Żużel. Wygrał swój memoriał. Zginął przez prosty błąd

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Grzegorz Smoliński
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Grzegorz Smoliński

Grzegorz Smoliński to jedna z ofiar czarnego sportu. 12 kwietnia 1987 roku na torze w Poznaniu doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Polski żużlowiec popełnił błąd na starcie i uderzył w bandę. Zmarł 10 dni później w szpitalu. Miał 20 lat.

W tym artykule dowiesz się o:

W końcówce lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Grzegorz Smoliński był jedną z nadziei gnieźnieńskiego żużla. Młody zawodnik czynił systematyczne postępy, a pokaz swoich umiejętności dał 22 lipca 1986 roku podczas Memoriału Marcina Rożaka, tragicznie zmarłego żużlowca Startu Gniezno. Rok później turniej poświęcony był pamięci już nie tylko Rożaka, ale też i Smolińskiego.

Mama nie chciała wyrazić zgody

Bohater tej historii od dziecka marzył o tym, by zostać żużlowcem. Jego mama kategorycznie nie wyrażała na to zgody. Dopiero pod naporem próśb i błagań syna uległa. Smoliński treningi rozpoczął i tak bez jej pisemnej zgody, a jego pierwszym szkoleniowcem był Henryk Żyto. We wrześniu 1984 roku 17-latek zdał egzamin na licencję i mógł rozpocząć swą żużlową przygodę.

Szybko doczekał się debiutu w ligowych rozgrywkach, ale jego wyniki nie były imponujące. Przełomem był rok 1986, w którym Smoliński wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Pojechał w 12 meczach Startu Gniezno, zdobył 94 punkty i wykręcił średnią 1,843. Walnie przyczynił się do awansu swojego zespołu do I ligi.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Dudek, Holder i Ferdinand gośćmi Musiała

Wiązano z nim ogromne nadzieje. Wszak w finale MIMP zajął piąte miejsce i imponował swoją jazdą. Do tego wygrał Memoriał Marcina Rożaka, zawodnika Startu, który życie stracił w wyniku obrażeń na torze. Również Smoliński zakończył swoje życie w tragicznych okolicznościach.

Pechowy upadek

12 kwietnia 1987 roku w Poznaniu rozegrano czwórmecz szkoleniowy, w którym oprócz Polski rywalizowały drużyny Szwecji, Danii i RFN. Smoliński był rezerwowym, który miał jechać w składzie zdekompletowanej niemieckiej ekipy. Na torze po raz pierwszy pojawił się w piątym biegu. Przydarzył mu się prosty, ale jakże tragiczny w skutkach błąd.

Po zwolnieniu taśmy motocykl Smolińskiego wykonał "świecę". Żużlowiec starał się dociążyć przód motocykla, który przez ponad 30 metrów jechał z uniesionym przednim kołem. Zmiana kierunku jazdy nie była możliwa. W konsekwencji z dużą siłą uderzył w bandę. Nieprzytomnego zawodnika odwieziono do szpitala. Urazy okazały się bardzo poważne. Smoliński zmarł 10 dni później, nie odzyskawszy przytomności.

- Po zwolnieniu taśmy w wyścigu piątym wygrał start. Zrobił jednak "świecę" i cały czas jechał prosto w naszym kierunku. Siedzieliśmy z Piotrem Podrzyckim, właśnie naprzeciwko linii startu, tuż przy wejściu w pierwszy łuk. Trzech zawodników, którzy jechali za Grzesiem złamało motocykle, a on, starając się dociążyć przód motocykla, wjechał prosto w bandę. Przednie koło zatrzymało się na siatce, a Grzegorz przeleciał nad kierownicą i uderzył kaskiem w słupek podtrzymujący siatkę - wspominał upadek Jacek Gomólski na łamach "Świata Żużla".

Chciał uratować błotniki

Z relacji świadków wynika, że Smoliński przed zawodami kupił nowe błotniki do swojego motocykla i nie chciał ich uszkodzić. I jak wspominał jego brat Jarosław, błotnik faktycznie udało się uratować. Zresztą maszyna żużlowca wymagała tylko drobnej naprawy i znów nadawała się do jazdy.

Jego rodzice stawiali na pierwszym miejscu szkołę, a dopiero potem sport. Zresztą Smoliński trenował nie tylko żużel, ale też lekkoatletykę. W Poznaniu uczył się zawodu mechanika maszyn ciężkich i pierwszą klasę ukończył z wyróżnieniem. W trzeciej klasie - już w Gnieźnie - praktycznie przestał chodzić na zajęcia. Cały czas zajmował mu żużel. Był całym jego życiem.

- Grzegorz po prostu kochał żużel. Z każdym miesiącem robił postępy. Szkoda, że ten wypadek przerwał jego życie, bo mój brat mógł naprawdę zostać liczącym się zawodnikiem - wspominał jego młodszy brat Jarosław.

18 października 1987 roku odbył się Memoriał Marcina Rożaka i Grzegorza Smolińskiego. Rok wcześniej wygrał go właśnie drugi z nich. Tym razem triumfatorem został Waldemar Cieślewicz przed Jackiem Gomólskim i Dariuszem Michalakiem.

Czytaj także:
Po koszmarnym upadku miał zmiażdżoną nogę. Jego życie było zagrożone
Spór o tor w Świętochłowicach. "Mam mieszane uczucia"

Komentarze (3)
avatar
Tomi1111
7.03.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No tak, wystarczyło przymknąć gaz! Myśle że nie był w pełnej formie psychomotorycznej, bo troszke wcześniej miał wstrząśnienie mozgu (chyba tydzień wcześniej), wiec raczej nie powinien jechać w Czytaj całość
avatar
Stary Poznaniak
6.03.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pamiętam ten wypadek, zawody były rozgrywane przy ładnej pogodzie i ten feralny wypadek. Grześ miał kas bella taki jak obecnie noszą żużlowcy tyle że pewnie dużo słabszy w żółtym kolorze i po u Czytaj całość
avatar
sparki
6.03.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jak wiemy,zuzel to nie szachy,szkoda bylo tego mlodego chlopaka,zreszta nie tylko jego,ale wszystkich,co odeszli dla swojej pasji.