Żużel. Plusy i minusy weekendu. Tymi słowami Pedersen rozłożył na łopatki cały zespół

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Jarosław Galewski i Mateusz Puka z WP SportoweFakty rozdają plusy i minusy za ostatni weekend. Bohaterem okazał się niepokonany Nicki Pedersen, który uratował GKM. Za to Robertowi Sawinie nie udała się taktyczna zagrywka z Wiktorem Lampartem.

[b]

PLUSY według Jarosława Galewskiego[/b]

Nicki Pedersen za uratowanie ZOOleszcz GKM-u w meczu z Tauron Włókniarzem Częstochowa. Grudziądzanie odjechali w sobotę naprawdę słabe spotkanie. Nie potrafili wykorzystać braku Kacpra Woryny, który nadal odczuwa skutki upadku sprzed kilku dni i przez większość meczu przegrywali. Gdyby nie znakomita postawa Duńczyka, to sezon w Grudziądzu zacząłby się od porażki. Nicki Pedersen w wielkim stylu wygrał wszystkie swoje wyścigi, a w tym ostatnim w mistrzowski sposób odpierał ataki piekielnie szybkiego Leona Madsena. Dodajmy, że dla 46-latka był to pierwszy występ na grudziądzkim torze po fatalnej kontuzji z ubiegłego roku. Wcześniej nie miał okazji nawet na nim porządnie potrenować.

Przed meczem trzykrotny indywidualny mistrz świata został wybrany na kapitana drużyny i pokazał, że w pełni zasługuje na to miano. Nieoficjalnie wiemy, że sam proces wyboru rozbawił cały zespół. W dniu meczu trener Janusz Ślączka zwołał zebranie i zaproponował Pedersena na kapitana. Wszyscy byli za tym, więc szkoleniowiec ZOOleszcz GKM-u Grudziądz oddał głos Duńczykowi. Jak ustaliliśmy, jego pierwsze słowa do drużyny brzmiały: "macie się oglądać i jeździć parą", co naprawdę rozbawiło zebranych zawodników. Później jednak było już bardziej poważnie, bo Pedersen przekazał kolegom, że ustawienia jego sprzętu nie są żadną tajemnicą. Nicki zapewnił w obecności trenera, że chętnie będzie dzielić się nimi podczas wszystkich meczów. Ta zapowiedź została bardzo pozytywnie przyjęta przez drużynę.

Juniorzy Tauron Włókniarza Częstochowa i Cellfast Wilków Krosno za świetne wyniki. Franciszek Karczewski i Kajetan Kupiec mieli być zdecydowanie gorszym duetem od Jakuba Miśkowiaka i Mateusza Świdnickiego, a podczas pierwszego meczu w Grudziądzu to miejscowi młodzieżowcy wyglądali przy nich jak debiutanci. Obaj pojechali doskonale i pokazali, że w kolejnych spotkaniach mogą być wsparciem dla seniorów. Równie dużym, a może nawet jeszcze większym zaskoczeniem była postawa młodzieżowców Wilków w Lesznie. Duet Krzysztof Sadurski - Denis Zieliński miał być najsłabszy w PGE Ekstralidze, a na Stadionie im. Alfreda Smoczyka zdobył więcej punktów od pary gospodarzy.

ZOBACZ WIDEO: Janowski o medalu w Grand Prix: Krąży wśród znajomych. Dobrze, że wreszcie jest

Oskar Fajfer i Andrzej Lebiediew za powrót do PGE Ekstraligi. Niektórzy twierdzą, że kto już raz nie sprawdził się w PGE Ekstralidze, ten nie sprawdzi się w niej i za drugim razem. W przypadku Oskara Fajfera i Andrzeja Lebiediewa było jednak zupełnie inaczej. A warto dodać, że obaj zaczęli sezon na wyjazdach. Zwłaszcza o Fajferze mówiło się, że w przypadku ebut.pl Stali Gorzów może być wartościowym ogniwem, ale tylko na własnym torze. W Toruniu 28-latek jechał jednak bardzo bojowo i skutecznie. Mecz zakończył z dziewięcioma punktami. Jeśli chodzi natomiast o Lebiediewa, to niewiele zabrakło, żeby został bohaterem beniaminka PGE Ekstraligi. Gdyby nie defekt w wyścigu dziesiątym, to Łotysz zdobyłby 12 punktów, a jego zespół zacząłby sezon od wygranej.

Grzegorz Zengota za decydujący cios, a Piotr Baron za taktyczny zmysł. Fogo Unia Leszno w starciu z Cellfast Wilkami Krosno uciekła spod topora. Duża w tym zasługa 34-latka, który swój klub nazywa drugim domem, w którym chciałby pozostać na wiele lat. Niedzielnym występem zawodnik na pewno się do tego przybliżył. Na wysokości zadania stanął w najważniejszym momencie, kiedy ważyły się losy meczu. W piętnastym wyścigu znakomicie wystartował i pokonał Vaclava Milika oraz Andrzeja Lebiediewa.

