W 2011 roku Jaskółki zakończyły ekstraligowe zmagania na siódmym miejscu. Przed kolejnymi rozgrywkami zespół jednak został znacząco wzmocniony, głównie dzięki wydatnemu wsparciu dwóch dużych firm - Azotów Tarnów oraz Tauronu, które w sezonie ponownie weszły do nazwy ligowej drużyny. Szeregi tarnowskiej ekipy zasilił dwukrotny wówczas Indywidualny Mistrz Świata Greg Hancock, do macierzystego ośrodka wrócił Janusz Kołodziej, a na pozycje juniorskie ściągnięto Macieja Janowskiego i Kacpra Gomólskiego. Zespół miał dodatkowo prowadzić utytułowany polski trener - Marek Cieślak.
W składzie zostali coraz bardziej doświadczeni Leon Madsen i Martin Vaculik, a na miejsce polskiego seniora zakontraktowano jeszcze Dawida Lamparta. W trakcie sezonu do składu coraz śmielej przedzierał się jednak wychowanek Unii Tarnów - Jakub Jamróg, który niemal cały poprzedni sezon stracił przez kontuzję. Tak zbudowane zestawienie miało walczyć o trzeci tytuł Drużynowych Mistrzów Polski w historii klubu, po tych zdobytych w latach 2004-2005.
Seria zasadnicza rozgrywek potwierdzała przedsezonowe prognozy. Pierwszą porażkę Unia poniosła dopiero w 11. rundzie w Gdańsku, rywalizując z jedną najsłabszych drużyn w lidze. Jaskółki nad morzem musiały jednak radzić sobie osłabione brakiem Kołodzieja i Hancocka. Przed fazą play-off tarnowianie przegrali jeszcze mecze wyjazdowe w Gorzowie Wielkopolskim i Lesznie, kończąc pierwszą część sezonu z 14 zwycięstwami, jednym remisem i zaledwie trzema porażkami na 18 pojedynków.
ZOBACZ Świącik szczerze o Drabiku. "Wykreował swoją osobowość". W tle kulisy transferu do Wrocławia
Półfinał, który przeszedł do historii
Do historii przeszła już półfinałowa rywalizacja Unii z Unibaxem Toruń, niekoniecznie patrząc tylko na aspekty czysto sportowe. Podopieczni Marka Cieślaka pierwsze spotkanie rozgrywali przed własną publicznością, ponieważ w kolejny weekend w Tarnowie miał się odbyć jeden z finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Wynik 48:42 przed rewanżem był wyjątkowo małą zaliczką, jak na zdecydowanego faworyta rozgrywek. W kolejną niedzielę w Toruniu jednak zawodnicy na tor nie wyjechali, a wszystko było spowodowane… kilkuminutowym spóźnieniem Grega Hancocka, który ze Szwecji do Gdańska podróżował samolotem.
W świetle panującego wówczas regulaminu drużyna mogła rywalizować tylko z tymi zawodnikami w składzie, którzy w godzinie rozpoczęcia meczu znajdowali się na stadionie. Po wstępnym przeliczeniu niezbędnego KSM-u, sędzia Piotr Lis ogłosił walkower na korzyść gospodarzy. Jak się później okazało współczynnik ten został policzony niewłaściwie, gdyż nie wzięto pod uwagę obecnego w parku maszyn Jakuba Jamroga. Ostatecznie półfinał musiał zostać powtórzony, choć w meczu nie mógł już wziąć udziału jeden z liderów gospodarzy Ryan Sullivan, kontuzjowany kilka dni wcześniej na Wyspach Brytyjskich.
Choć Unibax po 10 biegach prowadził różnicą 10 punktów i był już jedną nogą w finale, to jednak w końcówce Unia przechyliła losy dwumeczu na swoją korzyść i z wynikiem 45:45 mogła cieszyć się z awansu. W drugim półfinale Stal Gorzów po remisie w Zielonej Górze dosyć łatwo rozprawiła się z lokalnymi rywalami (56:34) i czekała tydzień dłużej na swojego finałowego przeciwnika.
