Dramat Ricky'ego Ashwortha rozegrał się 2 sierpnia 2013 w meczu pomiędzy Scunthorpe Scorpions i Berwick Bandits. W jedenastym wyścigu doszło do wypadku, w którym udział brał także David Howe. Kraksa wyglądała fatalnie, a po niej podjęto decyzję o zakończeniu meczu. Ashworth został przetransportowany do szpitala, a jego stan był poważny.
Żużlowiec był nieprzytomny i szybko przeniesiono go na oddział intensywnej terapii. Rokowania lekarzy nie były optymistyczne. Doznał poważnych obrażeń głowy i mózgu. Były obawy, że już nigdy nie będzie w stanie mówić i chodzić. W śpiączce był aż przez 91 dni. Wybudził się z niej na początku listopada. Lekarze mówili o cudzie.
Brytyjczyk następnie rozpoczął rehabilitację. Ta trwa do dziś. Początkowo nie mówił i był sparaliżowany, ale ćwiczył, wierząc w to, że kiedyś stan jego zdrowia ulegnie poprawie. Dzięki ogromnemu wysiłkowi po wielu miesiącach zaczął mówić i stawiał pierwsze kroki. Nagrania z jego postępami regularnie publikowano w internecie. Był i jest gigantyczną inspiracją dla wszystkich.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Dudek, Holder i Ferdinand gośćmi Musiała
- Ricky na szczęście jest z nami, ale wciąż nie jest dobrze. On ma uszkodzenia mózgu, a większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak jest to poważne. To co się stało jest tragiczne. To bardzo smutne dla Ricky'ego i jego rodziny. Oni są blisko niego, a wszystko kręci się wokół Ricky'ego, by jego życie było lepsze - przyznał promotor Ian Hunter kilka miesięcy po wypadku.
Właśnie rodzina jest dla Ashowrtha największym wsparciem. Najbliżsi od dnia wypadku byli przy nim każdego dnia i pomagali mu w najgorszych chwilach. Wspierali go też przy długiej rehabilitacji. Wciąż interesował się żużlem, wynikami. Wiedział jednak, że powrót na motocykl był wykluczony.
Cały czas zbierano środki na rehabilitację. W charytatywnych zawodach startowały gwiazdy cyklu Grand Prix. Leczenie przynosiło efekty. W końcu Ashowrth usiadł na rowerze stacjonarnym, samodzielnie chodził. Wciąż ma jedno marzenie: chce jechać na rowerze bez pilota. Z nim ćwiczy na torze kolarskim w Manchesterze.
- Moje zadanie to jeździć samodzielnie, nie jako pasażer. Jak wiecie, zawsze sam siedziałem na motocyklu. Dlatego jazda jako pasażer nie jest tym, co mnie interesuje. Na tę chwilę tak to musi wyglądać. To lepsze niż nic - powiedział Ashworth w materiale, jaki wyemitowała stacja BBC.
Ashworth ma jeszcze inne marzenie. Chciałby któregoś dnia ponownie usiąść na motocyklu żużlowym i przejechać choć jedno okrążenie. W sieci regularnie publikuje filmiki ze swoich treningów. Widać, że postępy u 40-letniego mężczyzny są ogromne. A on wciąż nie powiedział ostatniego słowa.
Czytaj także:
Po koszmarnym upadku miał zmiażdżoną nogę. Jego życie było zagrożone
Spór o tor w Świętochłowicach. "Mam mieszane uczucia"