Zaczynają iść drogą Polskiego Związku Piłki Nożnej - rozmowa z Joanną Skrzydlewską, honorowym prezesem Orła Łódź

Orzeł Łódź przegrał pierwsze spotkanie barażowe z GTŻ Grudziądz 43:47. W rozmowie po meczu w Łodzi Joanna Skrzydlewska oceniła nie tylko postawę swoich podopiecznych, ale także działania Głównej Komisji Sportu Żużlowego.

Magdalena Skorupska: Jak ocenia pani występ swoich zawodników?

Joanna Skrzydlewska: Na pewno nie ma wstydu. Można powiedzieć, że chwilami byliśmy blisko zwycięstwa. Trzech naszych Szwedów pokazało wspaniały żużel, który mógł się podobać kibicom. Niestety nasi krajowi zawodnicy nie pojechali tak, jakbyśmy się tego po nich spodziewali. Piotr Dym bardzo zawiódł w tym spotkaniu, Stasiu Burza też kiepściutko, Mariusz Franków. Stąd taki a nie inny wynik, ale myślę, że przegrana czterema punktami to naprawdę żaden wstyd. Tym bardziej, że przeciwnik przyjechał w bardzo mocnym składzie. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jest różnica między pierwszą a drugą ligą. Zawodnicy pokazali na pewno wolę walki i należą im się słowa uznania a kibice mogą być zadowoleni, bo obejrzeli ciekawy mecz.

Będą zmiany w składzie na mecz rewanżowy?

- Przed rewanżem na pewno trzeba dokonać zmian w składzie. Widać, że trójka zawodników jest do wymiany. Na pewno dwóch z nich zmienimy.

Jakie to będą zmiany?

- Nie chcę tego jeszcze mówić, dlatego, że będziemy się zastanawiać jaką przyjąć koncepcję tego startu w Grudziądzu. Będzie nam bardzo ciężko tam wygrać. Będziemy na pewno jechać z ogromną wolą walki, żeby jeżeli przegrać, to godnie. To też ma znaczenie.

Freddie Eriksson, który zdobył w meczu dziesięć punktów, jest rozczarowany tym, że nawet za dobry występ w razie przegranej w dwumeczu zawodnicy nie dostaną pieniędzy.

- Proszę pamiętać, że to nie jest sport indywidualny tylko grupowy. Tutaj jedzie drużyna i to drużyna ponosi konsekwencje za porażkę czy też cieszy się ze zwycięstwa. Ja rozumiem ich rozgoryczenie, natomiast nie jestem w stanie przewidzieć przed meczem który z zawodników jak pojedzie. Próbuję w nich wytworzyć taką szansę budowania monolitu i tego, że mają się wspierać nawzajem i jechać na miarę swoich możliwości. Jeżeli byśmy wzięli pod uwagę inne starty Stasia Burzy czy Piotra Dyma i ich wyniki na tym torze, to na pewno to, co dzisiaj pokazali było znacznie poniżej oczekiwań. Nikt z nas nie był w stanie tego przewidzieć, dlatego myślę, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Trzeba się z tym pogodzić.

Ciężko było namówić zawodników, żeby zgodzili się na takie warunki?

- Nie. To chyba zawodnik od razu pokazuje czy tylko i wyłącznie traktuje ten sport jako zajęcie zarobkowe czy także chce zrobić czasami coś dla kibiców i dla klubu. Chyba po takich zachowaniach można oceniać klasę poszczególnych zawodników. Czasami klub wyciąga rękę do zawodnika, ale są też chwile kiedy to zawodnik wyciąga rękę do klubu. Myślę, że tutaj ta współpraca wygląda perfekcyjnie. Cieszę się, że jeżeli my o coś prosimy to zawodnicy spełniają nasze prośby, ale kiedy oni o coś proszą to my też te prośby spełniamy. Chyba na tym polega taka rzeczowa, fair play współpraca.

W meczu nie jechał Maciej Piaszczyński. Taka była koncepcja czy nie zgodził się na warunki?

- Nie było go, bo ostatnie jego starty nie były na tyle dobre aby miał szansę rywalizacji z tymi zawodnikami. Dlatego daliśmy szansę innemu juniorowi. Trudno mi powiedzieć co będzie w Grudziądzu. Proszę pamiętać, że to jest specyficzny tor i nasi zawodnicy nie mieli ostatnio zbyt dużej szansy ścigania się na takim torze, więc naprawdę to jest trudna decyzja przed nami w jakim składzie wystartować.

Podczas spotkania w parku maszyn obecny był Janusz Ślączka. Pomagał trenerowi Ruteckiemu?

- Może chciał nas wspierać. Ja nie mogę nikomu zabronić przyjazdu na stadion czy też kibicowania. Może z nadmiaru wolnego czasu. Dla niego sezon już się skończył, więc pewnie przyjechał nam pokibicować, podoradzać może niektórym zawodnikom. Pamiętajmy, że żużlowcy dzisiaj jeżdżą w takim klubie, jutro w innym. Dla wielu z nich rada starszego kolegi, który ma większe doświadczenie, jest pomocna. Ja go tutaj osobiście nie zapraszałam, więc jeżeli przyjechał i chciał kibicować to bardzo proszę.

Rozjaśniła się trochę przyszłość łódzkiego klubu po tym meczu barażowym i postawie zawodników?

