Rosjanin zachorował na raka. Wielki gest mistrza świata

Instagram / kudriashov_91 / Na zdjęciu: z lewej Andriej Kudriaszow z żoną, z prawej Artiom Łaguta z żoną
Instagram / kudriashov_91 / Na zdjęciu: z lewej Andriej Kudriaszow z żoną, z prawej Artiom Łaguta z żoną

Andriej Kudriaszow zachorował na nowotwór skóry. Grozi mu amputacja nogi. W pomoc dla kolegi od razu zaangażował się Artiom Łaguta. Mistrz świata z sezonu 2021 zorganizował zbiórkę wśród zawodników i pomógł mu dostać się do specjalisty.

Historia Andrieja Kudriaszowa poruszyła całe środowisko żużlowe w Polsce. Niedawno rosyjski sportowiec usłyszał dramatyczną diagnozę, która doprowadziła do natychmiastowego zakończenia kariery. Sytuacja 31-latka była bardzo poważna, więc od razu została uruchomiona zbiórka na jego leczenie. Wsparli ją kibice z całego kraju.

W pomoc zaangażowało się także wielu żużlowców, ale wydaje się, że najwięcej dla kolegi zrobił Artiom Łaguta. O szczegółach mistrz świata opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Kiedy dowiedział się pan o problemach Andrieja Kudriaszowa?

Artiom Łaguta, mistrz świata z 2021 roku, zawodnik Betard Sparty Wrocław: Na pewno na długo przed tym, zanim sprawa została przedstawiona polskim kibicom. Było to w okolicach lutego, ale rok temu. Wtedy Andriej mi powiedział, jak wygląda sytuacja.

ZOBACZ Żużel. Piotr Pawlicki grzmi po słowach tunera. "Nie zachował się wobec mnie fair!"

Jakie łączyły was wcześniej relacje?

Dość bliskie. One trwają w zasadzie od 2013 roku, czyli już szmat czasu. Mocno wspierałem go już wraz z moim menedżerem Rafałem Lewickim, kiedy był w Bydgoszczy. Pomogliśmy mu wtedy znaleźć mechanika czy zorganizować warsztat. W pewnym momencie Andriej mieszkał nawet u mnie w domu. Wtedy był już moim dobrym kumplem. Jeździliśmy też ze sobą w różnych zespołach. Doradzałem mu sporo w kwestiach sprzętowych. Spotykaliśmy się często na rowerach, motocrossie i podczas zawodów. To zatem normalne, że jego historia mnie poruszyła.

To dlatego zorganizował pan zbiórkę wśród żużlowców?

To był dla mnie naturalny odruch po przemyśleniu tej sprawy. Chwyciłem za telefon i napisałem do kolegów z toru, bo uważam, że w takich przypadkach musimy reagować. Taka sytuacja może przecież jutro spotkać każdego z nas, więc uważam, że jako żużlowcy musimy być solidarni. To nie jest jednak tak, że pomagam tylko Andriejowi, bo jest Rosjaninem. Kiedy problemy miał Tomasz Gollob, to przekazałem wiele gadżetów na aukcje. Na Grand Prix zawsze startowałem z hasłem "Mistrz jest jeden". Dla mnie takie kwestie to naturalny odruch.

Do ilu zawodników zwrócił się pan z prośbą o wsparcie?

Napisałem do zawodników z PGE Ekstraligi i cyklu Grand Prix. W tym gronie znaleźli się przede wszystkim żużlowcy, których bardzo dobrze znam.

Zasugerował pan jakąś kwotę?

Zaproponowałem, żeby każdy wpłacił pięć tysięcy złotych. Sam od siebie wpłaciłem znacznie więcej, ale zrobiłem to osobiście podczas spotkania z Andriejem, kiedy byłem u niego w domu.

Jakie był odzew na pana apel?

Efekty mojego apelu były… różne. Niektórzy odezwali się do mnie od razu i wpłacili pieniądze bez wahania. Inni nie zareagowali w ogóle. Nie wiem dlaczego i nie chcę w to wnikać. Chciałbym jednak też dodać, że odezwało się do mnie wielu żużlowców, po których kontaktu się nie spodziewałem. Tymczasem oni jako pierwsi przelewali pieniądze.

W przypadku Andrieja Kudriaszowa ważne są jednak nie tylko pieniądze, ale także skuteczne leczenie. Zawodnik bardzo panu dziękował za pomoc w tej kwestii. Co pan dokładnie zrobił?

Andriej miał pewien problem, żeby dostać się do konkretnego lekarza, a miał bardzo sprecyzowaną wizję dotyczącą leczenia. Starałem się na wszystkie sposoby mu w tym pomóc. Uruchomiłem wiele kontaktów i wiem, że się udało trafić do odpowiedniego specjalisty. Łatwo nie było, bo dzwoniłem w tej sprawie bez przerwy przez dwa, trzy dni. Bardzo mnie to ucieszyło. Po tej informacji on też odżył. Codziennie do mnie dzwonił. Najważniejsze, że wróciła mu wiara w to, że będzie dobrze.

Skoro jesteśmy już przy pomaganiu, to chciałbym wrócić do jednej kwestii. Tuż po wybuchu wojny w Ukrainie zadeklarował pan, że wynajmie we Wrocławiu mieszkanie dla uchodźców. Dotrzymał pan słowa, czy wycofał się z tego pomysłu po tym, jak związek motorowy postanowił pana i innych Rosjan zawiesić w rozgrywkach?

Jak obiecałem, tak zrobiłem. Zapewniam, że z niczego się nie wycofałem. Mieszkanie zostało wynajęte. Decyzja o moim zawieszeniu niczego nie zmieniła. Można to sprawdzić.

Szukamy współpracowników! Dołącz do redakcji żużlowej WP SportoweFakty! -->>

W tym roku wraca pan do jazdy w PGE Ekstralidze. Jak wyglądają przygotowania do rozgrywek?

Jak nigdy. Przygotowuję się do sezonu od półtora roku, więc nie ma innej opcji: muszę być w dobrej formie. Nie potrafię nawet policzyć, ile czasu spędziłem w siłowni, na rowerze, bieganiu czy motocrossie. Pod względem sprzętowym też wszystko gra, bo nie planuję żadnych zmian. Zamierzam nadal współpracować z panem Ryszardem Kowalskim. Mam jego silniki od dawna i zawsze byłem z nich zadowolony. Jeśli chodzi o mój team, to również będzie po staremu. Wszyscy ze mną zostali. Kiedy byłem zawieszony, to Rafał Lewicki pracował wprawdzie dla Kacpra Woryny, ale teraz jesteśmy już dogadani, że będziemy razem.

Nie ma pan żadnych obaw o formę po rocznej przerwie?

Żadnych. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale jestem pewny, że będzie dobrze. Uważam, że będę bardzo skuteczny na torze, bo nie czuję tej przerwy. Czas pokaże, czy moje odczucia są właściwe. Poza tym to nie jest tak, że nie miałem żadnego kontaktu z żużlem. Przecież pojawiałem się na treningach we Wrocławiu. Nie chcę się jakoś przesadnie chwalić, ale za każdym razem miałem najlepsze czasy (śmiech). Wszystko wskazuje zatem na to, że nie zapomniałem, jak się jeździ.

Zobacz także:
O co chodzi w sprawie Jamroga?