Dziennikarz nie chciał komentować meczów Rosjan. Teraz zmieni zdanie?

Fani żużla od wielu tygodni zastanawiają się, jak zachowa się znany komentator Tomasz Dryła, gdy do jazdy w PGE Ekstralidze wrócą Rosjanie. Dziennikarz tuż po wybuchu wojny zapowiedział bowiem, że nie chce komentować biegów z ich udziałem.

Rok temu sytuacja była klarowna, bo PZM pod naciskiem opinii środowiska żużlowego zablokowała start wszystkich Rosjan w polskich rozgrywkach ligowych. Wśród wykluczonych byli także Rosjanie posiadający polskie obywatelstwo, a to im w liście otwartym napisanym przez Tomasza Dryłę dostało się najbardziej.

Dziennikarz bardzo krytycznie ocenił postawę rosyjskich zawodników wobec agresji ich kraju i zdecydował się na "osobiste sankcje". "Zrywam z wami stosunki dyplomatyczne. Nie chcę się z wami kontaktować, nie chcę od was żadnych wywiadów, nie chcę komentować waszych wyścigów. Nie istniejecie dla mnie. Mam świadomość, jaki zawód wykonuję. Mam świadomość, że mogę ponieść konsekwencje. Ale dziś nie potrafię o tym myśleć. Dziś nie potrafię zachować się inaczej" - napisał w marcu 2022 w swoim liście otwartym. Publikacja od razu wywołała lawinę komentarzy.

Od tego czasu minął już prawie rok, a w tym sezonie żużlowym działaczom zabrakło argumentów prawnych do kontynuowania blokady dla części Rosjan i już wiadomo, że Artiom Łaguta oraz Emil Sajfutdinow wrócą do jazdy w PGE Ekstralidze, której mecze są pokazywane przez Canal+. Czy popularny komentator utrzyma swoje "osobiste sankcje” wobec Rosjan, a fani w trakcie sezonu nie usłyszą jego komentarza do wyścigów z udziałem Łaguty czy Sajfutdinowa?

ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"

Odpowiedzi na to pytanie specjalnie dla WP Sportowefakty udzielił nowy szef żużla w Canal+, Maciej Glazik.

- Nie rozmawiałem na ten temat z Tomkiem Dryłą, bo uważam, że sprawa jest oczywista. Będzie grafik, a Tomek będzie wyznaczany na mecze, jak każdy inny dziennikarz naszej stacji i jak zawsze będzie się wzorowo wywiązywał ze swojej roli. Wiele osób do dziś wypomina mu list w sprawie Rosjan, ale proszę zauważyć, że w liście wspominał także Gleba Czugunowa, potem komentował mecze z jego udziałem, a pod koniec sezonu obaj spotkali się na długim wywiadzie - przyznaje Glazik.

Wiadomo więc, że Dryła nie ma wyboru i w kolejnym sezonie będzie komentował spotkania PGE Ekstraligi na takich samych zasadach, jak dotychczas.

Przypomnijmy, że list Dryły, opublikowany tuż po napaści Rosji na Ukrainę, był bardzo szeroko komentowany w środowisku żużlowym, a wiele osób do dziś twierdzi, że był kluczowym argumentem dla PZM przy podejmowaniu decyzji o niedopuszczeniu Rosjan do startu w lidze. To z kolei doprowadziło do konfliktu pomiędzy stacją telewizyjną a Spartą Wrocław i Apatorem Toruń. Właściciele tych klubów zbojkotowali udział w tradycyjnej Gali PGE Ekstraligi, argumentując to właśnie sprzeciwem wobec postawy Tomasza Dryły i byłego szefa redakcji żużlowej Canal+, Marcina Majewskiego.

- Warto zaznaczyć, że władze Canal+ nigdy nie zajęły w tej sprawie stanowiska, a poszczególni dziennikarze przedstawiali swoje opinie. Po objęciu funkcji szefa redakcji żużlowej miałem okazję rozmawiać z władzami Apatora i Sparty i nikt nie poruszał tematu Rosjan, czy postawy naszych dziennikarzy. Dla mnie sprawa jest jasna. W Canal+ nikt nie był i nie będzie karany za wyrażanie swoich opinii. Tomek Dryła wszystko robi na sto procent, więc nie ma się co dziwić, że jego list też był bezkompromisowy. Przypisywanie mu udziału w zawieszeniu Rosjan, to jednak bzdura. Dziś skupiamy się już na kolejnym sezonie - dodaje Glazik.

Mateusz Puka, dziennikarz WP Sportowefakty

Czytaj więcej:
Dla zawodników jest jak ojciec
Pierwsze takie urodziny legendy