Jest legendą nie tylko włoskiego, ale i światowego żużla. Giuseppe Marzotto urodził się 30 stycznia 1944 roku w Arzignano. Jest jednym z prekursorów speedwaya na Półwyspie Apenińskim. Motoryzacją zainteresował się dopiero w wieku 20 lat. Startował w rajdach samochodowych i wyścigach na motocrossie. Jego serce skradł jednak żużel. Był to zarówno dla niego, jak i jego rodziny duży problem.
Startował pod pseudonimem
Najbliżsi z dużą rezerwą podchodzili do motoryzacyjnej pasji młodego Marzotto. Żeby móc wystartować w zawodach, szukał różnych sposobów. W latach siedemdziesiątych nie było oczywiście internetu, a wyniki z zawodów w prasie pojawiały się najwcześniej kolejnego dnia. We Włoszech nikt nawet nie myślał o prowadzeniu relacji na żywo za pośrednictwem radia. Żużel był tak sportem niszowym, który interesował niewielkie grono zapaleńców.
W tym gronie był Marzotto. Bał się ojca, dlatego w turniejach i zawodach startował pod pseudonimem. Przed laty powiedział o tym w wywiadzie dla prestiżowego magazynu "Speedway Star". Jego ojciec uważał, że ściganie na motocyklu sprawi, że bracia Marzotto zejdą na złą drogę.
ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"
- Zmieniłem swoje dane na Charlie Brown i byłem dla niego nie do wykrycia. To nazwisko widniało też na mojej licencji motocrossowej. Przez długie lata startowałem właśnie jako Charlie Brown - powiedział. Był wtedy jedynym Włochem, który potrafił przebić się do ligi angielskiej. Marzył o starcie w mistrzostwach świata, ale mimo starań nie zdołał awansować do finału.
Był pierwszym Włochem, który startował w lidze angielskiej. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku była to najlepsza liga na świecie. Marzotto pojechał w 11 meczach w barwach Wolverhampton Wolves. Dla kibiców był atrakcją, gdyż nigdy wcześniej nie widzieli Włocha jeżdżącego na żużlu. Startował także w lidze niemieckiej, a także w zawodach w Argentynie i Nowej Zelandii. W 1981 roku zdobył nawet mistrzostwo pierwszego z tych krajów.
Strażnik graniczny zmienił jego życie
Obecnie Marzotto to jedna z najważniejszych osób w światowym żużlu. To on jest współwłaścicielem fabryki, w której powstają najlepsze - a w zasadzie jedyne - silniki żużlowe na świecie. Jednak na początku żużlowej kariery nie myślał o tym, by zrewolucjonizować i zmonopolizować branżę dostawców silników.
To zmieniło się w 1977 roku. - Na początku startowałem na silniku Weslake. We Włoszech nie byłem w stanie go serwisować. Po tłok, korbowód czy inne niezbędne części musiałem jeździć samochodem do Anglii. Pewnego piątkowego wieczoru wracałem do domu z fakturami, silnikiem i komponentami. Na przejściu granicznym z Włochami zatrzymał mnie strażnik i powiedział, że już nie przejadę, bo muszę czekać na szczegółową kontrolę, która odbędzie się w poniedziałek. Nie miałem innego wyjścia i tam zostałem. Ostatecznie kontrola przebiegła pomyślnie, ale te noce na granicy były okropne - wspominał w serialu "To jest żużel" wyprodukowanym przez Canal+.
- Powiedziałem wtedy: pierwsze co zrobię po powrocie, to skonstruuje swój własny silnik. Chcę, by wszystko, co do niego potrzebne powstawało we Włoszech, w pobliżu mojego domu. I tak dopiąłem swego - dodał.
Założył swą fabrykę w miejscowości Alontę, u podnóży Alp Weneckich, między Padwą i Weroną. Obok budynków, gdzie powstają żużlowe silniki są pola i winiarnie. Zresztą w miejscu, gdzie powstał pierwszy silnik sygnowany inicjałami GM, poprzedni właściciel produkował właśnie wino.
Na jego silnikach zdobywano mistrzostwa świata
Gdy Marzotto rozpoczynał produkcję silników, była silna konkurencja na rynku. Oprócz marki GM były fabryki Jawy, Goddena i Weslake'a. Dziś tylko on produkuje silniki. Przez 40 lat działalności powstało ich około 10 tysięcy. To imponująca liczba. Choć Marzotto ma monopol na rynku, to nie winduje cen. Stara się rozwijać swój produkt, by spełniał oczekiwania zawodników.
Na początku miał jednak zupełnie inny cel. Chciał stworzyć jeden silnik dla siebie i spróbować wygrać na nim finał Indywidualnych Mistrzostw Włoch. Sztuka ta udała mu się w 1983 roku. Dziś żałuje, że nie ma konkurencji na rynku. Mimo 79 lat na karku, w fabryce jest każdego dnia i dogląda produkcji kolejnych jednostek napędowych. Pomaga mu syn Emanuele. - Gdyby nie on, sprzedałbym firmę natychmiast - mówi.
W 1983 roku na jego silniku po tytuł Indywidualnego Mistrza Świata sięgnął Egon Muller. Później z jego sprzętu korzystała światowa czołówka. Na szczycie byli Erik Gundersen czy Tony Rickardsson. Dziś każdy mistrz korzysta z GM, bo nie ma w zasadzie innego wyboru.
- Gdy zacząłem pracę z silnikami, ludzie się ze mnie nabijali. Zapomnij, jesteś biedakiem i idiotą. Ostatecznie sukces marki GM sprawił, że wywołał u ludzi zachwyt. Teraz satysfakcji już nie ma. Kto wygra? Oczywiście, że GM. Wcześniej były cztery konkurujące ze sobą fabryki. Była rywalizacja, po zawodach zawsze gratulowałem konstruktorowi silnika - dodał. A zanim zaczął produkcję silników, pracował jako hodowca indyków.
Czytaj także:
Legenda w cieniu wielkich mistrzów. Mauger nauczył go jednej ważnej rzeczy
Mistrzostwa Europy wracają do Częstochowy po ośmiu latach. Tak tłumaczą swój wybór