Niewielka strata przed decydującym starciem
Pierwszy z pojedynków o złote medale Drużynowych Mistrzostw Polski był rozgrywany "na raty". Mecz w Gorzowie z powodu opadów deszczu i złego stanu toru został przełożony z niedzieli na wtorek. W nim ostatecznie lekką przewagę osiągnęli gorzowianie, wygrywając 47:42, choć korzystny wynik osiągnęli oni dopiero w biegach nominowanych. Liderami gospodarzy byli wówczas Krzysztof Kasprzak (14), Niels-Kristian Iversen i Matej Żagar (po 12+1), a poniżej oczekiwań pojechał Tomasz Gollob (3+1 w czterech biegach). W szeregach Jaskółek żaden z zawodników nie osiągnął z kolei dwucyfrowej zdobyczy.
Przed rewanżem w Tarnowie, zaplanowanym na 14 października 2012 roku, nic nie było pewne. Faworytem do zdobycia mistrzowskiego tytułu nadal była Unia, kibice cały czas mieli jednak w pamięci pojedynek z rundy zasadniczej, kiedy to gorzowska Stal przegrała w Jaskółczym Gnieździe zaledwie dwoma punktami. Taki wynik w finałowym rewanżu oczywiście dałby gościom zwycięstwo w dwumeczu. Tarnowski stadion wypełnił komplet kilkunastotysięcznej publiczności, a emocje zaczęły sięgać zenitu.
Początek najważniejszego meczu w sezonie należał do Unii, która stratę z pierwszego spotkania odrobiła już po dwóch biegach. Na pierwszy ogień para Janowski – Gomólski podwójnie wygrała z Adrianem Cyferem oraz Łukaszem Kaczmarkiem. Chwilę później gospodarze zwyciężyli 4:2, ale niespodzianką był fakt, że w biegu tym przed Kasprzakiem triumfował nie Greg Hancock, a Jakub Jamróg. W dwóch kolejnych wyścigach indywidualnie wygrywali Madsen i Kołodziej, a przewaga Unii urosła do 10 punktów.
Cichy bohater wygrał ważne wyścigi
Przy wygranej Madsena i defekcie Vaculika wynik dwumeczu nie zmienił się po piątym biegu. Chwilę później sygnał do ataku dali Żagar z Iversenem, wygrywając podwójnie i redukując stratę do sześciu "oczek". W kolejnym biegu ponownie dosyć sensacyjnie pierwszy linię mety minął Jakub Jamróg, a z Tomaszem Gollobem poradził sobie także Hancock i Unia wróciła do 10-punktowej przewagi.
Taki sam bilans był również po trzech następnych wyścigach, a w gronie przyjezdnych tylko Matej Żagar był w stanie pierwszy mijać linię mety. W kolejnych startach wygrywali Janowski, Madsen i Vaculik, a przy prowadzeniu 45:33 przed biegami nominowanymi, już tylko kataklizm mógł Unii odebrać mistrzowski tytuł. Formalności zostały dopełnione w 14. wyścigu, po którym na tarnowskim stadionie zapanowała euforia. Ostatecznie Jaskółki wygrały to spotkanie 51:39, a cały dwumecz 93:86.
W szeregach gospodarzy w tym historycznym meczu niemal bezbłędny był Leon Madsen, który jedyny punkt zgubił w ostatnim biegu, gdy tytuł tarnowianie mieli już w kieszeni. O sukcesie zdecydował jednak wyrównany zespół, który był w stanie wygrać indywidualnie aż 12 z 15 biegów. Dwa niezwykle ważne triumfy odniósł Jakub Jamróg, na którego przed tym finałem mało kto stawiał. Kto wie, jak potoczyłyby się losy dwumeczu, gdyby we wspomnianych wyścigach przyjeżdżał on za wyżej utytułowanymi rywalami lub gdyby zamiast niego w składzie znalazł się Dawid Lampart.
