Po fatalnej kraksie w Zielonej Górze (uderzenie głową o tor, utrata przytomności) Adrian Miedziński przebywał w śpiączce farmakologicznej, był podłączony do aparatury podtrzymującej życie.
I gdy wielu myślało, że to może być koniec kariery torunianina, ten zapowiedział powrót do zawodowego sportu. - Taki jest plan, oczywiście wszystkie warunki muszą zostać uzgodnione, by wszystko miało ręce i nogi - mówił w rozmowie w ramach cyklu "Gryfy na przesłuchaniu" (więcej TUTAJ).
Ostatnio dla "Tygodnika Żużlowego" zdradził, że przygotowuje się do sezonu 2023. Przynależność klubową, która umożliwia mu starty w lidze ma, bo podpisał tzw. kontrakt warszawski z Abramczyk Polonią Bydgoszcz.
ZOBACZ Darcy Ward mocno o Chrisie Holderze: od czasu mojego upadku, nie wrócił na swój poziom
- Rozmawiałem z nim na ten temat i szczerze mówiąc, doradzałem zakończenie kariery. Odradzałem mu powrót na tor, bo jego wypadek i kontuzja były naprawdę poważne. A zdrowie jest jedno i trzeba je szanować - komentuje plany Miedzińskiego szef bydgoskiego klubu Jerzy Kanclerz dla "Gazety Pomorskiej".
Jak dodaje, jego słowa na Miedzińskiego nie podziałały. Wygrywają sportowe ambicje i chęć powrotu do tego, co wychowanek drużyny z Torunia robił przez całe życie. Czas pokaże, co wyjdzie z jego planów.
Zobacz też:
Żużel. Dlatego Buczkowski został w Falubazie na kolejny rok
Żużel. Falubaz dostanie tyle, co najlepsi w Polsce. Skorzystali na bezczynności innego klubu