roku w Kiełpiu niedaleko Chełmna, ale z uwagi na srogą zimę i dużą odległość do urzędu jego rodzice mogli zarejestrować fakt jego urodzin dopiero 1 stycznia. Dlatego toruńska legenda swoje urodziny obchodzi właśnie w Nowy Rok.
Na stadion trafił z nudów
Od najmłodszych lat charakteryzowało go zamiłowanie do sportu. Chciał zostać kolarzem, ale ostatecznie postawił na motocykle. Jego umiejętności docenił sam Marian Rose. O trzynaście lat starszy zawodnik i trener pracował razem z nim. Ząbik na żużlowy stadion trafił z nudów. Mieszkał w hotelu nieopodal stadionu przy ulicy Broniewskiego i postanowił udać się na jeden z treningów. Wtedy spodobał mu się ten sport.
ZOBACZ Zmarzlik wskazał żużlowców, których najbardziej ceni. W gronie dwóch Duńczyków!
- Mieszkałem wtedy w hotelu znajdującym się przy zakładzie. Miałem stamtąd niedaleko na stadion żużlowy przy ulicy Broniewskiego. Popołudniami nie było co robić, więc chodziłem popatrzeć, jak jeżdżą zawodnicy. Wkrótce poznałem Mariana Rosego, czyli wybitnego toruńskiego żużlowca. Dość szybko złapaliśmy wspólny język - powiedział portalowi polskizuzel.pl.
Obaj zaprzyjaźnili się. Razem spędzali dużo czasu. Wspólnie dłubali przy motocyklach i samochodach. W końcu przyszedł też czas na pierwsze żużlowe treningi Jana Ząbika. Choć nie był uważany za duży talent, to wiele osiągnął dzięki ciężkiej pracy i ambicji. Do szkółki dołączył w wieku 19 lat. Spośród setki adeptów egzamin zdało tylko dwóch. Jednym z nich był właśnie Ząbik.
Bardzo przeżył śmierć przyjaciela
W 1970 roku Rose zmarł po wypadku na torze w Rzeszowie. 24-letni Ząbik bardzo przeżył tę stratę. - Długo nie umiałem się z tym pogodzić. Zobaczyłem najczarniejsze oblicze tego sportu, którego nigdy nie chciałbym oglądać. Ten wypadek rozbił całą naszą drużynę. Po czymś takim niektórzy zawodnicy nie chcieli już jeździć i po kolei rezygnowali - dodał Ząbik.
On rezygnować nie zamierzał. Rok wcześniej sięgnął po srebrny medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski, a po śmierci Rosego to on miał być jednym z liderów zespołu. Został jego kapitanem, pomagał kolegom oswoić się z ciężką sytuacją. Wszak wtedy żużlowcy stanowili jedną wielką rodzinę i po zawodach nie rozjeżdżali się po Europie.
Do końca kariery Ząbik został w Toruniu. Awansował z nim do elity i regularnie punktował. Systematyczne treningi sprawiły, że stał się jednym z najlepszych zawodników w I Lidze. Trafił nawet do kadry narodowej. Później został trenerem Apatora i decyzja ta okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
Jeden z najlepszych trenerów
Apator prowadził wspólnie z Januszem Kościelakiem, przez dwa sezony była też okazja do współpracy z Andrzejem Pogorzelskim. W latach 1984-1989 był już samodzielnym szkoleniowcem, samemu jeżdżąc sporadycznie. Zajął się tym na poważnie. W 1986 osiągnął pierwszy sukces, prowadząc Anioły do pierwszego w historii drużynowego mistrzostwa Polski. Miał opinię bardzo dobrego fachowca ze świetną ręką do wychowywania młodych zawodników. Pracował także w Grudziądzu, Ostrowie czy Wrocławiu.
Przed sezonem 1999 wrócił do Torunia i już dwa lata później świętował zdobycie mistrzostwa Polski. Później pracował w tym klubie i odpowiadał za szkolenie adeptów. Sporo czasu poświęcił też karierze syna Karola Ząbika, który był m.in. Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów.
Praca z młodzieżą zawsze zresztą cieszyła Ząbika i dawała mu mnóstwo satysfakcji. Choć czasy diametralnie się zmieniły i dziś trudno o wychowywanie tak dużej liczby zawodników, możliwość przekazywania wiedzy i doświadczenia młodym są tym, co sprawia mu radość. W ostatnich latach nie jest już obecny przy klubie tak często, ale w Toruniu wciąż o nim pamiętają.
Czytaj także:
Rosjanin domagał się odszkodowania za zakaz występów w Polsce. Sąd podjął decyzję. "Mieliśmy rację"
Problemów KS Toruń ciąg dalszy. Klub wyprowadził się z Motoareny