To była prawdziwa drużyna
W szeregach gości w rewanżu na uznanie zasłużył chyba tylko Żagar, który jako jedyny wygrywał biegi. W pojedynku tym Tomasz Gollob, który reprezentował Unię Tarnów w latach 2004-2007, zdobył osiem punktów, lecz nie odniósł ani jednego zwycięstwa, tym samym nie wygrywając choćby jednego wyścigu w finałowym dwumeczu. Całkowicie zawiódł Michael Jepsen Jensen (3+1), a juniorzy zdobyli tylko jeden punkt. Wspomnieć należy o tym, że 17-letni wówczas Bartosz Zmarzlik nie mógł startować w finałach z powodu kontuzji, jakiej doznał 1 września w finale Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów w Gnieźnie.
Dla Marka Cieślaka był to ostatni do tej pory złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski, który wywalczył jako trener. Wcześniejsze zdobywał on w latach 1996 z Włókniarzem Częstochowa, w 2006 z Atlasem Wrocław oraz w 2011 z Falubazem Zielona Góra.
- Każdy złoty medal smakuje podobnie. Zwłaszcza z takim zespołem jak tutaj w Tarnowie. Trzeba powiedzieć, że to była prawdziwa drużyna. To nie był zlepek przypadkowych indywidualności, które sobie same coś tam robią w kącie parkingu. To była żywa drużyna, która w całości pracowała na wynik i każdy dał coś od siebie, aby osiągnąć ten wynik. To jest właśnie duży, zespołowy sukces - mówił ponad 10 lat temu doświadczony szkoleniowiec.
Spełnione marzenie Janowskiego
W swojej karierze Maciej Janowski reprezentował tylko klub z Wrocławia i właśnie Unię Tarnów w latach 2012-2013. Wywalczone złoto było dla niego pierwszym w karierze, a później tytuł Drużynowych Mistrzów Polski zdobył on jeszcze z wrocławską Spartą po dziewięciu latach, w sezonie 2021.
- Jestem niezmiernie szczęśliwy, że mogę być częścią tego, co się wydarzyło. Marzyłem, aby zostać Drużynowym Mistrzem Polski. Jeszcze nigdy nim nie byłem i dopiero teraz poznałem smak tego zwycięstwa. Warto się ścigać i ciężko pracować dla takich chwil, jak ta. To wielka radość móc razem z kibicami świętować taki sukces. Ten medal będzie u mnie wisiał w najważniejszym miejscu. Będzie to dla mnie także motywacja do pracy w przyszłości. To wspaniałe uczucie być częścią takiego zespołu i tego wielkiego przedsięwzięcia, jakim było wywalczenie mistrzostwa kraju - powiedział szczęśliwy Maciej Janowski po rewanżowym finale sezonu 2012.
W chłodny, październikowy wieczór Unia Tarnów mogła cieszyć się z trzeciego tytułu Drużynowych Mistrzów Polski w swojej historii, a Stal Gorzów musiała zadowolić się srebrnymi medalami. W kolejnych sezonach losy obu tych ekip potoczyły się zgoła odmiennie. Wprawdzie Jaskółki w latach 2013-2015 zdobywały brązowe krążki w ligowych rozgrywkach, to od 2016 roku notowały już tylko regres, a teraz startują w 2. Lidze Żużlowej. Gorzowska Stal natomiast cały czas była w czołówce polskich drużyn, dwukrotnie zdobywając mistrzostwo (2014 i 2016), trzykrotnie srebrne medale (2018, 2020 i 2022) i dwukrotnie brązowe (2017 i 2021).
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Tak zareagował na polski paszport dla Tarasienki. Zawodnik GKM-u stawia sprawę jasno
Ale wpadka! Zawodnik pojechał na mecz ligi polskiej do złego miasta