7 czerwca 2022 roku Krajowa Administracja Skarbowa zatrzymała Marka Grzyba, wówczas szefa żużlowej Stali Gorzów. Chodziło o tzw. hurtownię faktur, czyli oszustwa związane z wyłudzaniem podatku VAT. Marek Grzyb usłyszał zarzut prania brudnych pieniędzy na łączną kwotę 66 milionów złotych. Media informowały, że miał otrzymać z tego tytułu około 600 tysięcy złotych.
Biznesmen spędził ponad pół roku w areszcie, przyznał się do winy. Przestał pełnić funkcję prezesa żużlowego klubu. Chwilę później drużynę opuścił najlepszy polski żużlowiec, trzykrotny mistrz świata Bartosz Zmarzlik. Przyspieszyła także sprawa nieprawidłowości związanych z rozliczeniem dotacji na sekcję piłki ręcznej. Grzybowi zostały w związku z tym postawione kolejne zarzuty.
Marek Grzyb opuścił areszt w ostatnich dniach i zdecydował się na udzielenie wywiadu, w którym odnosi się do swojego zatrzymania, odejścia ze Stali Gorzów, transferu Bartosza Zmarzlika i swoich relacji z obecnym prezesem Stali Gorzów Waldemarem Sadowskim.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Dudek, Holder i Ferdinand gośćmi Musiała
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak może pan skomentować zarzuty o praniu brudnych pieniędzy?
Marek Grzyb, były prezes Stali Gorzów: Nie wszystko mogę powiedzieć z racji trwającego postępowania. To aresztowanie było szokiem dla mnie i rodziny. Jestem dorosłym i odpowiedzialnym człowiekiem, więc rozumiem, co się wydarzyło i z jakiego powodu zostałem zatrzymany. Nie ukrywam jednak, że po drodze pojawiło się wiele okoliczności, które budzą moje wątpliwości.
Jakich?
Zastanawia mnie bardzo dziwny zbieg okoliczności. Moje wszystkie problemy zaczynają się w jednym miejscu - w Szczecinie. Idąc po nitce do kłębka można też bez problemu zauważyć, że są spowodowane zeznaniami osób, pomiędzy którymi występują relacje zawodowe. Chodzi o ludzi, którzy są związani z jednym z gorzowskich mecenasów lub jego najbliższym otoczeniem. Proszę jednak nie pytać o nazwisko, bo go nie wymienię. Poza tym nie muszę, bo wiele osób kojarzy fakty. Dodam, że zanim do tego wszystkiego doszliśmy i zrozumieliśmy źródło moich problemów, minęło sporo czasu. Teraz jest już to dla mnie oczywiste. Zapewniam, że nie ma mowy o zbiegu okoliczności.
Prokuratura informuje jednak, że przyznał się pan do stawianiach zarzutów.
Niech pan pozwoli, że najpierw przedstawię szerszy kontekst. Próbowano mnie aresztować dwukrotnie. Pierwszy raz nieskutecznie. To miało miejsce tuż po słynnym zgrupowaniu Stali Gorzów na Teneryfie, czyli 25 marca 2021 roku. Wtedy wszystko działo się na wniosek Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Został wydany wniosek przeszukania i zabezpieczenia mojego majątku. O 6:00 rano w moim domu pojawiły się służby. Na szczęście przyjechali do mnie ludzie z Poznania. Oni brali udział w czynnościach i szybko doszli do wniosku, że coś tu się nie zgadza. Ich zdaniem była to wyreżyserowana sytuacja i dlatego doszło do zmiany i odstąpienia od postanowienia prokuratury w Szczecinie. Już wtedy wiedziałem, że coś wokół mnie się dzieje. Byłem nie tylko zaskoczony, ale i przerażony. Dla mnie była to od początku próba aresztowania na zlecenie. Trudno było mi uwierzyć, że z takiego powodu ktoś jest w stanie posunąć się tak daleko.