Mały plus przy okazji dla trenera Piotra Barona, który doskonale ustawił na ten bieg swoich zawodników. Taktyka z Zengotą na drugim polu i zabójczym na dystansie Januszem Kołodziejem, który po przegranym starcie mógł zdziałać zdecydowanie więcej od swojego kolegi, okazała się strzałem w dziesiątkę. Takimi detalami wygrywa się mecze.

Na inaugurację trenerowi Robertowi Sawinie nie wyszła zagrywka taktyczna
Na inaugurację trenerowi Robertowi Sawinie nie wyszła zagrywka taktyczna

MINUSY według Mateusza Puki

Wiktor Lampart i Robert Sawina za mecz z ebut.pl Stalą Gorzów. W przerwie zimowej władze For Nature Solutions KS Apatora Toruń skupiły się, by przekonać do powrotu byłego kierownika drużyny Jacka Kannenberga. Chodziło o to, by trener Robert Sawina mógł w trakcie meczu liczyć na pomoc kogoś doświadczonego. Już po pierwszym spotkaniu widać bowiem wyraźnie, że taktyka nie jest mocną stroną trenera torunian. Mało brakowało, a jego eksperyment zakończyłby się katastrofą, czyli porażką na inaugurację. Trudno powiedzieć, czy w Toruniu aż tak bardzo wierzono w umiejętności Wiktora Lamparta, czy może pod wystawieniem go z numerem 13. krył się jakiś tajemny plan, ale można być pewnym, że okazało się to fatalnym błędem. Lampart był wolny, czego najlepszym dowodem jest to, że na dystansie wyprzedził go Oskar Fajfer. Dwa pierwsze biegi z jego udziałem zakończyły się porażkami 2:4 i 1:5, a oceny występu Lamparta nie zmienia zwycięstwo w swoim trzecim biegu z Martinem Vaculikiem i Wiktorem Jasińskim. To właśnie wyścigi z udziałem Lamparta spowodowały, że goście cały czas byli w kontakcie z Apatorem.

Jakub Miśkowiak za mizerny występ w Grudziądzu. Wydawało się to niemal niemożliwe, ale zawodnik rozpoczął ten sezon jeszcze gorzej niż poprzedni. W całym meczu pokonał jedynie Kacpra Pludrę i to głównie jego słaba postawa zdecydowała, że Tauron Włókniarz Częstochowa nie wygrał meczu w Grudziądzu. Jeśli Jakub Miśkowiak nie poprawi startów, to może mieć problem, by w tym roku zdobywać punkty w spotkaniach wyjazdowych. 22-latek musi uważać, bo gdy do jazdy wróci Woryna, presja na Lecha Kędziorę, by wystawiał w jego miejsce młodzieżowców, może być bardzo duża. A to z kolei utrudni spokojne dochodzenie do odpowiedniej dyspozycji.

Mateusz Szczepaniak za nieudany powrót do PGE Ekstraligi. Tym występem nie przybliżył się ani do regularnej jazdy w niej, ani do wypożyczenia do 1. Ligi Żużlowej. Trudno bowiem wierzyć, by jakiś pierwszoligowiec widząc formę tego zawodnika, był skłonny wyłożyć przynajmniej 400 tysięcy złotych za jego wypożyczenie. Trzeba jednak szczerze przyznać, że Mateusz Szczepaniak miał trochę pecha, bo wystarczyła tylko jedna wpadka przeciwko parze Maksym Drabik - Mikkel Michelsen i żużlowiec został odsunięty od teoretycznie łatwej rywalizacji z juniorami Włókniarza. Gdy wrócił po pięciu biegach przerwy, trafił z kolei na kolejny arcytrudny bieg przeciwko Drabikowi i Madsenowi. Znów przegrał 1:5 i można jedynie zastanawiać się, czy mimo kiepskiej formy Norberta Krakowiaka, Szczepaniak pojedzie z zespołem na kolejne starcie do Gorzowa Wielkopolskiego.

Mateusz Bartkowiak za trzy zera w Toruniu. Aż trudno uwierzyć, że tego zawodnika jeszcze kilka lat temu nazywano możliwym następcą Bartosza Zmarzlika. Lata mijają i choć teoretycznie zawodnik powinien być coraz lepszy, to w jego przypadku wszystko idzie w drugą stronę. Występ na Motoarenie był bardzo słaby i nic nie zapowiada, by ten sezon miał być dla niego lepszy niż poprzedni (wtedy zakończył ze średnią biegową 0,814 - red.). W sobotę Mateusz Bartkowiak nieźle startował, ale na dystansie z dziecinną łatwością dwukrotnie minął go Krzysztof Lewandowski.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Jest życie bez Bartosza Zmarzlika. Stal postraszyła Apatora w Toruniu
Nicki Pedersen to gigant! Dzielny Włókniarz znowu nie zdobył Grudziądza

Źródło artykułu: WP SportoweFakty