34-latek na bydgoskim owalu startował z nożem na gardle, ponieważ po niezwykle słabym występie w niedawnej rundzie we włoskim Terenzano, pomimo pozycji lidera cyklu, mógł jeszcze utracić mistrzowski tytuł na rzecz Tomasza Golloba lub Emila Sajfutdinowa. Zagrożenie ze strony Polaka i Rosjanina było spore, gdyż tor przy Sportowej jest ich domowym obiektem, a "Ginger" jechał z niezaleczoną kontuzją ramienia, odniesioną we wrześniowym meczu brytyjskiej Elite League. - W pewnym momencie myślałem, że wypadek w Belle Vue będzie oznaczał dla mnie koniec sezonu. Zespół fantastycznych ludzi sprawił jednak, że mogłem wrócić na tor i za to należą im się ogromne podziękowania - powiedział Crump.
Pierwsza część sezonu 2009 była w wykonaniu Australijczyka perfekcyjna i w klasyfikacji przejściowej czempionatu wypracował on sobie sporą przewagę nad przeciwnikami. Później jednak 34-latkowi nie wiodło się już tak dobrze. - Na początku szło jak po maśle, jednak później spuściłem nieco z tonu i nie było już tak rewelacyjnie. Po sześciu rundach ludzie zaczęli mi mówić, że tytuł mam już w kieszeni, a ja wtedy zacząłem się zastanawiać, czy warto walczyć jak wariat o każdy punkt, i czy nie lepiej na spokojnie utrzymywać wypracowaną przewagę. W efekcie tego w kilku kolejnych rundach nie punktowałem na najwyższym poziomie i teraz stwierdzam, że nie tędy droga, bo urodziłem się po to, żeby się ścigać - dodał Jason.
Poprzednio Jason Crump najlepszym żużlowcem globu był w latach 2004 i 2006. W sezonie 2005 z tronu zepchnął go Tony Rickardsson, a w roku 2007 lepszy okazał się Nicki Pedersen. - To niesamowite, że po raz kolejny udało mi się zostać mistrzem świata. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będę równie silny - zakończył Australijczyk.