O jakim powodzie pan mówi?
W tej całej sprawie od początku chodziło o wykluczenie mnie z życia publicznego. Wszystkie moje problemy zaczęły się w momencie, kiedy ogłosiłem, że interesuje mnie polityka. Był czas, kiedy przyznałem otwarcie, także na łamach waszego portalu, że będę chciał zostać senatorem. To wtedy zaczęła się nagonka na mnie. Żadnego innego sensownego motywu znaleźć nie potrafię.
Dlaczego zatem doszło do aresztowania za drugim razem?
W tym przypadku muszę odmówić udzielania odpowiedzi ze względu na tzw. tajemnicę postępowania. Będę mógł opowiedzieć o szczegółach po zakończeniu sprawy.
W związku z zarzutami przestał pan być prezesem Stali Gorzów. Po pana odejściu w klubie miało miejsce wiele ważnych wydarzeń. Jednym z nich było przejście do Motoru Lublin Bartosza Zmarzlika. Niektórzy uważają, że trzykrotny mistrz świata zdecydował się na taki ruch ze względu na wasze kiepskie relacje. Co pan na to?
Nigdy nie widziałem żadnej jednoznacznej wypowiedzi ze strony Bartka Zmarzlika, że jego odejście ze Stali Gorzów to efekt naszej relacji. Myślę, że ktoś powinien zapytać kiedyś zawodnika o to wprost. Moja perspektywa jest zupełnie inna.
Czyli?
Nie jest żadną tajemnicą, że Bartek był bardzo długo kuszony ofertami ze strony Motoru Lublin. Zawodnik i jego team doskonale wiedzieli, że ubiegłoroczny kontrakt był dla gorzowskiego klubu finansowym sufitem, którego nie będzie można już przebić. To było maksimum, które mogliśmy mu dać. W końcu pojawiła się lepsza oferta i stało się jasne, jaki będzie finał tej historii. Uważam jednak, że moje relacje z rodziną Zmarzlików zawsze były bardzo dobre. Bartkowi życzę wielu sukcesów, bardzo go lubię. Rozumiem też decyzję, którą podjął. Zrozumiał, że macierzysty klub nie jest w stanie kontynuować podwyższania jego kontraktu, więc skorzystał z innej opcji. Zapewniam, że dla nas realizacja umowy z Bartkiem, która funkcjonowała w sezonie 2022, była wielkim wysiłkiem. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.
W mediach pojawiało się wiele informacji, kiedy Bartosz Zmarzlik podjął decyzję o odejściu ze Stali Gorzów. Jedna z wersji mówi o urodzinach Marcina Gortata w lutym 2022 roku. Kiedy pan się o tym dowiedział?
Na pewno przed startem sezonu, ale pierwsze informacje otrzymałem przed datą, o której pan mówi. To było w styczniu ubiegłego roku.
Jaka była wtedy pana reakcja?
Zadzwoniłem do Doroty Zmarzlik, mamy Bartka. Powiedziałem, że otrzymałem taką informację z bardzo pewnego źródła. Nie uzyskałem jednoznacznej odpowiedzi, czy to prawda, ale umówiliśmy się, że zawodnik poinformuje klub o wszystkim z odpowiednim wyprzedzeniem, tak żebyśmy byli w stanie go odpowiednio zastąpić. To miało wydarzyć się w czerwcu. Otrzymałem zapewnienie, że nie zostaniemy wystawieni do wiatru. Podkreślałem również, że zrobimy wszystko, by go zatrzymać w Stali Gorzów. Wiedziałem jednak, że to się raczej nie uda, bo pułapy finansowe rosły z roku na rok, a możliwości były ograniczone.
Skoro jesteśmy przy finansach, to w jakiej kondycji pozostawił pan gorzowski klub?
W sezonie 2022 Stal Gorzów dojechała do finału i walczyła do końca o złoto. Takie były też nasze przedsezonowe założenia. Przy budowaniu budżetu zakładaliśmy wszystkie wpływy, które możemy z tego tytułu otrzymać. Mam na myśli środki z PGE Ekstraligi czy pieniądze z biletów za decydujące mecze. Zapewniam, że nie byłoby takiego wyniku bez realizacji budżetu. Proszę też pamiętać, że przekonaliśmy Discovery do podpisania umowy na Grand Prix, które sprzedało się wyśmienicie. Wpływy były ogromne. Jestem zatem pewien, że budżet został wykonany na takim poziomie, jaki sobie założyliśmy.
Czy pan myśli jeszcze o powrocie do żużla?
Zakochałem się w Stali Gorzów. Nigdy nie sądziłem jednak, że w moim życiu prywatnym dojdzie do takiego trzęsienia ziemi. Musiałem szybko przewartościować, co jest dla mnie naprawdę ważne. Ten rachunek sumienia sprawił, że Stal Gorzów jest dla mnie rozdziałem zamkniętym. Można powiedzieć, że ten wywiad to ostatnia strona tej historii. Nie chcę już wracać do żużla, bo liczy się dla mnie teraz coś innego. Cieszę się jednak, że wielu kibiców nadal mnie docenia. Spotkałem się z licznymi pozytywnymi komentarzami w internecie. Po drodze było też mnóstwo słów wsparcia dla mnie i rodziny. To jednak nic nie zmienia. Na pierwszym miejscu stawiam rodzinę. Moja żona i synowie przeszli prawdziwe piekło. Takie aresztowanie uderza z całą mocą także w najbliższych. Poza tym nie ukrywam, że mocno ucierpiały moje interesy.
Co ma pan na myśli?
Prowadziłem jedną z największych firm finansowych w Polsce. Teraz zakres jej funkcjonowania jest zdecydowanie mniejszy, bo na rynku finansowym sygnał, że ktoś jest podejrzany o pranie brudnych pieniędzy, powoduje asekurację ze strony kontrahentów i banków. Ruchy wobec takiej osoby są bardzo drastyczne. Skłamałbym zatem, gdybym powiedział, że w biznesie, na który pracowałem całe życie, nic się nie zmieniło. Można powiedzieć, że to aresztowanie zmieniło wszystko, także mój sposób myślenia o tym, co jest ważne.
Niedawno otrzymał pan także zarzuty w związku z rozliczeniem dotacji na sekcję piłki ręcznej. Co ma pan do powiedzenia w tej sprawie?
Mógłbym to skomentować krótko: ciągle ta sama osoba z Gorzowa pisze na mnie donosy. Zamieszanie wokół dotacji to kolejna część tej historii. Ja tylko przypomnę, że mówimy o sezonie 2020, kiedy mieliśmy do czynienia z koronawirusem. Jeden z radnych grzmiał wtedy, że miasto przyznaje środki na sekcję żużlową i sekcję piłki ręcznej, kiedy na całym świecie są znacznie ważniejsze potrzeby. W efekcie dotacja została przesunięta z lutego na kwiecień. Tymczasem piłkarze ręczni rozgrywali spotkania, więc należało im płacić za wykonaną pracę. Przesunięcie dotacji spowodowało, że środki poszły z części, która była przewidziana na żużel. Harmonogram nakreślony przed pandemią nie mógł być realizowany. Klub musiał na bieżąco znajdować rozwiązania, żeby regulować swoje zobowiązania. To wszystko sprawiło, że zostało złożone zawiadomienie do prokuratury. Przypominam tylko, że mówimy o czasie, kiedy sytuacja była ekstremalna na całym świecie. Nikt nie wiedział, co nas czeka, a trzeba było jakoś działać. To była jednak dobra okazja, żeby kolejny raz we mnie uderzyć.
Jak ocenia pan czas swojej prezesury w Stali Gorzów?
Uważam, że wykonaliśmy w Gorzowie kawał dobrej roboty. Żużel w Polsce bardzo się zmienił w ostatnich latach. Karty rozdają dwa bogate kluby - Betard Sparta Wrocław i Motor Lublin. Kiedy przejmowałem Stal, byliśmy w trudnym położeniu, ale w moim odczuciu osiągnęliśmy olbrzymi sukces, bo nie odstawaliśmy od rywali na żadnej płaszczyźnie. Zdobywaliśmy przecież medale, a w ostatnim sezonie na wyciągnięcie ręki było nawet mistrzostwo Polski.
Pana następca w Stali Gorzów został Waldemar Sadowski. Jak ocenia pan działania, które podjął po przejęciu klubu?
To dla mnie dość trudny temat. Mógłbym zapytać, kim jest Waldemar Sadowski. Mam wrażenie, że dopiero po czasie poznałem jego prawdziwą twarz.
Jak to?
Wydawało mi się, że Waldemar Sadowski jest moim przyjacielem. Miałem o nim bardzo dobre zdanie, kiedy mianowałem go wiceprezesem. Później szybko zrozumiałem, że się myliłem. Po moim zatrzymaniu rodzina otrzymała wiele telefonów ze słowami wsparcia. Informowała mnie o tym na bieżąco żona. Niestety, prezes Sadowski bardzo szybko o mnie zapomniał. Od razu dodam, że nie oczekiwałem żadnych cudów. Wydawało mi się jednak, że skoro spotykaliśmy się w swoich domach, to zwykły kontakt był jakimś minimum przyzwoitości. Najbardziej przykro zrobiło mi się, kiedy dowiedziałem się, że moja żona ani synowie nie otrzymali zaproszenia na żaden z kluczowych meczów ligowych, ani turniej Grand Prix. A w przypadku rozmów z Discovery mocno się napracowałem, żeby Gorzów odzyskał cykl mistrzostw świata. To wszystko sprawia, że mocno zmieniłem zdanie o Waldemarze Sadowskim.
Prezes usunął z klubu ludzi, którzy byli pana bliskimi współpracownikami. Jednym z nich był Remigiusz Turek, który ostatnio głośno krytykuje Waldemara Sadowskiego.
To było niepotrzebne i niesmaczne. Osoby, które wprowadziłem do zarządu, wykonały wielką pracę. To także dzięki nim Stal Gorzów znowu zaczęła się liczyć. Prezes Waldemar Sadowski dobrze o tym wiedział, więc jego decyzje personalne bardzo mnie dziwiły. Tak samo nie mogłem zrozumieć, dlaczego klub wycofuje sprawy apelacyjne przeciwko jednemu z gorzowskich mecenasów i organizuje pokazową akcję zapraszania na mecze wszystkich byłych prezesów pod pretekstem godzenia środowiska. Waldemar Sadowski dobrze znał fakty i wiedział, dlaczego wcześniej podejmowaliśmy różne działania prawne. Teraz wiem, że aureola naszej przyjaźni to była jedna wielka mistyfikacja. Myślałem, że mam obok siebie przyjaciela, a tak naprawdę okazał się fałszywą osobą. Stali Gorzów życzę jednak jak najlepiej, bo pokochałem ten klub i zawsze będę o nim ciepło myśleć.
Na koniec chciałbym się pożegnać, bo moja praca dla Stali Gorzów została przerwana nagle. Chciałbym to zrobić teraz, bo spotkałem przez te wszystkie lata wiele wspaniałych osób. Z tego miejsca dziękuję fantastycznym zawodnikom, sztabowi szkoleniowemu, pracownikom, wszystkim sponsorom i cudownym kibicom, którzy wspierali nas na dobre i złe. Jestem wdzięczny za wszystko, co od tych ludzi otrzymałem. Uważam, że stworzyliśmy perełkę, której zazdroszczono nam w wielu innych miastach. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Rozmawiał Jarosław Galewski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Kolejna ważna zmiana w IMP
GKM będzie jeszcze długo odrzucać oferty