- Biorąc pod uwagę to, co się ostatnio dzieje w Głównej Komisji Sportu Żużlowego, to ja nie wiem co będzie dalej. Dzisiaj powinniśmy jechać mecz z drużyną z Ostrowa a w czwartek wieczorem się dowiedzieliśmy, że jedziemy mecz z drużyną z Grudziądza. Teraz jest takie pytanie - co się stanie, jeśli wyrok Trybunału zostanie uchylony?

Klub z Ostrowa złożył odwołanie, więc jest taka możliwość.

- Tak, Ostrów się odwoła, wyrok zostanie zmieniony i stawiam pytanie - kto wtedy awansuje? Jeżeli my dzisiaj przegrywamy mecz z Grudziądzem to nie znaczy, że przegralibyśmy mecz z Ostrowem. Jest tyle niewiadomych, że mi na dzień dzisiejszy trudno cokolwiek przewidzieć, bo nie jestem wróżką, z fusów też nie potrafię wróżyć. Biorąc pod uwagę to, co ostatnio robi Polski Związek Motorowy i GKSŻ, to jest trudno cokolwiek przewidzieć. Niestety mam wrażenie, że zaczynają iść drogą Polskiego Związku Piłki Nożnej. A to nie wróży najlepiej. Nie mam bladego pojęcia co może być dalej, dlatego, że ja nie wiem jaki będzie wynik końcowy. Bo co zrobi GKSŻ, jeżeli wyrok, który zapadł w czwartek zostanie uchylony? Będziemy jeszcze raz jechać?

Działacze z Ostrowa słusznie się odwołują?

- Każda drużyna ma prawo walczyć o swoją rację do końca. Ja też na miejscu Ostrowa wykorzystałabym wszystkie możliwości prawne jakie są do tego, ścieżkę jaka jest do odwołania wykorzystałabym do końca, żeby mieć czyste sumienie, że zrobiłam wszystko, co byłam w stanie zrobić, żeby uratować swój lub przed spadkiem do niższej ligi. Natomiast jest jedno główne pytanie. Co się stanie, jeśli ta decyzja zostanie podważona? Co wtedy? Nie będziemy przecież jeszcze raz jechać baraży. Kto wtedy będzie awansował i kto spadnie? W moim przekonaniu chyba wtedy awansują trzy drużyny i to będzie jedyne sprawiedliwe rozwiązanie. Poszerzenie pierwszej ligi o dodatkową drużynę. Myślę, że jedna decyzja sędziego spowodowała taką drogę jak domino. Jedna rzecz za drugą zaczęły się po drodze sypać. Za chwilę chyba Główna Komisja Sportu Żużlowego ten sznur, który ma wokół szyi już sobie tak zaciśnie, że nie będzie wiedziała co ma z tym problemem zrobić. Bo ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji, że ja mam się wtedy poddać, jeżeli zostanie zmieniony wynik. To znaczy, że nie powinnam w ogóle jechać z drużyną z Grudziądza, tylko z drużyną z Ostrowa.

Dopuszcza pani możliwość, że wtedy trzeba byłoby jechać następne mecze, tylko tym razem z Ostrowem?

- Powiem szczerze, że wszystko jest możliwe, bo naprawdę regulamin GKSŻ, zresztą podam nasz przykład, nasza wygrana w PKOlu, teraz sprawa jest w sądzie najwyższym, bo oczywiście Polski Związek Motorowy złożył odwołanie, pokazuje, że naprawdę jest kiepskim regulaminem i pora go zmienić.

Sama zmiana regulaminu chyba niewiele pomoże?

- Chyba pora też zmienić zasady wyłaniania członków zarządu Polskiego Związku Motorowego. Przede wszystkim pora stworzenia strategii co się chce w tym sporcie żużlowym w Polsce osiągnąć. Mnie się wydaje, że ostatnie działania Głównej Komisji Sportu Żużlowego i obecnego jej przewodniczącego pokazują, że nie ma pomysłu na to, co chce się z tą dyscypliną w Polsce dalej robić. Zwycięstwa, jakie my odnosimy, laury i złote medale są, możemy się z nich cieszyć, ale za chwilę ich nie będzie, ponieważ nie ma żadnego rozwoju tej dyscypliny sportu w naszym kraju.

Od czego powinno się zacząć?

- Sto procent zmian. Stworzenie sobie strategii rozwoju, zrobienie sobie analizy swot, mocnych i słabych stron. Wyznaczenie tego planu, tych celów, drogi do osiągnięcia ich i czasu w jakim chce się to osiągnąć. Ja co roku słyszę, że może trzy ligi, a może dwie. Co roku wracamy do tych samych problemów, z których nic nie wynika. To pokazuje, że nie ma jakiejś długofalowej polityki. Sukces odnoszą tylko te osoby, które coś znaczą w tym sporcie. Nie chcę nikogo urazić, ale mam wrażenie, że na dzień dzisiejszy żużel nie ma odpowiednich ludzi w swoim środowisku, przed którymi by odpowiednie drzwi się w środowisku sportowym otwierały. To jest niestety bolączka tej dyscypliny sportu. Dopóki osoby ważne, które mają dużą decyzyjność nie zaczną się tym sportem interesować, które mają moc sprawczą to niewiele się zmieni. Ja bardzo lubię i szanuję pana Szymańskiego, ale to nie jest osoba znana, tak? Takiej osobie jest o wiele trudniej cokolwiek wywalczyć, zmienić. Bo nie jest znana w środowisku. Tutaj potrzeba osób, które są zdeterminowane ale też mają możliwości.

Komentarze (0)