Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: To był dla ciebie z pewnością wyjątkowy dzień, bo po raz pierwszy wystartowałeś Częstochowie w roli gościa. Jakie uczucie ci towarzyszyło przy okazji piątkowego meczu?
Mateusz Świdnicki, zawodnik Cellfast Wilków Krosno: Coś fajnego. Bardzo dziękuję kibicom za bardzo ciepłe przyjęcie, bo aż się łezka w oku zakręciła. Teraz jestem zawodnikiem innej drużyny, ale z sentymentem będę na pewno wracał do Częstochowy.
W Częstochowie doskonale poznaliśmy twoją sylwetkę, styl jazdy i sposób bycia. Mam wrażenie, że na próbie toru byłeś bardzo spięty. Nie przypominałeś tego zawodnika, który na luzie jeździł w barwach Włókniarza Częstochowa.
Może to nie jest jeszcze tak, jakbym chciał się czuć na motocyklu. Jednak jeśli chodzi o czas, to było zadowalająco. Mam dużo mniej jazdy w tym roku, bo jak jeszcze w ubiegłym roku były turnieje młodzieżowe, to była szansa pojeździć, posprawdzać i "pobawić" się motocyklem. Teraz nie ma miejsca na błąd i lekkie spięcia się pojawiają. W piątek czułem się w miarę w porządku, choć wynik tego za bardzo nie pokazuje. Na pewno było dużo lepiej niż w Krośnie.
ZOBACZ WIDEO: Zawodnik Betard Sparty "gwiazdorzy"? "Ludzie nie rozumieją, że to narzędzia marketingowe"
Znajomość toru chyba też na niewiele się zdała?
Uważam, że tor był przygotowany podobnie do tego, co mieliśmy w ubiegłym sezonie. Jedynie różnicę, jaką zauważyłem, to, że start był nieco twardszy niż zazwyczaj.
Grzegorz Leśniak niedawno w magazynie żużlowym na antenie Eleven Sports powiedział, że jednym z twoich problemów jest to, że jeździsz za bardzo po częstochowsku. A w Krośnie tak nie można jeździć, bo tor jest znacznie dłuższy i ma nieco inne łuki. Mógłbyś się do tego odnieść?
W Częstochowie zawsze było tak, że wchodziło się do krawężnika i wychodziło piką, choć akurat w piątek to tak nie działało. Potem znów pika i do bandy. I cztery okrążenia tak samo. W Krośnie... To działa automatycznie. Czasem wejdę za wcześnie w krawężnik i mnie wyrzuca, a rywal wskakuje. I to jest na pewno element do pracy, ale ja zdaję sobie sprawę z tego, jakim zawodnikiem jestem. Wiem, ile pracy muszę w to włożyć.
Masz ten atut, że masz pewne miejsce w składzie. To, że nie musisz walczyć o miejsce w składzie i nikt nie czeka na twoje potknięcia, daje komfort psychiczny?
Komfort komfortem, ale tu też nie chodzi o to, że ja jestem w składzie, bo muszę. To nie o to chodzi. Chcę prezentować taki poziom, by mieć to miejsce, choćbym miał mieć trzech rywali do tego miejsca. Jeszcze muszę jednak dużo popracować i złapać więcej luzu, a myślę, że jak to będzie, to pojedzie to wszystko z górki. Potrzebuję czasu, ale wiem, w jakim kierunku iść.
Chcę pomagać zespołowi z Krosna, abyśmy wygrywali te mecze. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale walczymy i ja od siebie mogę zapewnić, że przepracuję, jak się da do następnego meczu, aby ten wynik ruszył do przodu. Na razie wiemy, jak jest. Walczymy.
A jak w tym sezonie wygląda u ciebie zaplecze sprzętowe? Korzystasz z tych samych silników, co w ubiegłym roku?
Jeżdżę na silnikach od Flemminga Graversena. W piątek startowałem na tym silniku, na którym sięgnąłem tutaj po tytuł Młodzieżowego Indywidualnego Mistrza Polski, ale jest trochę do poprawy. Dodatkowo kupiłem od Flemminga kolejny silnik, który testujemy i wierzę, że wkrótce wszystkie mi podpasują i będzie dobra oraz skuteczna jazda.
Załapałeś się do składu Eskilstuna Smederny na inaugurację Bauhaus-Ligan. Będziesz operował między ligą polską i szwedzką czy chciałbyś poszukać jeszcze jakiegoś zagranicznego angażu?
W Szwecji pojadę kilka spotkań, ale dziś nie umiem odpowiedzieć w ilu, bo mam po prostu czekać na telefon. Na razie chcę się skupić na tych dwóch ligach, ale jeśli coś wyskoczy i odezwie się jakiś klub blisko, jak na przykład z Czech czy Niemiec, to będziemy na bieżąco myśleć.
Czytaj także:
Cellfast Wilki mocniejsze niż przypuszczano. "Są w naszym zasięgu"
Nie siedzi na kanapie, nie je chipsów i nie ogląda Netflixa