Żużel. Znany mechanik odpowiada na zarzuty Lamberta. "Już raz mieliśmy podobną sytuację"

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen (z lewej) i Robert Lambert
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen (z lewej) i Robert Lambert

Robert Lambert przyznał niedawno, że sporym problemem podczas okresu zimowego było niespodziewane odejście z teamu mechanika Łukasza Jankowskiego. Sytuacja okazuje się jednak nieco inna niż przedstawił to sam Brytyjczyk.

Dziś swoje odejście komentuje sam zainteresowany, czyli Łukasz Jankowski. Znany mechanik to były żużlowiec, a prywatnie syna legendy Unii Leszno, Romana Jankowskiego.

Mocno się zdziwił, gdy przeczytał słowa Lamberta o swoim rzekomym odejściu bez żadnego słowa, gdy wszystko w teamie było już rzekomo przygotowane do kolejnego sezonu.

Problemy na linii Robert Lambert - Łukasz Jankowski zaczęły się dużo wcześniej, a sytuacja przyspieszyła, gdy po sezonie zawodnik zaczął zwlekać z podjęciem rozmów ze swoim najbardziej zaufanym pomocnikiem. Obaj pracowali ze sobą od 2020 roku.

ZOBACZ WIDEO: Kasprzak o odejściu z Grudziądza: Z nikim ręki nie ściskałem. To nagonka na mnie i Doyle'a

- Już raz zdarzyło się, że Robert zapewniał mnie, że kontynuujemy współpracę, a za moimi plecami dogadywał się z mechanikami, którzy mieli mnie zastąpić. Sytuacja przypomniała mi się, gdy po sezonie szybko dogadał się z drugim mechanikiem, Kamilem, a do mnie nawet nie zadzwonił. Początkowo odrzuciłem kilka ofert od innych zawodników, ale coraz mocniej się niecierpliwiłem i bardziej byłem przekonany, że Robert zwleka z rozmową ze mną, bo szuka sobie kogoś innego - relacjonuje wydarzenia z zeszłego roku, Łukasz Jankowski.

Gdy w październiku zadzwonił do niego Piotr Pawlicki, mechanik wciąż jeszcze czekał na sygnał od swojego dotychczasowego pracodawcy. W przeciwieństwie do wcześniejszych ofert, nie zdecydował się natychmiast odrzucić propozycji.

- Nie chciałem zostać na lodzie, ale jednocześnie byłem gotowy na przedłużenie umowy z Robertem. To chyba normalne, że gdy pojawiła się atrakcyjna oferta, to wyraziłem wstępne zainteresowanie. Pierwszeństwo wciąż miał jednak Lambert. Wcześniej się nie dogadaliśmy, a telefon wciąż milczał. Bałem się, że koło nosa przejdą mi najciekawsze oferty i zostanę z niczym. Z jednym mechanikiem dogadał się znacznie wcześniej, więc rozumiałem, że szuka innej opcji - dodaje Jankowski.

Obaj panowie odbyli poważniejszą rozmowę dopiero, gdy stało się jasne, że leszczynianin będzie pracował u swojego krajana jeżdżącego w Betard Sparcie Wrocław. Lambert już wtedy oskarżał mechanika o to, że zostawił go na lodzie i nie poinformował wcześniej o swojej decyzji.

Warto dodać, że w ostatnich latach coraz częściej zdarza się, że zawodnicy i kluby największe problemy mają właśnie ze znalezieniem odpowiednich kandydatów na mechaników. Najlepsi specjaliści pożegnali się z tym fachem zrażeni wielogodzinnymi dojazdami na zawody i treningi (nawet 100 tysięcy kilometrów rocznie), a także nieregulowanym czasem pracy. Niektórzy śmieją się, że obecnie na rynku jest mniej doświadczonych mechaników niż zawodników.

Nie ma się więc co dziwić, że odejście zaufanego człowieka jest dużym problemem i może sparaliżować pracę teamu. Tak miało się stać właśnie w przypadku Lamberta. Pierwszy mecz PGE Ekstraligi pokazał jednak, że Brytyjczyk opanował sytuację, a w jego teamie znów wszystko funkcjonuje jak należy.

Czytaj więcej:
40-latkowie ośmieszyli rywali
Betard Sparta rozbiła bank w pierwszym meczu

Źródło artykułu: WP SportoweFakty