Polak był nazywany "jeźdźcem śmierci". Startował mimo braku oka!

3 stycznia mija 32. rocznica śmierci Franciszka Szrubkowskiego. To jedna z legend pionierskiego okresu polskiego żużla. Po wojnie startował w lidze i to pomimo tego, że podczas walk pod Berlinem stracił oko. Zakładał wtedy czarną opaskę.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
W czasach, gdy żużel - zwany jeszcze dirt trackiem - rodził się na polskich ziemiach, jednym z zawodników był Franciszek Szrubkowski. Urodzony 31 sierpnia 1905 roku jako dzieciak interesował się sportem. Żył jednak w czasach, które zdominowały dwie wojny światowe, a kiedy przychodził na świat, Polski nie było na mapach.

Żużel był jego pasją. Jeszcze przed 1939 rokiem startował m.in. w Bydgoszczy i był wyróżniającym się zawodnikiem. Jego plany pokrzyżował jednak atak Niemców na Polskę, co rozpoczęło wojnę. Po jej zakończeniu był jednym z nielicznych, którzy nadal kontynuowali jazdę na żużlu.

Walczył na wojnie

Szrubkowski - przez lata mylnie nazywany Śrubkowskim - swoją karierę zaczynał w Klubie Motocyklowym Związku Strzeleckiego, którego członkowie byli piłsudczykami. Mogli w nim startować tylko zawodnicy z polskim obywatelstwem. Dla tych, którzy korzenie mieli np. w Niemczech nie było miejsca.

ZOBACZ Bartosz Zmarzlik mówi o ostatnich dniach w Stali. To było dla niego kluczowe

Bohater tej opowieści był zaangażowany w działania na froncie. Skończyło się to dla niego utratą zdrowia. W kwietniu 1945 roku brał udział w walkach o Berlin. Został ranny po tym, jak wybuchający odłamek trafił w jego oko. Nie przeszkodziło mu to w startach na żużlu. Po prostu zakładał czarną przepaskę na oko i ścigał się z rywalami. Stąd jego pseudonim - "jeździec śmierci".

- Na przełomie lat 40. i 50. był to jeden z najbardziej charakterystycznych zawodników całego regionu. Miałem okazję spotkać się ze Zbigniewem Chałupczakiem, który był wtedy liderem z drużyny z Inowrocławia. Pamiętał on dobrze Szrubkowskiego, jak i to, że nie miał on oka. Stąd właśnie wzięło się przezwisko "Jeździec śmierci" - wspomina Daniel Ludwiński, dziennikarz "Nowości Dziennik Toruński" w Polska Press i autor książki o historii toruńskiego żużla "Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu".

Bali się z nim startować

Pionierski okres polskiego żużla wiązał się z tym, że... zasady były proste. Dlatego Szrubkowski mimo ograniczonej widoczności mógł startować. Zawodnicy mieli po prostu przejechać cztery okrążenia na motocyklu przystosowanym do jazdy na żużlowym torze, którym często była lekkoatletyczna żużlowa bieżnia. Obserwując dzisiejszy speedway, aż trudno sobie wyobrazić, że takie były początki tego sportu.

- Krążyły legendy, że niektórzy zawodnicy bali się przez to z nim startować. W tamtych czasach żużlowcy jeździli na tym, co mieli. Popularne były motocykle Rudge, NSU - często sprzęt poniemiecki, jedynie przystosowany do jazdy na żużlu. Nietrudno się domyśleć, że motocykle miały różną moc, więc wprowadzono podział na klasy - dodał Ludwiński.

Szrubkowski startował w barwach SSM Gdynia. Zaczynał właśnie tam, gdyż był budowniczym gdyńskiej stoczni. Po roku wrócił jednak do Bydgoszczy, na wyraźne życzenie żony, która nie chciała opuszczać na stałe miasta nad Brdą. Tam startował dla Poloniii i Gwardii. Trenował także w Toruniu. Ścigał się w jednej z niższych klas i rywalizował nawet w pierwszych powojennych finałach Indywidualnych Mistrzostw Polski. Sukcesów w nich jednak nie odnosił.

- Szrubkowski często przyjeżdżał do Torunia, jeszcze na stary stadion przy ulicy Bema, i jeździł tu w jednej z lżejszych klas. Na koniec odbywał się jednak wyścig handicapowy - wtedy ruszał on jako pierwszy, a ci, którzy mieli mocniejsze maszyny, gonili go i próbowali odrobić stratę. Toruńscy kibice zawsze byli więc ciekawi, czy Szrubkowski utrzyma przewagę, czy nie. Na co dzień był jednak oczywiście związany z Bydgoszczą - wspomina Ludwiński.

Ocalili od zapomnienia

Karierę skończył w 1951 roku. Miał wtedy już 46 lat i po prostu kondycyjnie ustępował młodszym. Nadal był jednak obecny w żużlowym środowisku.

- Gdy skończył karierę, wciąż był blisko żużla, można go było jeszcze przez lata spotkać na meczach i w parkingu, już w erze żużla na prawdziwych motocyklach do tej dyscypliny. O ile dobrze pamiętam, jego żona, albo przynajmniej osoba z bliskiej rodziny, o tym samym nazwisku, działała w bydgoskim LPŻ i m.in. prowadziła sekretariat, a także dokumentację podczas różnych imprez motocyklowych - zakończył Ludwiński.

Szrubkowski zmarł 3 stycznia 1991 roku. Miał 86 lat. W ostatnich dniach klub Abramczyk Polonia Bydgoszcz oraz Stowarzyszenie Bohaterowie Czarnego Gryfa podjęły działania aby uratować przed likwidacją grób Franciszka Szrubkowskiego. Te starania przyniosły pozytywny skutek. Mogiła byłego żużlowca i jego żony, znajdujące się na bydgoskim cmentarzu przy ul. Wiślanej, będą uratowane. W planach jest także wykonanie tablicy pamiątkowej na poziomej części pomnika.

Czytaj także:
Były żużlowiec Polonii skomentował powrót Lyagera do Bydgoszczy. "To może być strzał w dziesiątkę"
Już w drugiej kolejce pojedzie przeciwko Wybrzeżu. "Potrafię rozdzielić sport od polityki"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×