Żużel. Sam chciał przejść z Falubazu do Stali. Groził zakończeniem kariery

Facebook / Pamięć o Bolesławie Prochu / Na zdjęciu: Bolesław Proch
Facebook / Pamięć o Bolesławie Prochu / Na zdjęciu: Bolesław Proch

Bolesławowi Prochowi przewidywano wielką karierę. On sam nie bał się podejmowania odważnych decyzji. Sam chciał odejść z Falubazu Zielona Góra do Stali Gorzów, bo wiedział, że tam się rozwinie.

4 lutego 1952 roku w Świebodzinie urodził się Bolesław Proch. Miejscowość znaną dzisiaj z gigantycznego pomnika Jezusa Chrystusa, przed laty rozsławiał właśnie on. Od dziecka lubił sport. Gdy zapisał się do żużlowej szkółki, miał już 18 lat i nie od razu widziano w nim duży talent. A były to czasy, gdy w jednym naborze brała udział ponad setka adeptów. Zawodnikami zostawali nieliczni.

Fani pamiętali go między innymi z powodu eleganckiej jazdy i charakterystycznego czarnego wąsika. To był jego znak rozpoznawczy. Proch zasłynął także odważnymi decyzjami, jakie podejmował zwłaszcza na początku swojej kariery. Miał przez to sporo problemów, a kibice w Zielonej Górze nie mogli mu tego wybaczyć.

Wolał Stal od Falubazu

Karierę rozpoczął w drużynie z Zielonej Góry, która zmieniła wtedy nazwę ze Zgrzeblarek na Falubaz. Licencję uzyskał w wieku 20 lat. W dzisiejszych realiach nie dostałby żadnych szans. Wtedy było jednak inaczej. W 1973 roku sięgnął po brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski, a dwa lata później odniósł największy sukces w juniorskiej karierze. Na doskonale sobie znanym zielonogórskim torze wygrał finał Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. W biegu dodatkowym pokonał Tadeusza Bereja z Motoru Lublin.

ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"

Był to jego ostatni sezon w Zielonej Górze. Falubaz balansował wtedy na krawędzi ówczesnej I i II ligi. To nie satysfakcjonowało Procha, chciał czegoś więcej. Dlatego ruszył do Gorzowa Wielkopolskiego i otwarcie zakomunikował działaczom, że woli Stal od Falubazu.

- Wcale nie zabiegaliśmy o niego, gdyż nie chcieliśmy podgrzewać stosunków gorzowsko-zielonogórskich. To on nas bardzo prosił, żeby móc tu jeździć i wręcz groził, że w innym przypadku zakończy karierę - dodaje były prezes Stali Witold Głowania w książce "Siedem dekad Stali" autorstwa Roberta Borowego.

Proch dopiął swego, ale za chęć zmianę klubu został zawieszony przez GKSŻ na dwa lata. W połowie 1976 roku zezwolono mu na starty w lidze brytyjskiej, gdzie reprezentował Reading Racers i Leicester Lions. W kolejnym sezonie Proch już mógł wystartować, gdyż działacze anulowali jego karę i zezwolili na start.

Dwa mistrzostwa

Na debiut w Stali musiał jednak poczekać. W trakcie zawodów w Australii doznał skomplikowanego urazu stawu skokowego lewej nogi oraz złamania kości śródstopia w lewej i prawej nodze. Do kontuzji doszło, gdy jeden z rywali najechał na wstającego z toru po upadku Procha. Musiał przejść operację i kilkutygodniowe leczenie. Gdy już wrócił do zdrowia, to był jednym z liderów Stali.

Z nim w składzie gorzowianie sięgnęli w latach 1977-1978 po tytuły Drużynowych Mistrzów Polski, a w kolejnym sezonie Stal wywalczyła srebrny krążek. On sam też święcił sukcesy. Był drugi w Indywidualnych Mistrzostwach Polski i w Złotym Kasku. Na stałe zagościł w narodowej reprezentacji. W rozwoju pomagał mu też teść, świetny żużlowiec i trener Jan Malinowski.

W 1981 roku, skonfliktowany z gorzowskimi działaczami, za namową legendarnego Ryszarda Nieścieruka po raz drugi w karierze zmienił klub. Z Gorzowa przeniósł się do Polonii Bydgoszcz i tam też był jednym z liderów. Ścigał się do 1987 roku, osiągając kolejne sukcesy, z drugim srebrem IMP i dwoma tytułami Drużynowego Wicemistrza Polski na czele. Zresztą drugie miejsce w finale IMP w 1985 roku zawdzięcza pożyczonemu od juniora Piotra Gluecklicha motocyklowi.

Nagły koniec

W połowie 1987 roku Proch wyjechał z Polonią na towarzyski mecz do Holandii, a następnie odmówił powrotu do Polski. Osiadł w Niemczech, zakończył sportową karierę i pracował jako rehabilitant i fizjoterapeuta w szpitalu. To był nagły koniec jego żużlowego życia. Targały nim wielkie emocje, ale ostatecznie zdecydował się na taki radykalny krok. Wszystko było dobrze zaplanowane. Przed wyjazdem sprzedał swoje mieszkanie w Bydgoszczy.

W wywiadzie udzielonym "Gazecie Pomorskiej" w 2009 roku mówił o sobie, że cechował go upór. - Nie poddawałem się nawet po niepowodzeniach, dużo pracowałem, by osiągnąć cel. Miałem takie sportowe zacięcie. Mówią, że byłem niepokorny? Pewnie jest w tym trochę racji, ale w sporcie właśnie tacy dochodzą do wielkich rzeczy - wspominał.

Jego życie zakończyło się 22 grudnia 2012 roku. Zmarł nagle i niespodziewanie w wieku 60 lat. Pamięć o nim wciąż jest jednak żywa, a na Facebooku istnieje strona, która publikuje zdjęcia i ciekawostki z jego życia i sportowej kariery.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty