Żużel. Sprawił jedną z największych sensacji. Pogodził legendy

Jerzy Gryt w 1971 roku sprawił sensację i sięgnął po tytuł Indywidualnego Mistrza Polski. Jest jedną z legend ROW-u Rybnik, któremu wierny był przez całą karierę. 12 marca skończył 80 lat.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
żużlowiec podczas startu Materiały prasowe / Na zdjęciu: żużlowiec podczas startu
Jest jednym z najwybitniejszych żużlowców w historii ROW-u Rybnik. Jerzy Gryt w barwach śląskiego klubu sześciokrotnie sięgnął po tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do tego dołożył trzy brązowe medale DMP, a także wiele sukcesów indywidualnych. Ten najcenniejszy osiągnął w 1971 roku.

Pogodził gwiazdy

Gryt nie był faworytem finału Indywidualnych Mistrzostw Polski, który rozgrywany był na torze w Rybniku. Znał go jak własną kieszeń, ale wiedział, że wyżej stoją akcje Edwarda Jancarza, Andrzeja Wyglendy czy Jerzego Szczakiela. Jednak to on pogodził gwiazdy polskiego żużla i sięgnął po tytuł, który jest marzeniem każdego żużlowca.

- Bardzo trudno było zdobyć mistrzostwo. W tych czasach brylował Wyglenda. W obsadzie finału byli też Waloszek, Mucha, Gluecklich czy Jancarz. Chciałem zdobyć to trofeum, było to największe marzenie. Mówiłem, że muszę zrobić mistrzostwo, bo jak nie teraz, to kiedy? Bardzo się cieszyłem z wygranej - wspominał Gryt w programie "Gwiazdozbiór Śląskiego Sportu", który emitowany był na kanale Telewizji TVT na Youtube.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Nicki Pedersen doczeka się biografii!

Gryt trzy dni przed finałem IMP odbył trening na rybnickim torze. Wtedy kierownik drużyny ROW-u Jerzy Kubik mierzył czasy zawodnikom i przekazał mu wiadomość, którą zapamiętał do dzisiaj. - Mówił, że jak tak pojadę w niedzielę - a to był czwartek - to mam mistrza Polski - dodał. Jego triumf można uznać za sensację, bo wtedy był "jedynie" solidnym ligowcem. W 1973 roku sięgnął jeszcze po srebrny medal, ulegając tylko Wyglendzie.

Żużel kochał od dziecka

Sport żużlowy Gryt kochał od dziecka. W Rybniku nie było zresztą innej możliwości. Każdy mały chłopiec chciał zostać żużlowcem. Na podwórkach ścigano się na rowerach, udając zawodników. Gryt jeździł niemal na każdy trening czy zawody. Jak wspomina, w niedzielę nie było co innego o roboty.

Karierę rozpoczął w 1965 roku. Miał 22 lata, ale udowodnił, że wiek nie stanowił przeszkody. Wystąpił wtedy w czterech meczach i wywalczył cztery punkty, ale przyczynił się do zdobycia tytułu DMP. Z roku na rok spisywał się coraz lepiej. Trenował pod okiem Joachima Maja i Stanisława Tkocza i czynił systematyczne postępy.

W końcu został jednym z liderów ROW-u. Jak wyliczył Marcin Zielonka z "Tygodnika Żużlowego", łącznie wystąpił w 114 meczach, pojechał w 418 biegach i wraz z bonusami wywalczył 823 punkty. Łączna średnia w rybnickim klubie to 1,969 pkt/bieg. Po zakończeniu kariery pracował jako trener w rybnickim klubie i w 1990 roku poprowadził go do ostatniego medalu DMP.

W cieniu legend

W ROW-ie zawsze był w cieniu Woryny i Wyglendy. - Nie mogłem się do nich zbliżyć. To była światowa czołówka. Byłem w kadrze narodowej przez 8 lat, ale Wyglenda, Woryna, Maj czy Tkocz to była potęga. Najpierw oni dostawali najlepszy sprzęt, a reszta, w tym ja, byliśmy tak jakby dokoptowani do nich - dodał Gryt.

Legendy rybnickiego żużla miały jednak duży wpływ na jego karierę. Był zapatrzony w Joachima Maja. Jak sam wspomina, miał szacunek dla starszych w zespole. - Jak Maj mi powiedział, żebym mu wyczyścił motocykl, to ja byłem szczęśliwy, że mogę to zrobić - stwierdził rybnicki żużlowiec.

- Czuję się bardzo spełniony. Cieszyłem się tym sportem. Stadion to był mój drugi dom. Cieszyłem się, że uprawiałem sport żużlowy - powiedział.

Czytaj także:
Marcin Jaguś poszedł w ślady starszego brata. Karierę zatrzymały kontuzje
Wygrał swój memoriał. Zginął przez prosty błąd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×